sobota, 26 grudnia 2015

Gabe

Kiedy dotarł do domu był zupełnie spokojny. Po drodze zebrał się w sobie i zadzwonił do Susan. Choć wyrzutów ze strony rodzicielki nie ominął, to dowiedział się że matka wróci dopiero wczesnym wieczorem. Zamknął za sobą drzwi i sięgnął do butów. Już zaczął rozwiązywać jedną z zasyfionych białych sznurówek, gdy do głowy wpadła mu nie do końca tuzinkowa myśl. Właściwie trochę głupia. Zostawił kurtkę przeciwdeszczową na wieszaku i zaczął wchodzić na górę. Kiedy ostatnio był sam w domu? Gdy matka wyjeżdżała, co zdarzało się raczej rzadko, choć ostatnio coraz częściej, w mieszkaniu zawsze był ojciec. Victor Storm był z natury spokojny i o wiele mniej rygorystyczny niż małżonka. Ciągnąc za sobą na wpół rozsznurowane buty, Gabriel stawiał kroki na drewnianej podłodze. Sięgnął do klamki łazienki, która wydała mu się dziwnie czysta. Wydał się sobie jakiś nieczysty, nie pasujący do idealnie utrzymanego mieszkania. Stał kilka chwili przy wejściu, trzymając swoje dłonie o długich palcach kilka centymetrów od klamki. W końcu nacisnął ja i wszedł do pomieszczenia. Wkroczył do wanny w butach, wyjmując telefon i kładąc go na brzegu zlewu. Usiadł na dnie i włożył korek w odpływ. Westchnął, nie wierząc w to co robi. Przekręcił kurki i oparł plecy o ściankę wanny. Szum wody zagłuszył w końcu ciszę która dręczyła jego umysł. Właściwie czemu matka została dłużej? Gdzie pojechała? Poczuł ciepło oblewające mu kostki. Jego szare oczy popełzły po pomieszczeniu. Było całkiem spore, tak przynajmniej mu się wydawało. Przekręcił kurki jeszcze mocniej, sprawiając że strumień wody stał się silniejszy, a szum głośniejszy. Przyjrzał się sobie pobieżnie. Ubrania już poruszały się pod wpływem przemieszczania się cząsteczek brudnej wody. Wyjął korek. Płyn jednak płynął na tyle szybko by ilość wylewanej się wody była równa ilości dolewanej. Gabriel zanurzył głowę. Odgłosy były jeszcze silniejsze. Nastolatek wypuścił z ust parę bąbelków powietrza i wstał. Woda ściekała z nieo, dy patrzył co najlepszego przed chwilą robił.
Gdy umyty wyszedł z wanny, kapiąc na posadzkę sięgnął po ręcznik i telefon, po czym wyszedł z łazienki. Idąc do swojego pokoju wiedział że kapało z niego, ale używając sporej siły woli, zignorował to. Przekroczył próg swojego pokoju i zamknął drzwi. Jego własne cztery ściany wydały się, tak samo jak ta głupia klamka, czyste i obce. Przecie przed chwilą się mył. Walnął się na idealnie pościelone łóżko i usłyszał telefon. Usiadł nerwowo i sięgnął po wibrującą komórkę. W pośpiechu nie spojrzał nawet kto dzwoni. Bo kto inny niż Susan? Odebrał przybko.
- Tak? - zapytał szybko, uświadamiając sobie że zamoczy telefon. Tak jak łózko, ciuchy i podłogę.
- Gabe, tak? - usłyszał głos, z pewnością nie należący do jego matki. Kilka sekund zajęło mu identyfikowanie owego głosu. Męski, niezbyt niski. - Słuchaj, mam ci coś ważnego do powiedzenia.

Lucy

Przegryzła wargę słysząc trzask zamykanych drzwi. Zacisnęła mocno oczy, aż pod powiekami pojawiły się białe mroczki. Przez jej głowę przemknęły wszystkie możliwości samobójstwa. Poczuła oddech tego chłopaka, poczuła jego ręce. Miała wrażenie, że cofnęła się do tego momentu. Przez trzaśnięcie drzwiami? 
- Lu? Wszystko okej? - usłyszała głos Willa za plecami. Drgnęła i odwróciła się do niego. Poczuła łzę w kąciku oka. Przez chwilę patrzyła bratu w oczy. Wtuliła się w jego gołą klatkę piersiową. Miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. - Co się stało? Lucy, uspokój się...
- Przepraszam...
- To przez tego chłopaka? Mam mu skopać dupe? - spytał obejmując ją mocno. Pokręciła głową i pociągnęła nosem. Nie chciała płakać w kuchni, przy bratu, ale nie potrafiła zahamować łez. Nogi załamały się pod nią, upadła na ziemię i zalała się łzami.
- Will... Ja... Nie wiem... Pomóż mi... - załakała chowając twarz w dłoniach. Brat podciągnął ją do góry i zaprowadził powoli do jej pokoju. To jeden z niewielu momentów kiedy był czuły wobec kogokolwiek. Posadził ją na łóżku i usiadł obok.
Wytarła łzy rękawem wełnianego swetra. Była na siebie zła, za atak płaczu, ale czuła że jeśli zacznie znowu o tym myśleć lub mówić, na nowo się rozpłacze. Jednak chłopak patrzył się na nią wyczekująco i nie mogła uciec. Sama go w końcu prosiła...
- Wczoraj... Tak to było wczoraj, na imprezie... Jakiś chłopak... Byłam pijana i naćpana... Nie chciałam tego... Myślałam że będzie inaczej... Ale on... Boże... - schowała twarz w dłonie, a włosy opadły zasłaniając ją i jej łzy. Poczuła dłoń na plecach, która gładziła ją uspokajająco. - Will, on mnie zgwałcił.
Ręka zatrzymała się. Łzy ponownie pociekły, mocząc jej spodnie.
- Wiesz kto to był? - spytał poważnie Will. Pokręciła głową przecząco.
- Nie pamiętam jego twarzy. Byłam pijana...
- Pójdziemy z tym na policję. - zażądał i wstał. Złapała go za rękę i spojrzała błagalnie.
- Proszę nie...
- Ten twój chłopak wie?
- Wie... To nie jest mój chłopak.
- Powinnaś się zdrzemnąć, odpocząć.
Pokiwała głową i spuściła wzrok. Położyła się i odwróciła się na bok. Usłyszała jak Will zamyka drzwi. Ponownie się rozpłakała.

Will POV 

Wziął telefon Lucy leżący na biurku i wyszedł. Wiedział że nie powinien grzebać w jej rzeczach, ale przecież chciał dobrze. Wybrał numer z podpisem Gabe. Zapisał sobie go i postanowił, że zadzwoni za godzinę czy dwie. Musi z nim pogadać...

piątek, 25 grudnia 2015

Gabe

Jadł średnio dobrą jajecznice, w średnio czystej kuchni, średnio wiedząc co powinien zrobić. Oddzwonić do matki, czy zacząć biec do domu jak najszybciej, zostać i zjeść? Właściwie to wśród tych opcji zaświtało mu by poprosić Willa o jakieś dragi, czy papierosy. Boże, po co Gabe'owi narkotyki? Przełknął spaloną grudę jajka, myśląc że to i tak lepsze niż gdyby miała być zimna i glutowata, jak jakieś smarki czy cholera wie co. Od kiedy mówi cholera?
- Ej, ten znowu tutaj? - brat nastolatki skinął na Storma niedbale głową, otwierając lodówkę.
- Już niedługo - mruknął brunet, nieco bardziej ponuro niż zamierzał. Choć pewnie już tu nie wróci. Susan po niego dzwoniła, a nawet jeśli by teraz poszedł, to wyglądał jak siedem nieszczęść i pewnie śmierdział całą tą imprezą. Mars wyszedł mu na czoło kiedy przypomniał sobie o tym gównie.
- Co, tak szybko? - młody facet w slipkach poruszył brwiami w górę i w dół. Gabriel nie zrozumiał chyba aluzji, jednak zrobiła to z niego Lucy Hale, pokazując bratu środkowy palec. Licealista zmieszany wziął do rąk talerz po jajecznicy i odkładając go do zlewu, po zadecydowaniu o porzuceniu prób poszukiwania zmywarki, powiedział;
- Będę się już zbierał... dzięki za nocleg, wiesz...  - on nie wiedział. Co powiedzieć i nie tylko. Niebieskooka nie patrzyła na niego, co krępowało Gabriela jeszcze bardziej.
- Do zobaczenia - rzuciła niewyraźnie znad talerza. Storm nie mówiąc nic więcej, poszedł do przedpokoju. Wśród butów, zauważył swoje. Były strasznie sponiewierane, brudne, a kiedy założył je na stopy, okazało się że również mokre. Krzywiąc się przez nieprzyjemne uczucie w palcach u nóg, wyszedł. Spojrzał w okno pokoju dziewczyny. Było otwarte, a światło padało na nie akurat pod takim kontem, że nie widział praktycznie nic. Pomięte ciuchy wydawały mu się dziwnie wygodne, jednak wiatr sprawiał że było mu zimno. Autobusy w weekendy jeżdżą strasznie rzadko, więc raczej nie było sensu na jakiś czekać. Gdy o tym pomyślał, mijając przystanek, koło niego przemknął bus. Szlag by to. Naszła go ochota by posłuchać jakiejś piosenki. Wziął telefon do ręki, przypominając sobie o tym że nie oddzwonił. Przejrzawszy aplikacje, doszedł do wniosku że nigdy nie słuchał za wiele muzyki. Egh, co on robił przez ten czas? Ta cisza nie była irytująca?

Lucy

Spojrzała na swoje paznokcie. Były połamane, a czarny lakier schodził z połowy płytki. Zaciągnęła się porządnie jeszcze raz i wyrzuciła niedopałek. Zerknęła na Gabe'a, który stał i wpatrywał się we mnie zaskoczony.
- Posłuchaj nie wracajmy do tego tematu. Zapomnij o tym, to się nigdy nie wydarzyło. Jak komukolwiek o tym powiesz, a w szczególności Patric'owi, to gorzko tego pożałujesz. - powiedziała oschle.  Chłopak pokiwał głową i przełknął ślinę.
- Czemu Patric'owi?c
- Nieważne. Głodny? - zmieniła jawnie temat. Wyszła z pokoju nie czekając na odpowiedź i zjechała z poręczy. Poczekała na dole na Gabe'a i weszli razem do kuchni. Jej rodziców nie było, Peter oglądał bajki, a Will prawdopodobnie był u siebie. Zajrzała do lodówki. Jedyna zaleta Cristiny to to że żarcie zawsze jest w lodówce.
- Jajecznicy? - spytała wyjmując jajka. Obejrzała się, gdy zauważyła kątem oka Petera w drzwiach.
- Masz szlaban, wiesz? - powiedział przypatrując się naszemu gościowi. - Kto to?
- Znajomy. - ucięła i rozbiła jajko na patelni.
- Też chce.
- Znajomych? O wiesz, nie chce być wredna, ale to raczej niemożliwe. - uśmiechnęła się szyderczo do brata. Pokazał jej język i wskazał na patelnie.
- Spalisz. - odwrócił na pięcie i wrócił do bajek. Brew Gabe'a powędrowała do góry.
- Kochacie się widzę.- stwierdził. Lu prychnęła głośno i wróciła do smażenia jajek. Boże, jak dobrze że jest sobota. 
Jedli w ciszy przy kuchennej wysepce. Słychać było tylko stuk widelców i odgłosy z Króla Lwa.  
Gabe starał się unikać tematu imprezy, ale Lu wdziała jak bardzo go to męczy. Miała nadzieję że chłopak zostawi to dla siebie. Wydawało jej się że można mu ufać ale znała go zaledwie dwa czy trzy tygodnie.  Wydawało jej się że nie zmienił się pod jej wpływem zbytnio, co odebrała jako zachętę. Sama od dawna chciała zmienić siebie i swoje życie. Nie miała jednak sił, chęci, motywacji.
Może to był dobry krok... Ta, akurat
- Witam żołnierze. - do kuchni  wmaszerował  Will w samych slipach.
- Hej. - mruknęła Lu.
- Ooo, mamy zły humorek? Czyżby słaby seksik zeszłej nocy? - potargał ją za włosy. Został natychmiast zgromiony przez dwie pary wkurzonych oczu.

środa, 23 grudnia 2015

Gabe

Biegał z uśmiechem, a otaczająca go zewsząd zieleń napawała chłopaka dziwnym spokojem. Uśmiechał się, nie będąc zmęczonym i kręcił się w kółko, nie czując zawrotów głowy. Było mu tak idealnie ciepło. Wbiegł na porośnięte trawą wzgórze, po czym zaczął się z niego staczać. Popatrzył w neutralne dla oka, niebieskie niebo. Zaśmiał się pod nosem. Nagle, powietrze wypełnione jakimś irytującym dźwiękiem, zaczęło drżeć i wibrować.  Storm zmarszczył brwi i wykrzywił usta. Nie, nie, jeszcze chwile musi tu zostać. Otworzył leniwie zaspane oczy, czując dzwoniący telefon w spodniach. Z jakiej racji spał w spodniach? Spróbował sięgnąć ręką do kieszeni, ale zorientował się że to nie możliwe. Był zwinięty w kłębek, a skopana kołdra okrywała go niemal całkowicie. Kątem oka dostrzegł Lucy. Westchnął ciężko. Czy to miało miejjsce na prawde?
- Lucy... - wychrypiał, ignorując telefon w dżinsach. Powietrze w pokoju było ciężkie, ale Gabe'owi zupełnie to nie przeszkadzało. Owinął się szczelniej. - Która... jaki dziś dzień? - mlasnął, czując że pozycja w której leży jest nieco niewygodna. Nie chciało mu się rozbudzać, nie otwierał więc oczu, lecz nie zamykał ich do końca, wiedząc że trawiasta dolina chętnie przyjęłaby go z powrotem w swoje ramiona. Poruszył łopatkami i usłyszał chrupot kości.
- Sobota, po piętnastej - odrzekła spokojnie dziewczyna.
- Piętnastej?! - zerwał się Gabriel, czując się niemiło wyrwany z błogiej rzeczywistości.
- Nie, tak serio to nie wiem, Jezu, od razu drzesz morde - przewróciła niebieskimi oczami i sięgnęła po fajki. Zbyt szybko zbudzone, poobijane mięśnie okularnika, wyrażały sprzeciw. Nastolatek zjechał dłonią wzdłuż ciała, poszukując komórki. Uff, dopiero jedenasta. To matka dzwoniła. Trzeba będzie wymyślić jakiś pretekst, coś się znajdzie. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę.
- Lucy, zgłosisz to... - zaczął o wiele mniej pewnie niż wczoraj. Spokój ulotnił się jak dziwne składniki ciasta Lexie i Gabe z powrotem został zagubionym w tym dziwnym świecie narkotyków i buntu kujonem.
- Nie - tak, zdecydowanie się zgubił. Trzeźwa Lucy Hale była szorstka i bardziej obeznana na tym grząskim i niepewnym gruncie. To jednak było nieco co innego. Musiała to zgłosić, to było..
 - Nawet nie próbuj mnie namawiać, to moja decyzja - zaciągnęła się. Spojrzał na nią szarymi oczyma, nie rozumiejąc jej logiki.

czwartek, 17 grudnia 2015

Lucy

Objęła się rękoma i wtuliła w tylne siedzenie. Było ciepłe i pachniało sosną.  Lucy uwielbiała zapach sosny. W radiu leciała spokojna piosenka jakiegoś wykonawcy country,  przez przymrużone oczy widziała kierowcę i Gabe'a.
- Nie trzeba jej tego opatrzyć?  Może zawieść was do szpitala?  - zaproponował nieznany głos.
- Nie trzeba... - wychrypiała. Nie miała dużych ran po zaledwie dwa zadrapania ale krawiły na tyle mocno że jej ramię wyglądało jak po wojnie.
Słyszała jednym uchem jak Gabe i nieznajomy rozmawiają ze sobą,  ale nie słyszała konkretnych słów.  Poczuła jak nagle wyparowują z nie wszystkie siły,  jak narkotyk przestaje działać i osłabia jej organizm.  Fala zmęczenia przygniotła ją mocno. Nawet nie zauważyła kiedy przysnęła. 
Obudziła się jak Gabe próbował jakoś wyciągnąć ją z tylnego siedzenia. Wygramoliła się i poszła zombie tempem do domu.  Gabe wymienił kilka zdań,  pewnie podziękowań za podwozke,  i dobiegł do niej. 
Drzwi wejściowe były zamknięte,  wiec sięgnęła pod doniczke i trzęsącą się ręką otworzyła drzwi. Weszli na górę, do jej pokoju i walnęli się na łóżko. 
- Dzięki. - mruknela do sufitu.  Przejrecila się na bok i zamknęła oczy,  jednak sen nie przychodził.
- Jasne,  spoko. 
- Próbował mnie zgwałcić.  I udało mu się.  - powiedziała i poczuła łzę na policzku.  Usłyszała szelest kołdry.
- Jak to?
- Normalnie.  Jak każdy facet.
- Lu będziesz musiała to zgłosić, wiesz o tym?
- Powinnam,  ale chyba tego nie zrobię. 
- Ale on cię zgwałcił!
Poczuła ciepłą rękę która głaskała ją lekko. 
- Dobranoc Gabe.
- Dobranoc.

- Do cholery jasnej! LUCY! - z samego rana uroczy dźwięk głosu jej matki obudził ją ze słodkiego snu. Podniosła głowę.  Nad jej łóżkiem stała kobieta.  Ta kobieta była jej matką i jednocześnie największą zmorą. - Wytłumacz mi to!
Co dziwne wskazywała na jej ramię i makijaż,  a nie na śpiącego chłopaka w jej łóżku. 
- Impreza była...
- Taka ze aż wróciłas posiniaczona i ubrana jak dziwka?
- No. Było fajnie. - mruknela Lucy i ponownie położyła się na poduszce.
- Nie dziecko,  ja już nie mam zdrowia.  To ciebie,  do wszystkich z was.  Twoi bracia nie lepsi...
- To idź spać jak ja.
- Jak się nie uspokoje to będziesz mieć szlaban moja droga.
- I tak będę mieć.
- No to śpij sobie słonko.  - ostatnie słowa powiedziała czule i miękko co zdziwiło Lucy.  Gabe zachrapał Cicho.  Komórka w jego kieszeni wiborowala.  Pewnie matka. Było jej go żal,  że jest trzymany na takiej smyczy. 

środa, 16 grudnia 2015

Gabe

- Lucy, coś ci się stało w... - zaczął niepewnie. Było mu dziwnie nie -głupio, nawet obojętnie. Przecież zobaczyła go przy jej byłym, i to w jakiej sytuacji? Wyciągnęła jak ostatniego dzieciaka.
- Aleś spostrzegawczy kurwa. Coś się stało w co? W co się pytam!? Kurwa w co?! - wydarła się na niego. W zimnym, nocnym powietrzu, całą jej postać zdawał otaczać jakiś obłok ciepła. Kiedy dyszała wściekła, para wylatywała jej z ust i znikała w ciemności. Powieki Storma zaczęły mimowolnie opadać. Nie umiał dociec o co dziewczynie może chodzić. Patrzyła na niego, kształtnymi niebieskimi oczami, podkreślonymi rozmazanym eyelinerem, a jej czerwone od szminki usta drżały. Czekała na coś? Może na odpowiedź? Gabriel miał pustkę w głowie, a jednocześnie przelatywały mu myśli zbierane na całej imprezie. Dziewczyna była niemal rozebrana, drżała że wściekłości.
- Zimno mi - stwierdził po dłuższej ciszy Gabe. Jej jest zimno.  podszedł i objął Lucy Hale, czując jak bardzo jest gorąca. Stał tak, luźno przytulając rozemocjonowaną nastolatkę. Impreza huczała, ale w jego głowie te odgłosy były przytłumione i niewyraźne. Oddech Gabriela był równy, bardzo spokojny i cichy. Uśmiechnł się, niemal sennie. W ciemnych, skudlonych włosach dziewczyny wyczuł zanikający szampon, pot, papierosy, alkohol, mocz i coś jeszcze innego. Nie wiedzieć czemu, spodobał mu się ten zapach. Poczuł jak kropla wody pacnęła na jego kruczoczarne włosy.- Idziemy do domu. - rzekł znowu, krótko i nie czekając na jakikolwiek sprzeciw, ruszył przed siebie, ciemną ulicą, nieco chwiejnie zbliżając się do granicy zaniedbanego chodnika. Gwiazd wogóle nie było widać, a po chwili na głowy nastolatków lała się woda, której ilość, jak wywnioskował Gabe, rosła wprost proporcjonalnie do czasu. Z nikłym uśmieszkiem, chłopak trzymał kciuk do góry, sprawdzając co jakiś czas czy Lucy Hale idzie najwyżej cztery kroki za nim. Kilka aut ich minęło, jedno zatrąbiło gdy Storm zbytnio zbliżył się do jezdni, aż w końcu, gdy ubrania i włosy imprezowiczów zupełnie przylegały do ciała, zatrzymał się samochód. Był to ciemnoszary Ford, widocznie niezbyt nowy. Okienko otworzyło się.
- Może pa... - zaczął nastolatek, nachylając się do drzwiczek.
- Obciągne ci - przerwał mu kierowca. Nieobecny rozum chłopaka, pozwolił mu jedynie zmarszczyć brwi.
- Nie prosze pana, nie musi... - zaczął bełkotać.
- To nie wsiadasz - odszczeknął głos z Forda.
- Ale chemy tylko dojech... - zaczął Gabe. Coś głośno zatrąbiło za nimi. Właściciel Forda miał widocznie wyjebane, bo nadal mówił coś do Gabe'a. Ten, zupełnie już nie rozumiejąc o co biega, machnął ręką, prawie się przywracając. Kierowca popędził dalej. Storm przekazywił głowę i popatrzył za nim. Ciemna noc już pochłaniała szary automobil.
- Podrzucić was? - usłyszał czyjś głos. Odwrócił się, i otworzył w milczeniu tylne drzwi dla Lucy, po czym sam wpakował się na przednie siedzenie. Kiedy chłopak wybełkotał adres Lucy, dostał jeszcze karteczkę ,chyba z numerem. Uśmiechnął się nie rozumiejąc.

wtorek, 15 grudnia 2015

Lucy

Gorzki posmak wódki wypełniał jej usta,  na języku czuła dotyku wielu innych języków. Nie pamiętała nawet z kim zdążyła się przelizac podczas tej imprezy.  Raz czy dwa mignęła jej Lex albo Gabe ale po za tym nie widziała nikogo dobrze jej znanego.  Nie miała zbyt wielu dobrych znajomych.  Kumple na imprezę,  ale po za tym nikogo.
Jej włosy były poplątane i za każdym razem gdy odrzucala je ręką do tylu,  nie mogą jej później wyjąć. 
Podszedł do niej jakiś, równie najebany chłopak.  Był przystojny, chociaż dla Lu każdy po pijaku jest fajny. Złapał ją w tali i przesunął do siebie bliżej. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go mocno. Zostawiła na nim trochę swojej czerwonej szminki. 
Poruszając się w rytm muzyki chłopak składał jej pocałunki na szyi i dekolcie.  Złapała go za szyję i podciągneła się wyżej, tak by twarz nieznajomego była ja wysokości jej biustu.  Złapał ją za pierś i nachylil się. Lucy oderwała się od niego i ruszyła w stronę schodów. Prowadziła go za sobą do jednej z sypialni. 
Na górze nie było może dużo ciszej ale mniej tłoczno.  Nie było wolnej sypialni wiec weszli na najwyższe piętro na którym był "kącik ćpuna" i sypialnia dla gości. 
Zamknięła za sobą drzwi i pchnęła chłopaka na łóżko.  Usiadła na nim okrakiem chcąc wbić się na jego coraz mocniej rosnącego penisa. Zdjęła sukienkę i nachylila się,  gdy usłyszała przytlumione przez ścianę krzyki. Podniosła głowę gdy usłyszała imię "Gabe" i głośne "frajer" Lexi.  Otworzyła szeroko oczy.
- No co jest?  Dawaj! - chłopak złapał ją mocno za ramię i przycisnął do siebie.  Potem rzucił ją na łóżko i zdjął ciasne stringi.  Poczuła jak gwałtownie i brutalnie pieprzył ją. Krzyczała i chciała się wyrwać ale chłopak przyciskał jej nadgarstki nad głową.  Pchnięcia stawały się coraz mocniejsze, aż Lucy poczuła silny przeszywający ból.  Nie potrafiła dłużej znieść tego i wyrwała się.  Poczuła jak długie paznokcie chłopaka rozrywaja jej skórę a męskość wychodzi z niej z głośnym dźwiękiem. Założyła w biegu sukienkę i wyszła z pokoju.
Poczuła ze płacze.  Chłopak spojrzał na nią zły,  ale po chwili oprzytomniał i w jego oczach pokazał się wstyd i przerazenie.  Cofneła się i weszła przestraszona do "kąciku ćpunów". Zobaczyła Gabe'a który prawie ciągnął Patty'iemu.  Natychmiast uciekło z niej przerażenie. 
- Co jest kurwa?! Gabe,  zostaw go! - krzyknęła. Spojrzał na nią z ulgą.  Odsunął się szybko.  Podbiegła najpierw do Patta i dała mu zakrwiawioną od ran na ramieniu,  ręka liścia. 
- Pojebało cie dziwko? - spytał wkurwiony. Spojrzał na nią ale po chwili uspokoił się.  Zerknął na jej ramię a po chwili na rozczochrane włosy. - Lu,  wszystko okej?
- Pat zostaw mnie teraz.  - złapała się za głowę i obejrzała po pokoju.  Gabe siedział w kącie i patrzył na nią i Patty'iego ze zdziwieniem.  Pociągnęła go za ramię i wprowadziła z domu. 
Stanęli na pustej ulicy. Wyjęła papierosa i zapaliła go.
- Czy ciebie naprawdę nie można nawet na chwilę zostawić?!
- Lucy,  przepraszam...
- Daj spokój kurwa.  - zaciągnęła się a z jej oczu popłynęła łza.  Otarła ją prędko.

Gabe

Okularnik błąkał się niepewnie po ogromnym domu z czerwonej cegły. Na całym parterze huczało, ludzie zamiast tańczyć skakali, głośno waląc o podłogę. Cały przybytek zdawał się trząść w posadach, fale dźwiękowe z rozegranych głośników potęgowały to wrażenie. Szkiełka w okularach dalekowidza sprawiały wrażenie kruchych i gotowych wypaść w każdym momencie. Ludzie potrącali go, inni zdawali się rozbierać bruneta wzrokiem. Zajrzał do kuchni gdzie trchwała bitwa na produkty żywieniowe, mąka, jajka, jogurty, soki, likiery, owoce, dżemy, sosy, były w całym pomieszczeniu, wszędzie. Gabriel zauważył jednak że bójka zaczyna coraz bardziej przypominać orgię, w czym upewniła go zielono włosa dziewczyna uciekająca mlekiem, która chciała sięgnąć do jego dżinsów. Uciekł szybko, zmieszany, bo kobiety, ani w ogóle tych ludzi wcale nie znał. Znalazł schody, co prawda gdzieś od jedenastego stopnia od dołu, ciągnął się kapiacy na dywan bełt, należący najprawdopodobniej do leżącego tam osobnika nieokreślonej płci. Zagubiony Storm minął go, wkraczając na pierwsze piętro domu Lexie.
- Oh, czeeeeść, ty jesteś Horn, tak? - usłyszał słodki głos gospodarza imprezy.
- Właściwie nie... - zaczął. A już cieszył się że na górze jest jakieś pół raza ciszej.
- Ah, nie ważne, może... Poczęstujesz się? - składając usta w dziubek, posiadaczka różowych włosów i dużych piersi, postawiła mu pod nos jakieś ciasto. Jechało woskiem, gorzej niż rzeźby w muzeum woskowych figur. A może od tych wszystkich zapaszków domówki Gabie przestał normalnie odczuwać zapachy.
- Ja chyba podziękuje - uśmiechnął się do dwóch wielkich cycków Lexie. Czuł ogólne podenerwowanie i ucisk w żołądku, a biegunka po cieście sytuacji  raczej by nie poprawiła. Mimo tego, po kilku chwilach miał morde napchaną ciastem dziewczyny, która rozchichotana prowadziła go do jakiegoś pokoju. Okazało się że prócz pokoju-dyskoteki, kuchni i sypialni do orgii, łazienek do ćpania i ogólnych palarni opium czy czego tam dusza zapragnie, było jeszcze dość duże poddasze. Tam właśnie, na kanapach, pufach i podłodze zgromadziła się ludność, umiarkowanie najebana, chcąca pograć sobie w to czy owo. Kiedy przełknąwszy okropne ciasto, Gabriel Storm usłyszał zamykane za sobą drzwi, poczuł dreszcz strachu. Prócz przytłumionych odgłosów domówki i łomotania deszczu, zapanowała chwilowa cisza.
- No siema kochani - przywitała się słodko gospodarz imprezy. - Co mnie ominęło? - zapytała, siadając na kolanach jakiegoś mężczyzny, definitywnie nie będącego uczniem liceum, ani nawet studiów.
- Właśnie zaczynaliśmy butelkę Lex - do uszu Storma doszedł głos dość nieprzyjemny. Z początku nie powiązał go z konkretną osobą, ale kiedy  zobaczył te tłustą czuprynę i twarz pokrytą syfami, już wiedział. Banner, do jasnej cholery, znowu. Usiadł nieco pewniej, by nie dać po sobie poznać niczego co mogłoby działać na jego niekorzyść. Nie był pewien czy tym razem udałoby mu się stłuc Patrica.
- Siadaj tu - zachęciła go jakaś nieznajoma, rudowłosa niewiasta, o miseczce niewątpliwie A. Od kiedy patrzy na kobiece atuty? Usiadł jednak, czekając na rozwój wydarzeń. Z krótkiej wymiany zdań wywnioskował że po niuchu będzie dostawał każdy kto wykona zadanie. Siedział cicho, rozglądając się po pokoju. Gdzie może być teraz Lucy? Z za myślenia wyrwał go głos Patrica.
- O w morde, kurwa, prosto na frajera - zaśmiał się głośno. Kiedy zaczęli kręcić? Gabe miał ochotę wziąć pytanie, lecz przypomniał sobie że nie ma takiej opcji. Zaczęły mu się robić mroczki przed oczami, ale zignorował to.
- No dawaj kutasiarzu - zachęcał Bannera jakiś dres siedzący przy oknie. Blondyn z satysfakcją wycedził przez krzywe zęby;
- Więc nasz lizodup robi mi laske - powiedział. Gabriel skrzywił się z obrzydzenia. Co za prostacki dureń. Wcale nie miał ochoty ani na jakąkolwiek styczność z Bannerem, ani nawet na kreske. Ale jednak. Postanowił to zrobić. Śmierdzący blondyn wstał i bezwstydnie wyciągnął penisa ze spodni.
- Ciągnij mu! - krzyczeli, śmiali się i buczeli zebrani. Storm zbliżył się nieco do Patrica. Czuł pot, swój i jego, czuł smród wszystkich, czuł że zaraz zwymiotuje na tego skrzywionego kutasa z pierdoloną stulejką! Jeszcze dziesięć centymetrów.

niedziela, 13 grudnia 2015

Lucy

Przygladała się z niecierpliwością jak Gabe mozolnie rozkładał parasol. Ruszyła szybkim krokiem wzdłuż ulicy,  stukając przy tym butami.  Było mokro,  padał lekki deszcz, a ulice wyglądały na opustoszałe chociaż był piątek wieczór.  Miała na sobie zaledwie podarte rajstopy,  czarną,  obicisłą sukienkę i skórzaną kurtkę,  mimo to nie było jej zimno, chociaż był już październik. Dopaliła fajka i zgasiła kiepa o mokry chodnik.
- Mam nadzieje że nie oberwało ci się przeze mnie? - zagadnęła Gabe'a który wpatrywał się w swoje tenisowki.  Na dźwięk jej głosu podniósł gwałtownie głowę.
- Nie, chociaż można powiedzieć że dostałem ostrzeżenie przed tobą.
- To była kwestia czasu.  W końcu każdy będzie ci mówił ze lepiej się za mną nie zadawać.  Ja ci to mówię.
- Zdaje sobie z tego sprawę. - zaczął chłopak wracając do analizy butów.
- Ale i tak się mnie trzymasz.  Uroczo.  - dokończyła za niego Lu. Przez chwilę milczeli. - Chodź szybciej,  chce się już nawalic.
Pomachała ręką przed nadjeżdżającym samochodem.  Mężczyzna zatrzymał auto i przyjrzał się jej z pożądaniem.  Był młody,  miał obrączkę i sińce pod oczami.  Typowy młody mąż z dzieckiem który szuka rozrywek.
- Cześć.  Podwieziesz nas? - puściła mu oko. Dopiero wtedy zauważył Gabe'a stojącego za nią.
- Gdzie sobie za życzysz.  Jadę do centrum.
- Luz,  my po drodze,  na Woringhtona.
Wsiadła na przednie siedzenie pasażera i uśmiechnęła się zalotnie to chłopaka.  Gabe usiadł z tyłu i patrzył w okno.  Cały czas o czymś myślał,  a Lu nie miała pomysłu o czym.
Ich kierowca zawiózł pod właściwy adres za obietnice wspólnej kawy z Lucy,  dała wiec mu swój numer i wyszła prędko z samochody.  Z stojącego przed nią domu dobiegała głośna muzyka a na zewnątrz stali ludzie palący fajki. Nikt jeszcze nie dobieral się sobie do majtek ale to była kwestia czasu. Uśmiechnęła się zachęcająco do Gabe'a który patrzył nieco przestraszony na dom z czerwonej cegły.  Poszli równo przez trawnik,  spotkali parę jej znajomych i zostali odrzuceni różnej maści spojrzeniami.  Od porządliwych do gardzacych.  Weszła do środka i minęła gościa stojącego na straży.  Tak naprawdę stał on i rozmawiał z bandą facecikow.  Lexi stała przy barku i brała właśnie piwo,  gdy zauważyła przeciskającą się Lucy a za nią Gabe'a. 
- Cześć skarbie! - wrzasnęła głośno i wyciągnęła ręce by przytulić Lucy.  Ona jednak sięgnęła do kieszeni i podała trzy spore torebki.
- Masz i nie zawracaj mi dzisiaj głowy.  - uśmiechnęła się szyderczo i odeszła dwa kroki dalej.
- Dobra Gabe. Baw się,  pij,  ale pod żadnym pozorem nie bierz dragów. Rozumiesz?  - spojrzał na nią dziwnie.  Przegryzła warge. Nie chce żeby w to wpadł.  Jak mam mu to wytłumaczyć?
- Czemu? 
- Bo to będzie koniec,  a ty masz wiele przed sobą.  Koniec gadki.  Wbij się w towarzystwo,  a jak będzie bardzo źle i sie nie wpasujesz to znajdź mnie. 
- Ale gdzie ty idziesz?
- Do kibla.  - ucieła i odeszła korytarzem i w lewo.  Znalazła się w pustej łazience. Usiadła na kiblu i wyjęła z torebki strzykawkę.  Podgrzała proszek nad zapalniczka, zacisnęła sznurówką z glana ramię i wbiła igłę.  Oparła głowę o ścianę gdy poczuła jak płyn dociera do mózgu i mąci jej oczy.
Po pięciu minutach siedzenia i chłonięcia boskiego stanu,  wstała i wyszła z łazienki.  Zachwiała się i zaśmiała. 

Gabe


Kiedy patrzył za Lucy wychodzącą bezczelnie z sali, jakąś część chciała pójść z nią, inna zatrzymać dziewczynę, a kolejna... Kolejna właściwie nie wiedziała czego chce. Szare oczy Gabe'a odprowadziły dziewczynę i gdy już mimowolnie się podnosił, napotkał surowe spojrzenie nauczyciela. Usiadł niemal natychmiast. Mężczyzna westchnął, zamknął drzwi za Lucy Hale i wrócił do prowadzenia lekcji. Klasa jednak słuchała go w mniejszym stopniu niż przed wymianą zdań z nastolatką. Storm nie potrafił się skupić, i wpatrywał się w drzwi, marszcząc swoje czarne brwi. Potem zauważył poruszenie w klasie, gdy 'zbiegła' Lucy Hale pokazuje im środkowy palec, stojąc na dziedzińcu i moknąc w jesiennym deszczu. Brunet miał dziwne przeczucie że to właśnie do niego kierowała swój gest i po prostu nie wiedział co o tym myśleć. Właściwie lubił pana Sowachowskiego, a to dziewczyna zaczęła z niego kpić... Nadal patrzył się tępo w drzwi. Ocknął się dopiero na dzwonek. Wszyscy już wychodzili, a on w tępie postrzelonego żółwia wkładał zeszyty do plecaka. Kiedy już miał przekroczyć próg klasy, usłyszał głos nauczyciela.
- Gabe, poczekaj chwilę - wzgrygnął się.
- Tak proszę pana? - odwrócił się by spojrzeć w ciemnobrązowe oczy dorosłego.
- Widziałem jak chciałeś iść za Lucy... - zaczął. Storm zaczął mocno zaciskać szczęki, czekając na to co powie mężczyzna. - Wiem że masz swój rozum, nie będę ci prawił kazań - dokończył po dłuższym namyśle, po czym przeczesawszy dłonią zmierzwioną, rudą czupryne, wyminął zdziwionego nastolatka.
SMSa Gabe odczytał dopiero wracając ze szkoły. W piątki akurat kończył najpóźniej, więc godzina również nie była wczesna. Wysiadł ze szkolnego busa, zastanawiając się co mógłby powiedzieć matce. Dochodziła już ósma, robiło się ciemno, a on miał jeszcze godzinę.
- Wróciłem - powiedział, zdejmując trampki na czyściutkiej wycieraczce. Wszedł do kuchni, gdzie zastał kolację z karteczką od Susan. Jedząc kanapki z serem i pijąc sok pomarańczowy którego tak nienawidził, przeczytał notatkę. ' Musiałam pilnie pojechać do szefa, zjedz kolację, ubierz się ładnie, i wróć z nocowania jutro przed trzynastą, Susan '. Jakie nocowanie? Lucy Hale musiała coś jej naopowiadać, a może matka sama coś wydedukowała. Brunet jednak nie miał zamiaru się nad tym dłużej rozwodzić. Włożył naczynia do zmywarki i poszedł do swojego pokoju. Jeszcze raz sprawdził wiadomość od Lucy Hale, przejrzał lekcje i stanął przed szafą. Właściwie, nie ma potrzeby się przebierać. Właściwie nie ma potrzeby rzeby tam szedł. Właściwie pewnie będą tam tylko ludzie na haju. Zadrżał z zimna i spojrzał jeszcze raz za okno. Pod dachówkami ukrył papierosa od Lucy. Nie wiedział do końca po co go tam trzyma. Mógł teraz wyjść na dach, zapalić i... Usłyszał dzwonek do drzwi. Już dziewiąta? Zbiegł po schodach i otworzył drzwi. Stała w nich wyszczerzona Lucy Hale. Była umalowana mocniej niż do szkoły, a jej dekolt był... Czemu do jasnej cholery patrzy się na jej biust?!
- No, zadek w troki i lecimy - powiedziała wyciągając fajka. Milcząc, Gabriel założył buty, kurtkę i chwycił parasol. Kiedy przekręcał klucz w zamku, dziewczyna była na prawdę zniecierpliwiona. - Szybciej kurwa, ile można! - warknęła, wydmuchując chmurkę dymu papierosowego. Nic nie mówiąc, chłopak rozłożył parasol. Nie zapytał gdzie idą.

sobota, 12 grudnia 2015

Lucy

Pozwoliła by chłopak odgarnął jej włosy i zobaczył jej dzieło. Nie różniło się niczym od poprzednich jej rysunków. Cała kartka była zapełniona niebieskimi postaciami i napisami w stylu graffiti.
- Co to jest? - spytał Gabe i zmarszczył brwi. Przekrzywił lekko głowę, szukając wspólnego kształtu.
- Tu jesteś ty na przykład. - wskazała długopisem w prawy róg kartki.- Tu jest Lex, tu moja matka, tu Simba z Króla Lwa. - pokazywała po kolej i wymieniała imiona.
- To coś konkretnego tworzy? - spytał i spojrzał jej w oczy. Pokręciła głową i westchnęła.
- To nie jest jeden rysunek, tylko kilka, nie widzisz? Nie patrz na to jak na matmę. To nie musi być logiczne...
- Panno Hale, przeszkadzam pani? - spytał nauczyciel stając nad nią w ostentacyjnej pozie. Oparł się o długi kij, którym pokazywał coś na slajdach.
- Właściwie to trochę tak, ale w porządku, może pan dalej pierdolić głupoty, podczas gdy ja będę rysowała pańskiego kutasa.
- Jedynka...
- Staje panu na samą myśl, że któraś z tych zabawnie seksownych licealistek mogłaby panu ciągnąć. - mówiąc to zamknęła zeszyt i długopis, i wstała powoli.
- Zapraszam do dyrektora moja droga. - nauczyciel nie dawał się sprowokować, ale Lucy odebrała to jako zachętę. Opuściła tunikę na tyle mocno, że jej koronkowy stanik wystawał zza dekoldu.
- Do dyrektora, czy w jakieś zaciszne miejsce? Nie trzeba, wystarczy że poprosi pan naszą drogą panią Amy, a na pewno się zgodzi. Szczególnie teraz. - puściła mu zalotne oczko i wyszła z klasy poprawiając co chwilę torbę. Szła przez chwilę wolniej dając szansę, Gabe'owi by ją dogonił, ale on nie doszedł. W sumie to spodziewała się tego. Nie był jeszcze na tyle odważny by sprzeciwić się nauczycielowi. Uśmiechnęła się pod nosem. Włożyła słuchawki w uszy i włączyła pierwszy lepszy kawałek. Wypadło akurat Empress, ale była zbyt leniwa by przełączyć. Wyszła, a właściwie prawie wybiegła ze szkoły na główny dziedziniec. Poczuła krople wody na policzku. Uśmiechnęła się szeroko. Odwróciła się do szkoły i widząc że cała jej klasa patrzy na nią przez okno, pokazała im wszystkim fucka. Chwilę później puściła się biegiem.
Czuła wiatr we włosach i wreszcie święty spokój. Poczuła jak bardzo nienawidzi całego tego gówna.

Lucy: Będę u ciebie o 9 pm. Wymyśl sobie alibi na noc.
Wystukała zręcznie wiadomość na klawiaturze i wysłała ją. Spojrzała na siebie zadowolona. Uśmiechnęła się pod nosem do własnego odbicia w lustrze. Za pół godziny musiała wyjść, więc postanowiła zacząć powoli się szykować.

https://45.media.tumblr.com/d55e1f5a7ec724cbb8401530fbd2408a/tumblr_mw9jgiqI1c1rmffz9o1_400.gif

środa, 2 grudnia 2015

Gabe


No nieźle, pierwszy raz usiadł w ławce dalszej niż trzecia. Phi, te wielkie zmiany w życiu. Raczej nie będzie się to różniło od przebywania tuż w pobliżu tablicy. Kiedy zaczął zapisywać to co nauczyciel literatury angielskiej , młodzieniec o rozwichrzonej, rudej czuprynie, pan Sowachowsky ,napisał na tablicy kredowej, spojrzał przez ramię dziewczyny.Z uśmieszkiem diabła szkicowała coś, jeszcze dla Gabe'a nieokreślonego. Czarnowłosy zmarszył brwi, nieco zdziwiony. Sam nie był zbyt uzdolniony plastycznie, może dla tego że Susan nigdy nie wymagała tego rodzaju umiejętności. Uznawała je za raczej bezużyteczne, właściwie, nawet całkowicie bezużyteczne. Dlatego też gdy widziała 'bohomazy' na rogach, lub w środkach zeszytów syna, bezzwłocznie nakazywała przepisanie całego tematu od nowa. To chyba była główna przyczyna. Może znowu spróbuje coś nabazgrać? Najwyżej wyrwie strone ze środka, zeszyt był na tyle gruby że raczej nikt by się nie zorientował. Skończył zapisywać kartkę swoim drobnym, starannym druczkiem, po czym otworzył środek zeszytu. Zbliżył niebieski długopis do papieru i zdał sobie sprawe że nie ma pojęcia co mógłby nakreślić. Niemalże rzucił zeszytem i odchylił się do tyłu na krześle. Żadnej kreatywności. Zaczął gapić się na burzę rudych loków, z pasją recytującą jakiś nieznany Stormowi wiersz. Zaczął rozglądać się po klasie. Jest tu cokolwiek ciekawego? Zmrużył oczy przyglądając się każdemu po kolei. Czyli to tego dnia miała się odbyć 'impreza' u różowowłosej przyjaciółki Lucy Hale? Gabrielowi wydawało się to nader dziwne. Czas leciał tak szybko. Kiedy to zaczął się tym przejmować? Zauważać?
- Mam coś przynieść? - zapytał w końcu, nie wiedząc co powiedzieć.
- Co? - nie przerywając pracy mruknęła dziewczyna.
- No na impreze...
- Jak przywleczesz swoją ładną buźke i kutasa to Lex będzie zadowolona - mruknęła nastolatka. Chłopak przegryzł wargę.
- A co rysujesz? - zapytał, odgarniając dłonią zasłonę utworzoną przez gęste włosy Lucy Hale.

by Heather - Land of Grafic