sobota, 19 marca 2016

Gabe

Pełne usta złożyły kolejny pocałunek na rozpalonym, bladym ciele Lucy. Nieznane wcześniej odczucia rozgrzewały jego lędźwia, w nieodkryty jeszcze sposób. Jak w platońskiej teorii o anamnezji, nastolatek zdawał się przypominać sobie coś, o czym nie miał prawa wiedzieć. Dłonie same szukały odpowiednich miejsc, umysł krzyczał szybciej, więcej, głośniej. Upojne uczucie, mówiące mu że zaraz odpłynie gdzieś daleko. Jej zgrabne palce były tuż koło jego kręconych włosów łonowych, i już, już miały sięgnąć po męskość, Gabriela, gdy on... Zupełnie odrzucając galopujące ku euforycznym szczytom zdażenia, oderwał się od dziewczyny, upadając na podłogę. Nieprzyjemna świadomość, wdarła się, ściągając rozanielone myśli głęboko w dół. Zimno wdzierające się do pokoju od strony okna uderzyło niespodziewanie w jego niedosuszone ciało. Zamrugał kilka razy w szoku. Niebieskie oczy w których widać było wyraźne pytanie, spojrzały na niego z góry. Jak jeszcze nie osiągnięty cel, gdzieś daleko, jeszcze realny, ale oddalający się z każdą sekundą bezczynności. Klatka piersiowa nastolatka opadała i wznosiła się szybko. Chłopak przypomniał sobie, och, jak mógłby zapomnieć. W jego głowie, już wznoszącej się ponad chmury, jak błyskawica przecinająca spokojne, rozgwieżdżone niebo, zaiskrzyło wspomnienie. Tamtego wieczoru, ktoś ją wziął. Jej piękne, niebieskie oczy, przerażone i zapłakane, jej umysł, wystraszony i zdziczały. Co za idiotyczna myśl! To nie był on, to nie była jego wina! Czemu czyjś grzeszny czyn miałby przeszkodzić im... Ale nie chciał, tak bardzo nie chciał by czegokolwiek żałowała.
- Gabe? - pytający głos Lucy, rozognił złość na samego siebie. Gdzie podziała się jego logika, chłodne i opanowane myślenie prowadzące do najlepszych możliwych odpcji?! Wiedział że mógłby wrócić do niej, udać że był to żart, przypadek, dokończyć to, a potem jeszcze raz, może jeszcze wiele razy, być dyrygentem na nocnym koncercie jej miłosnych uniesien, ale nie zrobił tego. Wstał milczący, świadomy że wzrok Lucy śledzi każdy jego ruch. Jego mięśnie przeszedł dreszcz.
- Przepraszam - powiedział, pewnie nadając głosowi jak najspokojniejszy ton. Wziął jednego z papierosów leżących jeszcze na biórku, chwycił jeszcze zapalniczkę, po czym oparł dłoń o framugę okna. Zmusił się by nie spojrzeć na nią i wyszedł na dach. Było tam jeszcze zimniej niż w pokoju. Pstryknął kilka razy zapalniczką, po czym przystawił końcówkę papierosa do płomienia tańczącego w nocnym powietrzu. Dym papierosowy w jego płucach wydał się niewystarczający. Pomyślał o tabletkach na uspokojenie, ale wiedział że nawet one, zawet całe pudełko, to było za mało. Serce nie da się tak łatwo okiełznać. Zaciągnął się, w cichym zastanowieniu. Usłyszał odgłos przesuwanej kołdry i zacisnął zęby. A mogło być tak pięknie. Co powinien teraz zrobić? Cała ta wolność o której myślał jeszcze przed paroma chwilami wydała się niczym w porównaniu z tym. Nikt, nigdy, nie powiedział jak sobie z czymś takim radzić! Szybki oddech, gorąco, rozchwianie emocjonalne! Jak radziła z tym sobie ona? Czy powinien jutro zaprosić kogoś na imprezę i po prostu się nawalić? Czy tak byłoby najlepiej? Poczuć jak substancja rozchodząca się w twoim krwiobiegu rozwiązuje wszystkie problemy?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

by Heather - Land of Grafic