- Lucy! Lucy, śniadanie! Zejdź z łaski swojej! - głośny krzyk matki i zapach naleśników, doszedł do niej dopiero po chwili. Wyjęła słuchawki z uszu i dźwignęła się z łóżka. Głowa bolała ją jak po ostrym kacu, a poprzedniego dnia nic przecież nie piła. Podeszła do szafy i beznamiętnie przejrzała jej zawartość. Z dołu jej matka cały czas darła ryja, by zeszła na dół, ale Lucy stwierdziła, że będzie jej to na rękę jeśli kobieta zedrze sobie gardło. Przynajmniej nie będzie się tak wydzierać.
Przejechała dłonią po twarzy i wzięła pierwszą lepszą kieckę. Ubrała czarne leginsy z białym przecierami i hipisowską tunikę z frędzlami. Oczywiście czarną. Cała jej garderoba była czarna... Nie spiesznie namalowała czarne kreski wokół oczu, pociągnęła koszulkę przodu, tak aby było widać biust i dopiero wtedy postanowiła łaskawie zejść na dół.
- Wreszcie jesteś. Trzymaj, bo się spóźnisz. - powiedziała wysoka blondynka, przez większość znanych jej osób nazywana po prostu mamą. Tak naprawdę nazywała się Cristina. Chujowe imię, ale nie ona je wybierała. Kobieta wcisnęła jej kanapki w ręce i wróciła do robienia kolejnych, dla jej braci. Lucy stała chwilę w ciszy, a po chwili wcisnęła kanapki do znoszonej i zdartej do żywego torby, chwyciła skórzaną kurtkę i glany i wybiegła z domu.
Tak cholernie chciało jej się palić. Pamiętała jednak, żeby zapalić dopiero po skręceniu z uliczki. Pogrzebała w torbie, wyjęła fajka i odpaliła go z rozkoszą. Czuła jak nikotyna wypełnia jej płuca. Włożyła słuchawki w uszy i ruszyła w stronę szkoły.
Miała w chuj daleko, ale nienawidziła autobusów szkolnych. Tyle tam niewyżytych małolat i popisujących się pseudo przystojniaczków, że żal dupę ściska. I tak najgorsi byli kujoni. Bogu ducha winni niby, ale dla niej, to były podstępne lizydupy. Nie wszystkie, to fakt. Ale większość.
- Lucy! Czekaj mała! - usłyszała pomiędzy kolejnymi wersami piosenki. Ktoś darł ryja na całą ulicę, ale Lucy szła dalej.
- Podstępna gnida jesteś, wiesz? - zaśmiała się różowowłosa lafirynda imieniem Lexi. Zbuntowana nastolatka, której życiowym celem było zaliczyć drużynę footballową. Lucy przełknęła zgryźliwe uwagi i wyjęła słuchawki.
- Chcesz dragów, papierosów czy dobrego seksu z moim chłopakiem? - spytała brązowowłosa Lu.
- Zabawne, ale nie. Chciałam cię zaprosić na domówkę. Urządzam ją w przyszły weekend. Wiesz, nie ten, tylko następny.
- Wiem co to znaczy w przyszły Lex.
- Super, wpadniesz nie? Potrzebujemy dragów, a nikt nie skombinuje tak zajebistych, jak ty.
- Okej. Pomyślę. Wiesz, bardzo możliwe że ja i Pat mamy wtedy trzy i pół miesięcznice, i będzie chciał to uczcić ruchaniem w stodole dziadków, więc nic nie obiecuje. Nie każda impreza, to darmowy haj, słońce.
- Rozumiem, chcesz kasy. Okej. Zrzucimy się.
- Daj mi spokój Lex.
Włożyła słuchawki, słysząc Ozzy'ego od razu się uspokoiła. Lex nieco ją poddenerwowała. A przynajmniej na tyle mocno, że Lu powstrzymywała się od przyrżnięcia jej glanem w wypudrowaną buźkę.
Szła dalej, a obok szła ta pizda. Nie zwracała na nią uwagi, a tuż przed szkołą, Lexi sobie poszła. Szczęście i chwała czerwonym niebiosom. Postanowiła poszukać jej ukochanego chłopaka Patrica i oczywiście znalazła go na boisku. Jak tylko go zobaczyła, zapragnęła poderżnąć mu gardło. Czemu do chuja jeszcze z nim nie zerwała? Czemu do chuja w ogóle z nim jest? Pat akurat bił się z jakimś chłopakiem. Przyjrzała mu się i zaskoczeniem zauważyła, że nie dość jego przeciwnikiem jest jakiś marny chudzielec, to jeszcze Patty przegrywał. Uznała, że to dobry powód by go porzucić przy kumplach. Podbiegła kawałek i znalazła się między chłopakami.
- Hej, dupki! Przestańcie do chuja! Ej koleś, przystopuj bo zaraz zgnieciesz naszego biednego Pattiego. Chyba tego nie chcemy. - mrugnęła do pobitego napastnika. Spojrzał na nią zaskoczony i otarł krew z nosa.
- Co ty tu kurwa robisz ?! Spierdalaj stąd kurwa! - zawołał Patrick i popchnął mnie. Błąd. Walnęła go prościutko w klejnoty, na co chłopak skulił się.
- Kim jesteś, że dajesz się pobić jakiemuś kujonowi i własnej lasce? Kutasem. Tak w ogóle to nie mam ochoty być z kutasem. - Lucy nachyliła się do niego i uśmiechnęła perfidnie. Splunęła mu po nogi i odwróciła się do kujona.
- Chodź. - mruknęła, a chłopak bez słowa podążył za nią.
by Heather - Land of Grafic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz