sobota, 19 marca 2016

Lucy

Z dni zrobiły się tygodnie, z tygodni powstały miesiące i nim Lucy się spostrzegła, był początek grudnia i wszędzie gdzie się dało, świąteczne ozdoby rzygały na nią swoją słodkością. Zima była jej ulubioną porą roku, a gdy śnieg utrzymywał się dłużej niż tydzień, czuła się jak w białym raju. Śnieżny puch skrzypiał jej pod glanami. Czułą się dobrze, naprawdę dobrze. Paliła fajka oglądając wystawy. Była ledwie 16, a niebo już było prawie czarne. Douszne słuchawki wybrzmiewały spokojne rytmy Eyes on Fire.
Przyglądając się stoisku z lampkami, poprawiła ciążącą jej torbę. Kątem oka zauważyła światła nadjeżdżającego autobusu. Jej postanowienie mówiło żeby szybko pobiegła na przystanek, ale uśpiony nastrój podpowiedział jej spacer. Ruszyła więc ospałym krokiem zostawiając w spokoju migoczące światełka.
Przechadzka zajęła jej 20 minut, ale nie interesowało ją to. Jej cel nie wiedział o jej pojawieniu się, więc nie miała ustalonej godziny. Gdy przechodziła przez furtkę wyjęła słuchawki i wepchnęła je do torby. Zapukała mocno w drewniane drzwi i dla lepszego efektu odwróciła się w stronę ulicy.
- Tak? - drzwi otworzył jej chłopak w roztrzepanych włosach. Ucieszyła się bo bała się że będzie musiała się najpierw skonfrontować z jego matką. Uśmiechnęła się i odwróciła się machając włosami. Tak, tak to właśnie robią w filmach. Wygląda efektownie.
- Gabe! Nie spodziewałeś się co? - zaśpiewała Lucy, zupełnie nie w jej stylu. Ostatnio wszystko co robi jest nie w jej stylu.
- Co ty tu robisz? Przecież...
- Świętuje koniec prawnej kary! Dokładnie miesiąc temu zabroniono nam sie widywać, właściwie to tobie ze mną, ale to nie ważne. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się kątem ust. - Primo, musimy to oblać. Secundo, jakbyś czytał uważnie to wiedziałbyś że ważne jest tylko przez miesiąc. Mam prezenty! Wesołej Gwiazdki.- powiedziała Lucy i zrobiła krok w stronę drzwi.
- Co ta dziewczyna tu robi Gabriel?! - zagrzmiał kobiecy głoś Susan. Lu wywróciła oczami i bezgłośnie powiedziała " Zajmę się tym". Puściła mu oko i weszła do domu.
- Susan! Tęskniłam! Niech się pani nie martwi, jestem czysta. Odwyk dobrze mi zrobił i chcę po prostu spędzić czas z kumplem. Dalej Gabe, chodź na górę, nie krępuj się. Czuj się jak u siebie w domu. - powiedziała Lucy i zaczęła wchodzić po schodach. Na półpiętrze zatrzymała się i widziała jak Gabe wzrusza ramionami do matki i pokazuje jej żeby się nie denerwowała. Lucy zawyła w duchu ze śmiechu.
Gdy chłopak wszedł wreszcie do własnego pokoju, Lucy siedziała już na łóżku i podjadała ciastka, które znalazła na szafce nocnej.
- Mmm, dobre. - stwierdziła, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
- Lucy co ty tu do cholery robisz? - wykrzyknął przytłumionym głosem. Zdawał sobie sprawę że jego matka siedzi na dole i nasłuchuje każdego dźwięku. - Jesteś naćpana czy co?
- Nie, nie naćpałam się od tygodnia. Doceń to. Stęskniłam się, nie można?
- A tak serio?
- Serio, przyszłam się spotkać, odnowić kontakt i... zmienić ci image. - wstała z łóżka i podeszła do chłopaka. Od ich pocałunku w parku nie rozmawiali o tym i nie kontynuowali. Nie postanowili tego zakończyć, ani ciągnąc dalej. Była niewiadoma. Wyjęła z torby paczkę farb do włosów, malboro i foliowe rękawiczki.
- Chcesz mnie pofarbować? - zdziwił się chłopak, kryjąc skrępowanie jej bliskością.
-Biały. Pasuje ci? I żeby nie śmierdziało bardzo farbą... - podstawiła mu pod nos papierosy. Zaśmiała się widząc jego minę. - Z tymi fajkami to żartuję oczywiście. Twoja matka się nie zorientuję, trzeba jej tylko pokazać że nie chcesz mnie wyruchać na tym idealnie zaścielonym łóżku.
- Nie mów tak głośno. - skarcił ją chłopak próbując zamaskować uśmiech na twarzy.
- Ja nie protestuję. Możesz mnie wziąć tu i teraz. - zaśmiała się i rzuciła mu farby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

by Heather - Land of Grafic