Lucy patrzyła ze łzami w oczach na dyrektora. W głębi serca jednak śmiała sie z tego co wymyślił Gabe. Dobre haha.
- Panie dyrektorze to prawda. Pan mi nie wierzy pewnie, ale ręczę ze to wszystko co mówi Gabe to prawda. - zapewniała udając łamiący się głos.
- Nie odzywaj sie Hale. Nie rozmawiam juz z tobą. - warknął do niej i spojrzał na Gabe'a. - Jeśli to co mówisz jest prawdą, to rzuca to zupełnie inne światło na tą sprawę. Czy chciała pani pobić Hale? - zwrócił się teraz to siedzącej jak L z Death Note panny Amy.
- No... Nie Chcialam jej pobić. Zdenerwowałam sie i podniosłam rękę ale nie uderzyłabym w życiu żadnej z moich uczenic czy uczniów. - zapewniała kobieta.
- Mamy świadków... - zaczął Gabe ale Anderson podniósł rękę i uciszył go.
- Wiem. Wasi rodzice wiedzą o całej sprawie. Ty Hale znasz warunek i swoją karę, natomiast tobie Gabe tym razem odpuszczę. Jestes dobrym uczniem, ale proszę cię abyś nie przebywał w towarzystwie Lucy.
- Halo. Ja tu jestem.
- Idźcie już. Porozmawiam jeszcze później z tobą Hale.
Wywróciła oczami i wyszła z gabinetu. Gabe podążył za nią. Odeszli kilka kroków od drzwi do gabinetu i Lucy zatrzymała Gabe'a za rękaw.
- Gabe... Dziękuję ci. - uśmiechnęła sie do niego lekko łobuzersko. - No wiesz, tak jakby uratowałeś mi dupe.
- Jasne. Spoko. Zawsze do usług. - zażartował i spojrzał sie gdzies w dal. - Jak sie czujesz?
- Dobrze. Juz jest lepiej. Więcej nie będę sie tak zachowywać. Sory za to dzisiaj.
- Przestań. Po tym co się stało masz prawo mieć fochy.
- To wcale nie były fochy! - zaśmiała się a po chwili Gabe dołączył do niej. Spojrzała mu się w oczy. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziała że istnieje. Teraz śmiali się wspólnie z najlepszego żartu w historii szkoły. Gdy ich śmiech umilkł zrobiło się cicho i trochę niezręcznie. Patrzyli się na siebie, Lucy dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co się dzieje. Mimowolnie zbliżali się do siebie. Nie. Jesteśmy przyjaciółmi, znamy się od dwóch tygodni. Nie zakochałam się w nim przecież... Postanowiła przerwać tę chwilę. Zamrugała i spojrzała w bok.
- Panie dyrektorze to prawda. Pan mi nie wierzy pewnie, ale ręczę ze to wszystko co mówi Gabe to prawda. - zapewniała udając łamiący się głos.
- Nie odzywaj sie Hale. Nie rozmawiam juz z tobą. - warknął do niej i spojrzał na Gabe'a. - Jeśli to co mówisz jest prawdą, to rzuca to zupełnie inne światło na tą sprawę. Czy chciała pani pobić Hale? - zwrócił się teraz to siedzącej jak L z Death Note panny Amy.
- No... Nie Chcialam jej pobić. Zdenerwowałam sie i podniosłam rękę ale nie uderzyłabym w życiu żadnej z moich uczenic czy uczniów. - zapewniała kobieta.
- Mamy świadków... - zaczął Gabe ale Anderson podniósł rękę i uciszył go.
- Wiem. Wasi rodzice wiedzą o całej sprawie. Ty Hale znasz warunek i swoją karę, natomiast tobie Gabe tym razem odpuszczę. Jestes dobrym uczniem, ale proszę cię abyś nie przebywał w towarzystwie Lucy.
- Halo. Ja tu jestem.
- Idźcie już. Porozmawiam jeszcze później z tobą Hale.
Wywróciła oczami i wyszła z gabinetu. Gabe podążył za nią. Odeszli kilka kroków od drzwi do gabinetu i Lucy zatrzymała Gabe'a za rękaw.
- Gabe... Dziękuję ci. - uśmiechnęła sie do niego lekko łobuzersko. - No wiesz, tak jakby uratowałeś mi dupe.
- Jasne. Spoko. Zawsze do usług. - zażartował i spojrzał sie gdzies w dal. - Jak sie czujesz?
- Dobrze. Juz jest lepiej. Więcej nie będę sie tak zachowywać. Sory za to dzisiaj.
- Przestań. Po tym co się stało masz prawo mieć fochy.
- To wcale nie były fochy! - zaśmiała się a po chwili Gabe dołączył do niej. Spojrzała mu się w oczy. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziała że istnieje. Teraz śmiali się wspólnie z najlepszego żartu w historii szkoły. Gdy ich śmiech umilkł zrobiło się cicho i trochę niezręcznie. Patrzyli się na siebie, Lucy dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co się dzieje. Mimowolnie zbliżali się do siebie. Nie. Jesteśmy przyjaciółmi, znamy się od dwóch tygodni. Nie zakochałam się w nim przecież... Postanowiła przerwać tę chwilę. Zamrugała i spojrzała w bok.
- Chodźmy na lekcje. - powiedziała cicho i odeszła w stronę klasy zostawiając Gabe'a oszołomionego. On chyba też nie spodziewał sie tego co mogło tu zajść. Przeczesał włosy i poszedł za nią.
Siedziała na murku, paliła fajka i machała nogami na wszystkie strony. Uczniowie wylewali się ze szkoły wielką falą. Patrzyła na nich z odrazą i dmuchała w nich dym. Przeczesywała ich wzrokiem w poszukiwaniu Gabe'a, aż w końcu znalazła go jak szedł tuż obok grupki lasek które swoją drogą nawet go nie zauważyły. Pomachała mu ręką by ją zauważył.
- Hej! - zawołała gdy do niej podszedł. - Masz ochotę na spacer? Nie chce wracać do domu, już sobie wyobrażam aferę. - uśmiechnęła się szeroko i podała mu fajka.
- W sumie, możemy się przejść. - wzruszył ramionami i wziął papierosa. Zeskoczyła z murku i ruszyła chodnikiem. Gabe szedł obok niej. Rozmawiali, palili papierosy, Lucy zapomniała o rozmowie która czeka ją w domu. Czuła się dobrze, dużo lepiej niż rano.
Doszli do jej ulubionego miejsca, podziwiali razem miasto, dopóki nie zrobiło się ciemno. Zerknęła na profil Gabe'a. Gdy zauważył jej wzrok uśmiechnął się kącikiem ust. Znowu...Stanęła na palcach, a jej usta dotknęły warg Gabe'a. Odwzajemnił pocałunek niepewnie i przycisnął ją bliżej siebie.
huehuehuehue kissneli się :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz