Kiedy zabrali go do gabinetu dyrektora wiedział że ma
przewalone. Siedział spięty, uparcie wpatrując się w oczy Indianina
wgapiającego się w amerykańskich kolonistów ze zdziwieniem wypisanym na
czerwonej twarzy. Wiedział ,że zza szerokich jak denka od butelek okularów,
patrzy na niego panna Amy, z satysfakcją wypisaną na umalowanej twarzy. Ohoho,
pani psycholog straciła kontrolę, co? Kątem oka dostrzegł jej sadystyczny
uśmieszek, co ostatecznie potwierdziło jego obawy. Jak tylko Susan się dowie…
Ciekawe czy już poinformowali jego rodziców. Haha, właściwie tylko matkę, od
kilku lat nie dawała ojcu dojść do głosu w sprawach dotyczących Gabe’a. Nie rozśmieszyło go to w najmniejszym stopniu.
W ogóle to chyba trochę przykre, jakby tak na to spojrzeć.
- Nie myśl że ci się upiecze mały szczwany… - zaczęła
blondynka, jednak zaraz umilkła. Gabe zorientował się czemu, kiedy usłyszał
wchodzącego Andersona, odwrócił więc wzrok od rdzennego Amerykanina. Lucie Hale
widocznie się uspokoiła, bo miała swoją typową cwaniacką minę, a gdy popatrzyła
się na Storm’a, puściła mu łobuzersko oko. Co chciała mu tym zasygnalizować? Że
już jest z nią w porządku? Że ma zamiar się z tego wykpić? A może że ma zamiar
zacząć urządzać sobie darmową rozrywkę, dając upust negatywnym emocjom pyskując
nauczycielom? Po chwili słysząc jej wymianę zdań z panem dyrektorem, Gabriel
pomyślał że raczej to drugie. Choć dziewczyna miała racje, bo teoretycznie nie
było żadnych dowodów na to że to właśnie ona, Lucie Hale, dała narkotyki pannie
Amy. Starszy mężczyzna zaczął mówić do niego, ale w pół zdania wcięła mu się
nastolatka o czarnych zmierzwionych włosach.
- Ale z ciebie chuj. Poprawczak?! Co jeszcze wymyślisz?
Więzienie? Ośrodek psychiatryczny? – powiedziała to widocznie zbyt wyzywająco,
bo dotychczas opanowany nauczyciel wybuchł, nazywając nastolatkę ‘niewychowaną
suką’. Gabe wbił się w fotel słysząc słowa Andersona. Panna Amy z zacieszem na
wymalowanej mordzie, była niezwykle usatysfakcjonowana sytuacją. Wyszło szydlo
z wora. Mężczyzna z powrotem zwrócił się do chłopaka. Ten przełknął rosnącą
gule w gardle i postarał się wyprostować, by nie wyglądać na tak
przestraszonego sytuacją. Pierwszy raz w takiej sprawie u dyrka. Ale właściwie,
to on nic nie zrobił. Nic a nic mu nie mogą udowodnić! To psycholożka, ta
pokręcona blondyna ,rzuciła się na uczennice, z tego się nie wyplącze! Może
nawet powinien spróbować wybronić Lucy Hale? Najpierw jednak powinien wysłuchać
co ma do powiedzenia pan Stephen. Nie zwrócił uwagi na cały wstęp o tym, jak
bardzo Anderson był zdziwiony i zawiedziony postawą tak wzorowego ucznia jak
Gabriel, ale kiedy zaczął słyszeć oskarżenia, skupił się na wywodzie dyra.
- … w każdym razie panna Amy, nie dość że została
pokrzywdzona przez zażycie narkotyku, to na dodatek została pobita! I to przez
kogo! Doprawdy nie spodziewałem się tego po tobie- tu mężczyzna zrobił celową
pauzę, by Gabe mógł się ‘wciąć’ i zacząć swoją przemowę.
- Ależ proszę pana, ja wcale nie pobiłem panny Amy – zaczął chłopak
pewnie, z lekkim uśmiechem ironii wypisanym na pełnych ustach. Anderson
zbaraniał. Nie spodziewał się chyba i tego.
- Proszę cie, Gabrielu, nie bądź równie bezczelny co… - pani
psycholog przypatrująca się całej wyglądała na nie tylko zaskoczoną, ale
również wysoce niezadowoloną. Czując się coraz pewniej, Gabe popatrzył na nią
wyzywająco, zamiast spróbować nawiązać kontakt wzrokowy ze zdezorientowanym panem
Stephenem. Ona też jest żałosnym ,małym ,kłamliwym
człowiekiem.
- Nie jestem
bezczelny – z uśmieszkiem, nie spuszczał wzroku z panny Amy – ponieważ proszę pana,
nie wiem czy pan wie, ale nasza droga pani psycholog od zeszłego tygodnia ma z
nami, że tak się wyrażę, ‘na pieńku’ – wycedził.
- Mów jaśniej Gabrielu – brunet wiedział że dyro marszczy
teraz swoje krzaczaste brwi, próbując odgadnąć co zamierza Storm. A on
zamierzał zupełnie zmienić przebieg rozmowy.
- Otóż w tamtym tygodniu, wraz z Lucy obkleiliśmy gabinet
panny Amy pewnymi, hmm… sprośnymi plakatami. Nim pan to skomentuje, chciałbym
jedynie dodać że zostaliśmy za to już ukarani, a sam wybryk był nikomu
niezagrażającym czynem. Wracając jednak do głównego wątku… Nie wiem czy pan
wie, ale dziś rano Lucy była dość przybita. Miałem właśnie zamiar do niej
podejść, gdy nagle, ni stąd ni z owąd zjawiła się panna Amy. Była wściekła,
rzuciła się na zdezorientowaną Lucy, proszę pana, ja nie wiedziałem co robić –
teatralna przerwa była zbędna, bo Anderson gapił się bezmyślnie na jego usta,
nie wierząc w to co słyszy. Gabriel za to, hamując rosnący na jego ustach
uśmieszek, kontynuował- Chwyciła biedną Lucy za sweter, i, ona się zamachnęła,
chciała ją uderzyć – celowo przeszedł z ‘panna’ na ‘ona’, przerzucając się na
tryb bardziej oskarżycielski – nie chciałem żeby ja biła, a Lucy była taka
przerażona. Odparowałem jej cios, odruchowo, a ona upadła. Zabrałem Lucy gdzieś
indziej, bałem się że ona znowu spróbuje ją uderzyć… - spojrzał z powrotem na
dyrektora, starając się nie uśmiechać.
sorki, taki chamski kombinator c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz