Brew Lucy wystrzeliła mimowolnie do góry gdy zobaczyła stojący radiowóz. Była zima, więc wcześniej robiło się cimno, ale była może ledwie 16. Jego matka dramatyzowała i Lu wiedziała że jeśli dowie się że Gabe był tu z nią, to i ona będzie mieć przechlapane. Uśmiechnęła się do policjanta zalotnie.
- Nie ma potrzeby. Wrócę sama. Mieszkam niedaleko. - powiedziała, zerknęła na Gabe'a i odeszła szybkim krokiem. Źle zrobiłam że go pocałowałam. Nie chciała tego, to znaczy chciała, ale nie tak. Chciała zachęcić go do złamania parypu zasad ustalonych przez jego matkę, a nie rozkochiwać go. Czy na pewno? Klepnęła się w czoło. Sama nie wiedziała czego chce. Przeczesała włosy palcami i skręciła w boczną uliczkę. Nie miała zamiaru wracać do domu. Za wcześnie, póki jeszcze jest wolna, musi z tego skorzystać.
- Luusia! - usłyszała czyjś krzyk z boku. Odwróciła głowę w kierunku dźwięku. Pod ścianą siedział jakiś bezdomny którego dziewczyna w ogóle nie zauważyła. Przyjrzała się bliżej, w końcu koleś znał jej imie.
- Dan? Jezu, chłopie, co ty tu robisz? - spytała w zaskoczona. Dan nie wyglądał jak Dan którego znała w podstawówce. Wtedy był rumianym chłopakiem, za którym uganiały się wszystkie dwunastoletnie dziunie. Byli dobrymi przyjaciółmi, od kiedy zgubili się na wycieczce w lesie. Zakumplowali się, a Lu pomogła mu trochę ze znalezieniem normalnej dziewczyny. Taaa, znalazła mu Lexi która wtedy wydawała się być interesującym materiałem na partnerkę dwunastolatka.
Teraz Dan wyglądał jak siedem nieszczęść. Miał brudne włosy i ewidentnie był nawalony. Śmierdział alkocholem, a jego oczy, mimo że w pół mroku, wyglądały jak denka filiżanki. Podeszła do niego powoli i kucnęła naprzeciw niego.
- Dobrze cie widzieć wrono. - uśmiechnął się pół gębkiem. Przez jakiś czas nazywał ją wroną ze względu na jej ciemne włosy, chociaż tłumaczył źe to przez to że przynosi pecha. Od kiedy to wrony przynoszą pecha pijaczyno?
- Wyglądasz strasznie. Co się stało? - spytała i pogrzebała w torbie. Wyjęła butelkę nietkniętej wody i podała Danowi. Wypił łyka a później chlupnął sobie w twarz.
- Nic. Najebałem się jak nigdy wcześniej. Dobry towar mają w tym pubie. Spodoba ci się. - zaśmiał się i zwymiotował. Skrzywiła się widząc to i sięgnęła po telefon.
- Witam. Z tej strony Lexi Donavan. Przy pubie Kufel leży facet kompletnie nawalony. Proszę przysłać karetkę. - powiedziała wyraźnie do telefonu. Nie dała dojść do słowa kobiecie po drugiej stronie i od razu się rozłączyła. Uciekła alejką wybiegając na jakąś nieznaną jej ulicę. Pełna była klubów. Weszła do pierwszego lepszego i zamówiła piwo. Nikt nie zapytał jej o dowód, więc zadowolona zaczęła tańczyć na prawie pustym parkiecie. Nikogo nie było, więc brzuchaty barman z mnóstwem tatuaży przyłączył się do niej.
Próbował włożyć jej ręce po sweter, ale póki była trzeźwa jakoś mu się opierała. Później, gdy się upiła, a w pubie dalej nikogo nie było pozwoliła się zaciągnąć na zaplecze. Lu, już nie pamiętasz co się wydarzyło? Nie, to bez znaczenia.
Mężczyzna był masakrycznie napalony, więc uklękła przed nim i zrobiła mu loda. Odwdzięczył jej się porządną minetą, i gdy oboje byli gotowi na seks, na ich nieszczęście ktoś wszedł do pubu.
- Nie idź, pierdol ich. - zamruczała Lucy czkając po piwie. Wzięła łyka z butelki i przysunęła bliżej nieznanego mężczyznę. Zaśmiał się chrapliwie i wszedł w nią.
- Wolę pierdolić ciebie. - powiedział jej do ucha i przyspieszył. Oplotła go nogami, o ile to w ogóle było możliwie przez jego brzuch i wygięła się w łuk jęcząc i czując się jak w porno.
Dogasiła papierosa i weszła do domu. Przywitało ją miauczenie kotów i wkurzone spojrzenie ojca. Uśmiechnęła się nieśmiało udając że nie wie co się stało.
- Cześć. - przywitała się i podeszła do schodów. Ojciec założył ręce na piersi i wbijał w nią wzrok.
- Masz duże kłopoty w szkole. - powiedział siląc się na opanowanie. Przegryzła wargę czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- Podobno palisz, ćpiesz, zrywasz się z lekcji, bijesz innych, oblewasz sprawdziany i jesteś chamska. To prawda?- spytała. Co za głupie pytanie. Niech sam sobie odpowie.
- Ta... Tak jakby. - mruknęła i weszła dwa stopnie wyżej.
- Nie będę robił awantur, ale masz się ogarnąć, bo pożałujesz. Sama dobrze wiesz co masz robić, więc nie będę ci przypominał... - kiwnęła głową i weszła na górę. Poszła do swojego pokoju i walnęła się na łóżku. Leżała chwilę, a po chwili wyjęła telefon i wybrała numer do Gabe'a.
- Sory za dzisiaj. - powiedziała szybko gdy odebrał i rozłączyła się prędko. Zdjęła spodnie i weszła pod kołdrę. Znalazła tam Fionę, więc przytuliła się do niej, a kiedy kotka zaczęła mruczeć, zasnęła.