niedziela, 13 grudnia 2015

Lucy

Przygladała się z niecierpliwością jak Gabe mozolnie rozkładał parasol. Ruszyła szybkim krokiem wzdłuż ulicy,  stukając przy tym butami.  Było mokro,  padał lekki deszcz, a ulice wyglądały na opustoszałe chociaż był piątek wieczór.  Miała na sobie zaledwie podarte rajstopy,  czarną,  obicisłą sukienkę i skórzaną kurtkę,  mimo to nie było jej zimno, chociaż był już październik. Dopaliła fajka i zgasiła kiepa o mokry chodnik.
- Mam nadzieje że nie oberwało ci się przeze mnie? - zagadnęła Gabe'a który wpatrywał się w swoje tenisowki.  Na dźwięk jej głosu podniósł gwałtownie głowę.
- Nie, chociaż można powiedzieć że dostałem ostrzeżenie przed tobą.
- To była kwestia czasu.  W końcu każdy będzie ci mówił ze lepiej się za mną nie zadawać.  Ja ci to mówię.
- Zdaje sobie z tego sprawę. - zaczął chłopak wracając do analizy butów.
- Ale i tak się mnie trzymasz.  Uroczo.  - dokończyła za niego Lu. Przez chwilę milczeli. - Chodź szybciej,  chce się już nawalic.
Pomachała ręką przed nadjeżdżającym samochodem.  Mężczyzna zatrzymał auto i przyjrzał się jej z pożądaniem.  Był młody,  miał obrączkę i sińce pod oczami.  Typowy młody mąż z dzieckiem który szuka rozrywek.
- Cześć.  Podwieziesz nas? - puściła mu oko. Dopiero wtedy zauważył Gabe'a stojącego za nią.
- Gdzie sobie za życzysz.  Jadę do centrum.
- Luz,  my po drodze,  na Woringhtona.
Wsiadła na przednie siedzenie pasażera i uśmiechnęła się zalotnie to chłopaka.  Gabe usiadł z tyłu i patrzył w okno.  Cały czas o czymś myślał,  a Lu nie miała pomysłu o czym.
Ich kierowca zawiózł pod właściwy adres za obietnice wspólnej kawy z Lucy,  dała wiec mu swój numer i wyszła prędko z samochody.  Z stojącego przed nią domu dobiegała głośna muzyka a na zewnątrz stali ludzie palący fajki. Nikt jeszcze nie dobieral się sobie do majtek ale to była kwestia czasu. Uśmiechnęła się zachęcająco do Gabe'a który patrzył nieco przestraszony na dom z czerwonej cegły.  Poszli równo przez trawnik,  spotkali parę jej znajomych i zostali odrzuceni różnej maści spojrzeniami.  Od porządliwych do gardzacych.  Weszła do środka i minęła gościa stojącego na straży.  Tak naprawdę stał on i rozmawiał z bandą facecikow.  Lexi stała przy barku i brała właśnie piwo,  gdy zauważyła przeciskającą się Lucy a za nią Gabe'a. 
- Cześć skarbie! - wrzasnęła głośno i wyciągnęła ręce by przytulić Lucy.  Ona jednak sięgnęła do kieszeni i podała trzy spore torebki.
- Masz i nie zawracaj mi dzisiaj głowy.  - uśmiechnęła się szyderczo i odeszła dwa kroki dalej.
- Dobra Gabe. Baw się,  pij,  ale pod żadnym pozorem nie bierz dragów. Rozumiesz?  - spojrzał na nią dziwnie.  Przegryzła warge. Nie chce żeby w to wpadł.  Jak mam mu to wytłumaczyć?
- Czemu? 
- Bo to będzie koniec,  a ty masz wiele przed sobą.  Koniec gadki.  Wbij się w towarzystwo,  a jak będzie bardzo źle i sie nie wpasujesz to znajdź mnie. 
- Ale gdzie ty idziesz?
- Do kibla.  - ucieła i odeszła korytarzem i w lewo.  Znalazła się w pustej łazience. Usiadła na kiblu i wyjęła z torebki strzykawkę.  Podgrzała proszek nad zapalniczka, zacisnęła sznurówką z glana ramię i wbiła igłę.  Oparła głowę o ścianę gdy poczuła jak płyn dociera do mózgu i mąci jej oczy.
Po pięciu minutach siedzenia i chłonięcia boskiego stanu,  wstała i wyszła z łazienki.  Zachwiała się i zaśmiała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

by Heather - Land of Grafic