wtorek, 12 stycznia 2016

Lucy

Brew Lucy wystrzeliła mimowolnie do góry gdy zobaczyła stojący radiowóz. Była zima, więc wcześniej robiło się cimno, ale była może ledwie 16. Jego matka dramatyzowała i Lu wiedziała że jeśli dowie się że Gabe był tu z nią, to i ona będzie mieć przechlapane. Uśmiechnęła się do policjanta zalotnie.
- Nie ma potrzeby. Wrócę sama. Mieszkam niedaleko. - powiedziała, zerknęła na Gabe'a i odeszła szybkim krokiem. Źle zrobiłam że go pocałowałam. Nie chciała tego, to znaczy chciała, ale nie tak. Chciała zachęcić go do złamania parypu zasad ustalonych przez jego matkę, a nie rozkochiwać go. Czy na pewno? Klepnęła się w czoło. Sama nie wiedziała czego chce. Przeczesała włosy palcami i skręciła w boczną uliczkę. Nie miała zamiaru wracać do domu. Za wcześnie, póki jeszcze jest wolna, musi z tego skorzystać.
- Luusia! - usłyszała czyjś krzyk z boku. Odwróciła głowę w kierunku dźwięku. Pod ścianą siedział jakiś bezdomny którego dziewczyna w ogóle nie zauważyła. Przyjrzała się bliżej, w końcu koleś znał jej imie.
- Dan? Jezu, chłopie, co ty tu robisz? - spytała w zaskoczona. Dan nie wyglądał jak Dan którego znała w podstawówce. Wtedy był rumianym chłopakiem, za którym uganiały się wszystkie dwunastoletnie dziunie. Byli dobrymi przyjaciółmi, od kiedy zgubili się na wycieczce w lesie. Zakumplowali się, a Lu pomogła mu trochę ze znalezieniem normalnej dziewczyny. Taaa, znalazła mu Lexi która wtedy wydawała się być interesującym materiałem na partnerkę dwunastolatka.
Teraz Dan wyglądał jak siedem nieszczęść. Miał brudne włosy i ewidentnie był nawalony. Śmierdział alkocholem, a jego oczy, mimo że w pół mroku, wyglądały jak denka filiżanki. Podeszła do niego powoli i kucnęła naprzeciw niego.
- Dobrze cie widzieć wrono. - uśmiechnął się pół gębkiem. Przez jakiś czas nazywał ją wroną ze względu na jej ciemne włosy, chociaż tłumaczył źe to przez to że przynosi pecha. Od kiedy to wrony przynoszą pecha pijaczyno?
- Wyglądasz strasznie. Co się stało? - spytała i pogrzebała w torbie. Wyjęła butelkę nietkniętej wody i podała Danowi. Wypił łyka a później chlupnął sobie w twarz.
- Nic. Najebałem się jak nigdy wcześniej. Dobry towar mają w tym pubie. Spodoba ci się. - zaśmiał się i zwymiotował. Skrzywiła się widząc to i sięgnęła po telefon.
- Witam. Z tej strony Lexi Donavan. Przy pubie Kufel leży facet kompletnie nawalony. Proszę przysłać karetkę. - powiedziała wyraźnie do telefonu. Nie dała dojść do słowa kobiecie po drugiej stronie i od razu się rozłączyła. Uciekła alejką wybiegając na jakąś nieznaną jej ulicę. Pełna była klubów. Weszła do pierwszego lepszego i zamówiła piwo. Nikt nie zapytał jej o dowód, więc zadowolona zaczęła tańczyć na prawie pustym parkiecie. Nikogo nie było, więc brzuchaty barman z mnóstwem tatuaży przyłączył się do niej.
Próbował włożyć jej ręce po sweter, ale póki była trzeźwa jakoś mu się opierała. Później, gdy się upiła, a w pubie dalej nikogo nie było pozwoliła się zaciągnąć na zaplecze. Lu, już nie pamiętasz co się wydarzyło? Nie, to bez znaczenia.
Mężczyzna był masakrycznie napalony, więc uklękła przed nim i zrobiła mu loda. Odwdzięczył jej się porządną minetą, i gdy oboje byli gotowi na seks, na ich nieszczęście ktoś wszedł do pubu.
- Nie idź, pierdol ich. - zamruczała Lucy czkając po piwie. Wzięła łyka z butelki i przysunęła bliżej nieznanego mężczyznę. Zaśmiał się chrapliwie i wszedł w nią.
- Wolę pierdolić ciebie. - powiedział jej do ucha i przyspieszył. Oplotła go nogami, o ile to w ogóle było możliwie przez jego brzuch i wygięła się w łuk jęcząc i czując się jak w porno.

Dogasiła papierosa i weszła do domu. Przywitało ją miauczenie kotów i wkurzone spojrzenie ojca. Uśmiechnęła się nieśmiało udając że nie wie co się stało.
- Cześć. - przywitała się i podeszła do schodów. Ojciec założył ręce na piersi i wbijał w nią wzrok.
- Masz duże kłopoty w szkole. - powiedział siląc się na opanowanie. Przegryzła wargę czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- Podobno palisz, ćpiesz, zrywasz się z lekcji, bijesz innych, oblewasz sprawdziany i jesteś chamska. To prawda?- spytała. Co za głupie pytanie. Niech sam sobie odpowie.
- Ta... Tak jakby. - mruknęła i weszła dwa stopnie wyżej.
- Nie będę robił awantur, ale masz się ogarnąć, bo pożałujesz. Sama dobrze wiesz co masz robić, więc nie będę ci przypominał... - kiwnęła głową i weszła na górę. Poszła do swojego pokoju i walnęła się na łóżku. Leżała chwilę, a po chwili wyjęła telefon i wybrała numer do Gabe'a.
- Sory za dzisiaj. - powiedziała szybko gdy odebrał i rozłączyła się prędko. Zdjęła spodnie i weszła pod kołdrę. Znalazła tam Fionę, więc przytuliła się do niej, a kiedy kotka zaczęła mruczeć, zasnęła.

niedziela, 10 stycznia 2016

Gabe

Kiedy Gabriel Storm zauważył wzrok czarnowłosej nastolatki na sobie, uśmiechnął się lekko kątem ust. Bardzo mu ulżyło kiedy dyrektor Stephen Anderson uwierzył w jego, powiedzmy sobie szczerze - nieco naciąganą wersje wydarzeń. Mimo to wiedział że matka nie puści mu tego płazem, szczególnie uwzględniając wczorajsze 'zachowanie'. Ale dlaczego nie miałby jeszcze bardziej nagiąć jej cierpliwości? Od kiedy wyszedł z Lucy z gabinetu pedagoga, nie mógł przestać o tym myśleć. Czy kiedyś celowo zrobił Susan na złość? Pewnie tak, ale poważniejszych, jakby nie powiedzieć, wykroczeń poza normalną i stabilną 'relacje', raczej nie miał. Miał jednak wrażenie, może nawet nie wrażenie, ale myśl, przebłysk olśnienia, że jego relacje z własną rodzicielką wcale nie powinny tak wyglądać. Wprawiło go to niemal w osłupienie, ale powtarzając to w głowie, wiedział że coś w tym jest. W każdym razie, wydawało mu się że wie. Bo skoro to na czym praktycznie opierało się jego dotychczasowe życie, czyli autorytet Susan Phillips-Storm, właśnie kruszył się u swoich mocnych i wybudowanych solidnie podstaw, to czy może być czegokolwiek pewny? Myśl że jest 'normalnie' bardzo mocno wrosło w psychikę Gabriela, na tyle mocno, że nawet w chwilach zwątpienia, nie potrafił zaprzeczyć tej tezie. Krótka smycz na której był trzymany, właśnie zaczynała się rwać. Co ja do cholery wyprawiam?! Gabe wcale nie znał się na sprawach sercowych, czy też bardziej 'fizycznych', ale miał wrażenie że wtedy na korytarzu Lucy Hale chciała go pocałować. Nie miał zamiaru wyobrażać sobie za wiele. Co powinien zrobić kiedy go pocałuje? Zastanawiał się nad tym nawet gdy dziewczyna 'nic' nie zrobiła. Przecież się w niej nie kocha. Właściwie, nie był pewien jak wyglądało to uczucie. Kiedy miał pięć lat, kochał kudłatego psa swoich dziadków, ale po tym jak rozbił sobie kolano ganiając się z nim po ogrodzie, mama przestała go tam puszczać. W przedszkolu dał bukiet, w tym przypadku były to zebrane na placu zabaw chwasty, dziewczynce która mu się podobała. Miała na imię Yana, a jej rodzice pochodzili z Japonii. Dziwne że jeszcze to pamiętam... Małej Azjatce jednak, nie za bardzo spodobał się podarunek, więc skończyło się na tym że obrażony Gabriel obiecał sobie że już nie będzie lubił 'tak' dziewczynek. /*/ Kiedy jest się dzieckiem wszystko jest o wiele prostsze... To chyba jednak nie były najlepsze przykłady miłości które możnaby porównać do tego co się działo teraz. Najbliższy temu było pewnie to co Gabe przeżył w wieku czternastu lat. Ugh, nadal starał się o tym zapomnieć. Może dla tego że to było takie dziwne i krępujące uczucie? Nim się jednak zorientował, szedł z tłumem uczniów wychodzących ze szkoły. Chć wydawało mu sie że te rozmyślania donikąd go nie zawiodły, to kiedy Lucy Hale zaproponowała mu wspólny spacer i papierosa, zgodził się. A teraz... znowu czuł że dziewczyna czegoś chce. Kiedy dotknęła swoimi ustami/**/ jego ust, poczuł się bardzo dziwnie. Kuźwa, to ona cię zaprasza na spacer, to ona cię całuje, weź się w garść! I choć wiedział że nie powinienbył tego robić, przyciągnął nastolatkę do siebie, odwzajemniając niepewnie pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie, przez co chłopak poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. Spojrzała na niego swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Po chwili ciszy, powiedziała;
- Gabe... - tu usłyszeli ryk syreny policyjnej. Odruchowo jeszcze mocnej się się do siebie zbliżyli.
- Gabriel Storm? - usłyszeli donośny głos policjanta, zaraz po tym jak zostali oślepieni latarką.
- A co was to kurwa... - zaczęła dziewczyna, lecz brunet uciszył ją wzrokiem. Z dyrektorem mogła sobie pogrywać, ale policja to była już inna sprawa.
- Tak panie władzo - zamrugał, szybko znajdując wyjaśnienie tego nonsensu. Mocny promień latarki xeonowej został skierowany nieco do dołu.
- Dzięki bogu synu, twoja matka urządza nam istną rozrubę na komendzie. Chciała nawet z nami jechać - zaśmiał się mężczyzna w średnim wieku. Sięgnął do krótkofalówki i zasygnalizował znalezienie nastolatka. - No Gabe, nieźle sobie nagrabiłeś - zaśmiał się - Jestem Elliot Smith i mam zgarnąć cie do matki. Podwieźć też twoją koleżankę? - słowo 'koleżankę' wypowiedział jak 'dziewczynę'. Gabe uśmiechnął się pod nosem.



*brzmi to jak rozmyślania pedofila xd
** napisałam na początku coś innego, dwie pierwsze literki... xD

sobota, 9 stycznia 2016

Lucy

Lucy patrzyła ze łzami w oczach na dyrektora. W głębi serca jednak śmiała sie z tego co wymyślił Gabe. Dobre haha.
- Panie dyrektorze to prawda. Pan mi nie wierzy pewnie, ale ręczę ze to wszystko co mówi Gabe to prawda. - zapewniała udając łamiący się głos.
- Nie odzywaj sie Hale. Nie rozmawiam juz z tobą. - warknął do niej i spojrzał na Gabe'a. - Jeśli to co mówisz jest prawdą, to rzuca to zupełnie inne światło na tą sprawę. Czy chciała pani pobić Hale? - zwrócił się teraz to siedzącej jak L z Death Note panny Amy.
- No... Nie Chcialam jej pobić. Zdenerwowałam sie i podniosłam rękę ale nie uderzyłabym w życiu żadnej z moich uczenic czy uczniów. - zapewniała kobieta.
- Mamy świadków... - zaczął Gabe ale Anderson podniósł rękę i uciszył go. 
- Wiem. Wasi rodzice wiedzą o całej sprawie. Ty Hale znasz warunek i swoją karę, natomiast tobie Gabe tym razem odpuszczę. Jestes dobrym uczniem, ale proszę cię abyś nie przebywał w towarzystwie Lucy.
- Halo. Ja tu jestem.
- Idźcie już. Porozmawiam jeszcze później z tobą Hale.
Wywróciła oczami i wyszła z gabinetu. Gabe podążył za nią. Odeszli kilka kroków od drzwi do gabinetu i Lucy zatrzymała Gabe'a za rękaw.
- Gabe... Dziękuję ci. - uśmiechnęła sie do niego lekko łobuzersko. - No wiesz, tak jakby uratowałeś mi dupe.
- Jasne. Spoko. Zawsze do usług. - zażartował i spojrzał sie gdzies w dal. - Jak sie czujesz?
- Dobrze. Juz jest lepiej. Więcej nie będę sie tak zachowywać. Sory za to dzisiaj.
- Przestań. Po tym co się stało masz prawo mieć fochy.
- To wcale nie były fochy! - zaśmiała się a po chwili Gabe dołączył do niej. Spojrzała mu się w oczy. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziała że istnieje. Teraz śmiali się wspólnie z najlepszego żartu w historii szkoły. Gdy ich śmiech umilkł zrobiło się cicho i trochę niezręcznie. Patrzyli się na siebie, Lucy dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co się dzieje. Mimowolnie zbliżali się do siebie. Nie. Jesteśmy przyjaciółmi, znamy się od dwóch tygodni. Nie zakochałam się w nim przecież... Postanowiła przerwać tę chwilę. Zamrugała i spojrzała w bok. 
- Chodźmy na lekcje. - powiedziała cicho i odeszła w stronę klasy zostawiając Gabe'a oszołomionego. On chyba też nie spodziewał sie tego co mogło tu zajść. Przeczesał włosy i poszedł za nią. 

Siedziała na murku, paliła fajka i machała nogami na wszystkie strony. Uczniowie wylewali się ze szkoły wielką falą. Patrzyła na nich z odrazą i dmuchała w nich dym. Przeczesywała ich wzrokiem w poszukiwaniu Gabe'a, aż w końcu znalazła go jak szedł tuż obok grupki lasek które swoją drogą nawet go nie zauważyły. Pomachała mu ręką by ją zauważył. 
- Hej! - zawołała gdy do niej podszedł. - Masz ochotę na spacer? Nie chce wracać do domu, już sobie wyobrażam aferę. - uśmiechnęła się szeroko i podała mu fajka. 
- W sumie, możemy się przejść. - wzruszył ramionami i wziął papierosa. Zeskoczyła z murku i ruszyła chodnikiem. Gabe szedł obok niej. Rozmawiali, palili papierosy, Lucy zapomniała o rozmowie która czeka ją w domu. Czuła się dobrze, dużo lepiej niż rano. 
Doszli do jej ulubionego miejsca, podziwiali razem miasto, dopóki nie zrobiło się ciemno. Zerknęła na profil Gabe'a. Gdy zauważył jej wzrok uśmiechnął się kącikiem ust. Znowu...Stanęła na palcach, a jej usta dotknęły warg Gabe'a. Odwzajemnił pocałunek niepewnie i przycisnął ją bliżej siebie. 

huehuehuehue kissneli się :3

czwartek, 7 stycznia 2016

Gabe



Kiedy zabrali go do gabinetu dyrektora wiedział że ma przewalone. Siedział spięty, uparcie wpatrując się w oczy Indianina wgapiającego się w amerykańskich kolonistów ze zdziwieniem wypisanym na czerwonej twarzy. Wiedział ,że zza szerokich jak denka od butelek okularów, patrzy na niego panna Amy, z satysfakcją wypisaną na umalowanej twarzy. Ohoho, pani psycholog straciła kontrolę, co? Kątem oka dostrzegł jej sadystyczny uśmieszek, co ostatecznie potwierdziło jego obawy. Jak tylko Susan się dowie… Ciekawe czy już poinformowali jego rodziców. Haha, właściwie tylko matkę, od kilku lat nie dawała ojcu dojść do głosu w sprawach dotyczących Gabe’a.  Nie rozśmieszyło go to w najmniejszym stopniu. W ogóle to chyba trochę przykre, jakby tak na to spojrzeć.
- Nie myśl że ci się upiecze mały szczwany… - zaczęła blondynka, jednak zaraz umilkła. Gabe zorientował się czemu, kiedy usłyszał wchodzącego Andersona, odwrócił więc wzrok od rdzennego Amerykanina. Lucie Hale widocznie się uspokoiła, bo miała swoją typową cwaniacką minę, a gdy popatrzyła się na Storm’a, puściła mu łobuzersko oko. Co chciała mu tym zasygnalizować? Że już jest z nią w porządku? Że ma zamiar się z tego wykpić? A może że ma zamiar zacząć urządzać sobie darmową rozrywkę, dając upust negatywnym emocjom pyskując nauczycielom? Po chwili słysząc jej wymianę zdań z panem dyrektorem, Gabriel pomyślał że raczej to drugie. Choć dziewczyna miała racje, bo teoretycznie nie było żadnych dowodów na to że to właśnie ona, Lucie Hale, dała narkotyki pannie Amy. Starszy mężczyzna zaczął mówić do niego, ale w pół zdania wcięła mu się nastolatka o czarnych zmierzwionych włosach.
- Ale z ciebie chuj. Poprawczak?! Co jeszcze wymyślisz? Więzienie? Ośrodek psychiatryczny? – powiedziała to widocznie zbyt wyzywająco, bo dotychczas opanowany nauczyciel wybuchł, nazywając nastolatkę ‘niewychowaną suką’. Gabe wbił się w fotel słysząc słowa Andersona. Panna Amy z zacieszem na wymalowanej mordzie, była niezwykle usatysfakcjonowana sytuacją. Wyszło szydlo z wora. Mężczyzna z powrotem zwrócił się do chłopaka. Ten przełknął rosnącą gule w gardle i postarał się wyprostować, by nie wyglądać na tak przestraszonego sytuacją. Pierwszy raz w takiej sprawie u dyrka. Ale właściwie, to on nic nie zrobił. Nic a nic mu nie mogą udowodnić! To psycholożka, ta pokręcona blondyna ,rzuciła się na uczennice, z tego się nie wyplącze! Może nawet powinien spróbować wybronić Lucy Hale? Najpierw jednak powinien wysłuchać co ma do powiedzenia pan Stephen. Nie zwrócił uwagi na cały wstęp o tym, jak bardzo Anderson był zdziwiony i zawiedziony postawą tak wzorowego ucznia jak Gabriel, ale kiedy zaczął słyszeć oskarżenia, skupił się na wywodzie dyra.
- … w każdym razie panna Amy, nie dość że została pokrzywdzona przez zażycie narkotyku, to na dodatek została pobita! I to przez kogo! Doprawdy nie spodziewałem się tego po tobie- tu mężczyzna zrobił celową pauzę, by Gabe mógł się ‘wciąć’ i zacząć swoją przemowę.
- Ależ proszę pana, ja wcale nie pobiłem panny Amy – zaczął chłopak pewnie, z lekkim uśmiechem ironii wypisanym na pełnych ustach. Anderson zbaraniał. Nie spodziewał się chyba i tego.
- Proszę cie, Gabrielu, nie bądź równie bezczelny co… - pani psycholog przypatrująca się całej wyglądała na nie tylko zaskoczoną, ale również wysoce niezadowoloną. Czując się coraz pewniej, Gabe popatrzył na nią wyzywająco, zamiast spróbować nawiązać kontakt wzrokowy ze zdezorientowanym panem Stephenem. Ona też jest żałosnym ,małym ,kłamliwym człowiekiem.
- Nie jestem bezczelny – z uśmieszkiem, nie spuszczał wzroku z panny Amy – ponieważ proszę pana, nie wiem czy pan wie, ale nasza droga pani psycholog od zeszłego tygodnia ma z nami, że tak się wyrażę, ‘na pieńku’ – wycedził.
- Mów jaśniej Gabrielu – brunet wiedział że dyro marszczy teraz swoje krzaczaste brwi, próbując odgadnąć co zamierza Storm. A on zamierzał zupełnie zmienić przebieg rozmowy.
- Otóż w tamtym tygodniu, wraz z Lucy obkleiliśmy gabinet panny Amy pewnymi, hmm… sprośnymi plakatami. Nim pan to skomentuje, chciałbym jedynie dodać że zostaliśmy za to już ukarani, a sam wybryk był nikomu niezagrażającym czynem. Wracając jednak do głównego wątku… Nie wiem czy pan wie, ale dziś rano Lucy była dość przybita. Miałem właśnie zamiar do niej podejść, gdy nagle, ni stąd ni z owąd zjawiła się panna Amy. Była wściekła, rzuciła się na zdezorientowaną Lucy, proszę pana, ja nie wiedziałem co robić – teatralna przerwa była zbędna, bo Anderson gapił się bezmyślnie na jego usta, nie wierząc w to co słyszy. Gabriel za to, hamując rosnący na jego ustach uśmieszek, kontynuował- Chwyciła biedną Lucy za sweter, i, ona się zamachnęła, chciała ją uderzyć – celowo przeszedł z ‘panna’ na ‘ona’, przerzucając się na tryb bardziej oskarżycielski – nie chciałem żeby ja biła, a Lucy była taka przerażona. Odparowałem jej cios, odruchowo, a ona upadła. Zabrałem Lucy gdzieś indziej, bałem się że ona znowu spróbuje ją uderzyć… - spojrzał z powrotem na dyrektora, starając się nie uśmiechać.


sorki, taki chamski kombinator c;

środa, 6 stycznia 2016

Lucy

Obrzuciła nauczycielkę przerażony spojrzeniem i odbiegła wraz Gabe'em. Przebiegli szkolne korytarze i zatrzymali się dopiero piętro niżej przy schowkach na mopy. Lucy uśmiechnęła się blado. Uśmiechnęła się pierwszy raz od długiego czasu... Spojrzała na Gabe'a, patrzył na nią zdezorientowany, zaśmiała się cicho, jednak po chwili przerodziło się to w histeryczny śmiech.
- To było dobre. - stwierdziła. Płakała śmiejąc się. To było bez sensu. Cała ty sytuacja była bez sensu. Chcę wrócić do domu.
- E, dzięki? - Gabe spojrzał na nią jak na wariatkę. Po chwili wyjął z plecaka chusteczkę i podał ją dziewczynie. Lucy powoli się uspokajała, więc wytarła łzy pospiesznie.
- Dzięki. - powiedziała i wrzuciła papier do stojącego naprzeciw kosza. Ręce powoli przestały jej drżeć, ale czuła że czegoś potrzebuje. - Muszę coś wziąć.
Zaczęła przeszukiwać dno swojej torby. Potrząsała nią coraz mocniej gdy nie czuła pod palcami znanego jej pudełka dragów. Rodziła się w niej złość, aż w końcu w akcie desperacji wywaliła wszystko na podłogę. Ludzie obok spojrzeli się na nich dziwnie i zaczęli szeptać między sobą. Lucy jednak nie zwracała na to uwagi. Upadła na kolana i szukała dalej.
- Lucy! Lucy uspokój się! - Gabe złapał ją za ramię i podniósł na nogi. Muszę coś wziąć. To dlatego się tak zachowuję. Drżą mi ręce, boję się. Muszę. - Hej, uspokój się, okej?
Patrzyła na niego przez chwilę. Czy on nie rozumie? Nagle olśniło ją. Sięgnęła do kieszeni spodni. Miała tam dwie ostatnie tabletki! Łapczywie połknęła je i uśmiechnęła się do siebie.
- Jasne okej. To był po prostu głód. - uśmiechnęła sie blado. Patrzył na nią zaniepokojony, ale kwinął głową. - Zaraz się skończy przerwa. Powinniśmy iść.
- Posłuchaj Lu. Nie wiem za bardzo jak to powiedzieć, ale...
- Powiesz jak będziesz wiedzieć. Chodź.
- To ważne.
- Wiem, ale nie wiesz jak to powiedzieć, więc powiesz później. - powiedziała. Czuła powolne działanie tabletek. Delikatne mrowienie rozeszło się po jej rękach. Nawet nie wiedziała co połknęła, ale wiedziała, że działa. Uśmiechnęła się do siebie. -  Muszę pójść do toalety.
Pozbierała rzeczy i pobiegła w stronę łazienki. Weszła do kabiny, powkładała rzeczy do torby i wzięła kilka oddechów. Starczy tego cackania. Masz być kimś. Musisz wrócić do roli. Nie jesteś inna, jestes taka sama , więc dupa w troki. 
Przerwa właśnie się skończyła, więc Lucy postanowiła że powinna pójść na lekcje. Musiała pokazać wszystkim że to co się działo na pierwszych trzech lekcjach było jednorazowe. Wróciła do formy. Dwie tabletki z kieszeni spodni pomogły jej przypomnieć kim jest i co ma robić. Przybrała swój kpiący wyraz twarzy i wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do klatki schodowej by wejść piętro wyżej.
- Tu jesteś! Idziesz ze mną moja droga. - usłyszała głos dyrektora za plecami. wywróciła oczami i i odwrócila się na pięcie.
- Witam.
Bez słowa zaprowadził ją do swojego gabinetu, w którym jak się okazało, był już Gabe i pani Amy. Powitała ich uśmiechem, a do Gabe'a puściła oko, chcąc mu zasygnalizować, że wyciągnie ich z tego. Chlopak jednak patrzył na nią dziwnie i nie odpowiedział.
- No więc co się stało?
- Przejdę od razu do rzeczy. Ty Hale naćpałaś naszą nową panią psycholog, a ty Storm, czego się w ogole nie spodziewałem, pobiłeś panią Amy.
- Cóż, to jeszcze młoda osoba, dajmy się jej wyszaleć. - odezwała się Lucy słodkim głosem, chociaż wzrokiem wyzywała dyrektora na pojedynek słowny.
- Bardzo zabawne. Do tej pory, przymykałem oko na twoje wygłupy, z wielu powodów. Nie powinienem był tego robić i teraz ostatecznie mówię temu dość. Jeśli do końca miesiąca, czyli masz prawie dwa tygodnie, nie poprawisz swoich ocen i swojego karygodnego zachowania, zostajesz wydalona. Czy rozumiesz? - spojrzał na nią poważnie. Uniosła jedną brew do góry.
- Po pierwsze i bardzo ważne, mówi mi pan do dokładnie siódmy raz, ale jak widzimy nadal tu jestem. Po drugie, nie pan dowodów że to JA naćpałam Amy. Może sama to zrobiła i zrzuca na mnie winę? Czemu jesteś taki niesprawiedliwy? - udała że się rozpłacze. Zrobiła smutną minę.
- Eh, twoi rodzice są juz powiadomieni. Dwa tygodnie, albo czeka cię poprawczak. To tyle, co do ciebie, teraz ty Storm...
- Ale z ciebie chuj. Poprawczak?! Co jeszcze wymyślisz? Więzienie? Ośrodek psychiatryczny? - wybuchła Lucy. Założyła ręce na piersi i przeszyła dyrektora morderczym spojrzeniem.
- Uspokój się natychmiast nie wychowana suko! - wrzasnął dyrektor i walnął w stół. Dziewczyna patrzyła na niego zaskoczona. Nigdy jeszcze tak nie wybuchał. Ponownie zwrócił się do Gabe'a spokojniejszym już tonem. 


Sory że się tak rozpisałam xd

wtorek, 5 stycznia 2016

Gabe

Tego dnia Gabriel Storm czuł się dość  przybity. Po wczorajszym ‘małym wybryku’ czuł lekkie poczucie winy. Było ono jednak zadziwiająco słabe, dlatego właśnie chłopak się martwił. Martwiło go też to, że ten tok rozumowania był zupełnie nielogiczny. Ale przecież to nie było nic złego. W środku nieco się wahał, jednak po wzięciu tabletek był praktycznie pewien że to był dobry wybór. Z uśmiechem odmówił Susan, nie tknął lekcji i cały wieczór siedział w zamkniętym pokoju, a w nocy wyszedł za okno i zapalił papierosa od Lucy. No fajka mógł sobie darować, ale calutki ten czas czuł się cudownie. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie spał do następnego dnia. Kiedy zbawienne leki przestały działać, natychmiast zaczął szukać w różnych dostępnych źródłach o uzależnieniach, ale, jak na złość, telefon mu padł, i zasnął, czekając aż się włączy. Idąc do szkoły myślał intensywnie, nadal nie mogąc dociec co powinien o tym sądzić. Chociaż, ugh, szafka z medykamentami przyciągała jego wzrok, a po wyjściu z domu, także i myśli. Nie można się uzależnić od takich tabletek, nie po jednym zażyciu! Ja w każdym razie na pewno jestem… Z tych czczych rozmyślań wyrwał Gabe’a widok czarnowłosej nastolatki. Mignęła mu przez chwilę gdy biegła w stronę tylnych drzwi do szkoły. Brunet skrzywił się, nie wiedząc o co może jej chodzić, ale koniec końców, postanowił za nią nie podążać. Ma przecież swoje życie, nie musi ślęczeć przy niej cały czas. Chociaż Will Hale ma inne zdanie…
Kiedy wszedł na angielski do klasy pani Nixon, notował pilnie z tablicy, lecz tak naprawdę cały czas przypominał sobie o tym jak przyjemnie było mu siedzieć na zimnych dachówkach, a jednocześnie nie czuł tego wszechobecnego chłodu. Eh, nastolatek zdawał sobie sprawę z idiotyzmu swojego i całej sytuacji, ale właściwie… czy życie też nie jest właśnie takie? Zaczynał myśleć jak Lucy Hale. W tym momencie do klasy weszła ta właśnie czarnowłosa nastolatka. Jej rozbiegany wzrok sprawił, że Gabe pomyślał czy aby na pewno czegoś nie brała. Nie zdziwiłby się, w końcu to ona. Jednak w jej oczach było coś zupełnie odmiennego. Bała się. Lucy Hale, najbardziej pyskata i zbuntowana nastolatka jaką przyszło mu poznać, boi się. Usiadła pośpiesznie, rzucając mu przelotne spojrzenie. Chłopak odwrócił wzrok, zbyt zmieszany by wdać się z nią w choćby przepychankę słowną. Ten weekend był bardzo dziwny. Czy zmienił coś czy pozostawił takie samo jak wcześniej? Lekcja dłużyła mu się niesamowicie. Przecież nigdy tak nie było. Gabe garbił się i gapił tępo w okno, zamiast w poprawnej pozycji siedzieć i czekać na okazję do zgłoszenia się do odpowiedzi. Ugh, może wcześniej rzeczywiście zachowywał się jak lizodup. Miał jednak wrażenie że większość klasy w duchu dziękowała mu za to kujoństwo, w końcu, dzięki temu sami nie byli pytani i mogli całą lekcje się opierdalać. Kuźwa, od kiedy to Storm przeklina?! Zaczął pisać jakieś słowa na kartce z tyłu zeszytu. Wkrótce zaczęły tworzyć zdania, całe akapity, aż tu dość spodziewanie, rozbrzmiał dzwonek oznajmiający przerwę. Lucy Hale gdzieś zniknęła, a nastolatek zapomniał gdzie mają lekcję. Szlag by to. W końcu trafił, starając się unikać spojrzenia wielkich niebieskich oczu dziewczyny. Na którejś z kolei przerwie musiał po prostu do niej zagadać. Ludzie zorientowali się że tego dnia lepiej ją omijać, wyglądała jak dziecko które uciekło z lasu i pierwszy raz zobaczyło ludzi. Coś może w tym było, pierwszy raz patrzy na ludzi w taki sposób. Nawet ją mogło przestraszyć to… Nazwij ‘to’ po imieniu spedalony idioto, zgwałcili ją gdy ty najebany grałeś w butelkę z Patrickiem! Przypomniało mu się że powinien przywalić Pattiemu za tamten wieczór. Dziewczyna opierała się o ścianę, gdy nagle z gabinetu dyrektora wypadła panna Amy. Wydawała się zrozpaczona, aż do momentu w którym zobaczyła Lucy.
- To ty! – wrzasnęła – To na pewno byłaś ty! – złapała przerażoną dziewczynę za sweter – Uwzięłaś się by mnie zniszczyć ty mała żmijo! – była psycholożka szkolna straciła nad sobą panowanie. Włosy miała w nieładzie, a jej grube czerwone bryle były przekrzywione. Wystraszona dziewczyna zdawała się wręcz płakać. Nauczycielka zamachnęła się na nią, kiedy Gabe w pierwszym odruchu odparował cios. Chyba trochę zbyt mocno, bo zszokowana nauczycielka upadła na szkolną podłogę.
- Zmywajmy się – pociągnął Lucy Hale za sobą. Uderzył nauczycielke… Kurwa, zginę za to…

niedziela, 3 stycznia 2016

Lucy

To był chyba jeden z najdziwniejszych i najbardziej przełomowych weekendów w jej życiu, przez co Lucy z trwogą dopiero o 22 zauważyła że idzie do szkoły. Odechciało jej się żyć i zastanowiła się co zrobić żeby nie iść. Fakt, mogłaby po prostu nie iść, ale czuła że powinna. 
Żeby jak najbardziej opóźnić poniedziałek, poszła spać dopiero o 4. Niestety, dzień nadszedł jak każdy inny i nim się spostrzegła, szła już chodnikiem popalając papierosa i stukając ciężkimi butami. Od sobotniego poranka nie rozmawiała z Gabe'm. Nie dzwonili, ani nie pisali. Przeważnie rozmawiali tylko w szkole lub poza nią, a sms był u nich rzadkością, jednak teraz czuła między nimi dziwne napięcie. Gdyby nie to że Gabe wiedział o wszystkim, nie zajmowałaby się tym.W zasadzie nie znali się długo, nie była do niego przywiązana, więc odtrącając go tak jak każdego, po prostu mogłaby go olać. Nie było jednak takiej opcji, nie w tym przypadku. Nie chciała go olewać. W sumie nawet jest spoko... 
W uszach brzmiało jej The Hills, ale idąc do szkoły nie skupiała się na muzyce. Jej myśli co chwilę wracały do tego zdarzenia. Czy to była jej wina? Sprowokowała go? Chcąc odepchnąć od tego myśli zaczęła oglądać przejeżdżające samochody. Liczyła je, zapamiętywała marki, ale jej starania poszły się jebać w las. 
''Pchnięcia stawały się coraz mocniejsze...Silny przeszywający ból...Długie paznokcie chłopaka rozrywają jej skórę''  Kurwa,  LUCY! Przestań o tym myśleć! 
- Cześć Lu. Jak po imprezie? Widziałam jak wybiegłaś z płaczem. Może powinnaś odstawić co nieco. - zaszokowana Lucy spojrzała na Lexi, która wyrosła obok niej zupełnie z dupy. Była już pod szkołą, ale nawet tego nie zauważyła. Jedna słuchawka opadła jej na ramię. Szatynka patrzyła przez chwilę na różowowłosą, następnie przerzuciła wzrok na uczniów ją otaczających. Poczuła strach. Strach tak głęboki, że zabrakło jej tchu. Strach przed tymi ludźmi. Bała się że coś jej zrobią, jak tamten chłopak. Wielkimi oczami spojrzała jeszcze raz na Lex i puściła sie biegiem za w przeciwnym kierunku. Okrążyła szkołę i usiadła na pustych trybunach przy boisku do baseball'a. Trzęsły jej się dłonie, nie wiedziała co się dzieje. Przecież wczoraj nie bałam się ludzi? Co się dzieje? Odgarnęła włosy i spojrzała za siebie. Wszędzie było pusto, nikt za nią nie szedł, nie próbował jej skrzywdzić, mimo to zdecydowała, że wejdzie do szkoły tylnym wejściem. Poczekała jednak aż dzwonek zadzwoni, a większość osób powinna wejść do klas i dopiero wtedy podniosła się. Wolnym krokiem przechodziła korytarze, zapukała cicho do klasy i z głębokim wdechem weszła do klasy. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku niej, przez co miała ochotę się skulić. Przełknęła ślinę i usiadła w ostatniej ławce. 
- Miło że przyszłaś do szkoły. - skwitowała nauczycielka angielskiego. Przebiła ją wzrokiem spodziewając się ataku z jej strony, jednak Lucy milczała. Nie odezwała się przez całą lekcję, skubała jedynie rękaw swetra. Czuła jak co jakiś czas zerka na nią Gabe, jednak gdy na niego patrzyła, odwracał wzrok. Przez pierwsze trzy lekcje Lucy milczała, przemykała sie po korytarzach jak duch i wzdrygała się kiedy dotknęła kogokolwiek. Nauczyciele patrzyli na nią dziwnie, a uczniowie, na czwartej przerwie wymijali ją szerokim łukiem. 
Stała z zawieszoną głową i założonymi rękami, opierając się o ścianę, gdy podszedł do niej Gabe. Przez chwilę patrzyli się w oczy, jednak Lucy zaraz spuściła wzrok nie mając siły na przepychanki, usprawiedliwienia, czy docinki. Chłopak po prostu obok niej stał, wyraźnie zastanawiając się co powinien powiedzieć. 

sobota, 2 stycznia 2016

Gabe

Po dziwnej rozmowie z Willem Hale’m, Gabriel nie potrafił wziąć się za siebie. Leżał na mokrym łóżku, i rozmyślał. Jak jakaś totalna panienka. Powinien przysiąść do lekcji, myślał brunet, lecz nawet się drgnął. Patrzył po pokoju, nie mogąc się domyślić czego mu brakuje. Powinienbył zmusić nastolatkę, wytłumaczyć, nie można takich rzeczy ukrywać, uczą tego nawet w podstawówkach! To najprostsza i najbardziej logiczna czynność jaką trzeba przedsięwziąć! Taka oczywistość w wyborze drogi była tak oślepiająco jasna, więc czemu wybrała tą złą?! Storm czuł jak w pokoju robi się duszno. A może to tylko jemu było duszno? Czy wyraz jej oczu mówił o smutki, wściekłości czy obłędzie? Usłyszał imprezowiczów hałasujących za oknem. Czemu w akurat tą noc, akurat ten dzień? To mógł być przypadek. Ale, do cholery, dlaczego nie chce sobie pomóc?! I jeszcze jej brat… Podniósł się w końcu z łóżka, zmuszając nieco odrętwiałe ciało do wstania. Podszedł kilka kroków i otworzyła na oścież okno. Po chwili poczuł że zimne powietrze uderza w jego niedosuszoną osobę. Odetchnął. Czy to Gabe czegoś nie dostrzegał, czy też Boole nie miał racji, i szarości istnieją. Pff, ale czego się spodziewać po facecie który dał się zabić własnej żonie. Której z dróg nie wskazałby ten drugi…
- Do kurwy nędzy czego nie wiem?!- zapytał bardzo poirytowany. Ani dachówki, ani do niedawna ukwiecone donice, ani nic i nikt w zasięgu jego głosu nie udzielił mu odpowiedzi. Zszedł na dół, wiedząc że musi coś zjeść. Nie był głodny. Wziął do ust pomarańcze, ale złapał się na tym że sok spływa mu po brodzie, a on bezmyślnie wgapia się w okno. Po wyrzuceniu resztek owocu cytrusowego, wrócił do pokoju. Było zimno, a kołdra nadal była mokra. Potrząsnął głową, strzepując nieco wody z czarnych włosów, a przy okazji zrzucając okulary na podłogę. Skrzywił się i sięgnął po nie, sprawdzając czy aby nie mają żadnej rysy. Położył je na komodzie, tam gdzie zawsze, identycznie niemalże co do centymetra. Zaczął grzebać w spodniach. W jednej z kiszeni wyczuł coś. Wyjął mokry skrawek papieru, na którym ktoś nabazgrał numer telefonu. Był kompletnie rozmazany, ale nastolatek rozpoznał większość cyfr. Przypominał sobie chwile skąd miał ten numer. Marszczył brwi, nie wiedząc czemu pamiętanie ostatniej nocy jest takie trudne. Kiedy po paru minutach uporczywego grzebania w pamięci olśniło go, wzdrygnął się. Czy tamten facet chciał by Gabriel dał numer Lucy Hale? Rzucił papierek na biurko, rozsuwając rozporek. Czy powinien zadzwonić do tego facecika? Jakie są szanse że znowu spotka Lucy, widział ją po ciemku przez jakieś pięć minut czy mniej. Storm zdjął spodnie, przewieszając je przez wyłączony kaloryfer, by choć trochę wyschły. Ale jeśli ją spotka i rozpozna, co może się stać? Czy czarnowłosy powinien coś zrobić? Chłopak zdjął lepiącą się do klatki piersiowej koszulkę i położył ją koło spodni. Zadrżał z zimna. Szanse są naprawdę znikome, ale jeśli Lucy coś się stanie, to czy nie będzie to wina Gabe’a? Idiotyzm. Ale Will mówił że… Nastolatek zawahał się, po czym usiadłszy przy biurku, chwycił telefon. A może to właśnie do dziewczyny powinien zadzwonić? Choć pożegnała go dość oschle, to przecież była w szoku i… Ale za kogo ja się mam, przecież znam ją tylko kilka dni, jestem nikim w jej życiu. Zaczął wstukiwać numer, przy okazji sprawdzając godzinę. Majtki chyba też powinien zdjąć… Kliknął słuchawkę i spięty wyczekiwał połączenia. Zniósł kilkanaście sekund irytującej muzyczki, po czym usłyszał głos w słuchawce.
- Tak? - zapytał się głos w słuchawce. Nagle cała pewność uleciała z chłopaka dość szybko, haha, szybko, błyskawicznie. Po co właściwie dzwonił, co miał powiedzieć? - Halo? – powtórzył ktoś w telefonie. Brunet spróbował sobie przypomnieć obraz płaczącej dziewczyny, kiedy z rozmazanym makijażem płakała i krzyczała.
- Chciałbym powiedzieć że..
- A, to ty – chłopak niemal widział uśmieszek rozmówcy.
Wieczorem po dwóch rozmowach telefonicznych, chłopak nadal nie mógł zebrać się do roboty. Nawet gdy Susan wróciła do domu, nie wychodziło mu udawanie szczęśliwego. Zła na wszystko matka kazała mu wziąć tabletki i jak najszybciej wrócić do pokoju. Sama zamknęła się w łazience.

Lucy

Leżała dziesięć minut? Dwadzieścia? Godzinę? Nie wiedziała. To było bez znaczenia. Nie spała, tylko patrzyła się bez celu w ścianę. Czuła się pusta, jakby ten chłopak, ta impreza, narkotyki, jakby to wszystko zabrało ze sobą jej życie. Chciała to skończyć, zapomnieć, ale cóż... nie potrafiła.
Czas mijał, przez jej pokój przewijały się kolejne osoby. Rodzice, bracia, ale ona nie reagowała. Udawała że śpi. Wiedziała że zachowuje się głupio, że jest silna i kto jak to, ale ona powinna nieść to na barkach, a nie załamywać się jak gówniarz, ale nie chciała. Pierdole to. Chcę to pierdolić. Ale nie umiem. 
Był środek nocy, usiadła na łóżku i otarła łzy. Spojrzała w okno. Przez większość dnia padało, ale ona nawet tego nie zauważyła. Postawiła nogi na ciepłym dywanie i wstała. Chrzęst zastygłych w bezruchu kości uświadomił jej jak długo była w bezruchu. Na palcach przeszła do łazienki. Dom spał, a ona nie chciała go budzić. Gdy spojrzała w lustro zobaczyła spuchnięte oczy, czerwony nos i spocone włosy opadające na ramiona. Wyglądała strasznie, ale nie przejmowała się tym. Może jak będę tak wyglądać nikt mnie nie zgwałci... Obmyła twarz, przeczesała palcami włosy i wyszła z domu. Wzięła ze sobą tylko fajki i zapalniczkę. Ulice były puste i mokre. Zimnymi palcami zapaliła papierosa i ruszyła chodnikiem.
- To bardzo inteligentne Lu. Wychodzisz na ulicę, gdy wczoraj zostałaś zgwałcona. Pogratulować Ci tylko. - mruknęła pod nosem. Zaciągnęła się i wypuściła dym do gwiazd. Mijali ją pijani ludzie, nie zwracali na nią uwagi, nikt jej nie zaczepiał. Usiadła na mokrej ławce i podciągnęła nogi pod brodę. Paliła papierosy jeden za drugim, a po jej twarzy znowu płynęły łzy. Nie zauważyła, ani nie usłyszała nadchodzącej grupki.
- Lucy? - usłyszała głos nad głową. Podniosła powoli wzrok ujrzała Patricka obejmującego trzy najebane dziewczyny. Jedna szła z odsłoniętą piersią, druga piła whisky a trzecia wyglądała jak martwa. Lu chciała odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, ale w połowie otwierania ust, odechciało jej sie.
- Hej. - mruknęła tylko i ponownie wbiła wzrok w krzaki po drugiej stronie ulicy. Kątem oka widziała jak Pat odsuwa od siebie dziewczyny i każe im odejść. Ekstra. Będzie mnie pocieszać i wypytywać? Miała rację, Pat usiadł obok niej i jakby nagle otrzeźwiał. Nie widział co zrobić z rękami więc bawił się nimi nerwowo.
- Lucy, powiedz mi co jest. - poprosił.
- Pat, nie jesteśmy już razem, nie musisz się mną interesować.
- Ale chce, powiedz mi proszę.
- Prosisz? A to nowość. Zazwyczaj żądasz.
- Kurwa, nie graj takiej.
- Jakiej?
- Obojętnej.
- Pat... Po prostu o mnie zapomnij, okej?
- Nie okej. Lu chociaż powiedz mi co się dzieje.
- Żebyś się litował? Nie dzięki.
- Nie pocieszać cie nie ważne co się stało? Okej.
Spojrzał w przestrzeń i po prostu siedział. Oparł łokcie na kolanach i po prostu siedział. Lucy spojrzała na jego profil twarzy i zastanawiała się nad jego osobą. Patrick był inny, udawał całe życie kogoś kim nie jest. Większość osób w szkole myśli że to po prostu mięśniak który może wpierdolić każdemu, a tak naprawdę Pat wcale taki nie był. Lucy poznała go trochę bliżej niż jego wcześniejsze dziewczyny, ale nie rozpowiadała nikomu o tym, że był na przykład wielkim fanem Rihanny. Nie lubił przemocy, ale taki image został do niego przypisany i po prostu stara się pasować do towarzystwa. Ich związek był burzliwy, z punktu widzenia obserwatora, oparty tylko na seksie, ale tak naprawdę Pat był w niej zakochany, a ona o tym wiedziała. Przezywał ją przy kumplach i szkolnej społeczności, a ona jego, ale gdy był tylko z nią zdawał się być czuły. Doceniała to ale nie chciała się mieszać w poważniejsze związki i próbowała mu to wytłumaczyć, ale nic to nie zmieniło.
Podsunęła się bliżej i położyła głowę na jego ramieniu. Zdawało się że to on bardziej potrzebował pocieszenia i wsparcia. Spojrzał na nią zaskoczony i objął ją ramieniem.
- Nie rób sobie nadziei. - powiedziała na co Pat zaśmiał się. 
 
by Heather - Land of Grafic