Przygladała się z niecierpliwością jak Gabe mozolnie rozkładał parasol. Ruszyła szybkim krokiem wzdłuż ulicy, stukając przy tym butami. Było mokro, padał lekki deszcz, a ulice wyglądały na opustoszałe chociaż był piątek wieczór. Miała na sobie zaledwie podarte rajstopy, czarną, obicisłą sukienkę i skórzaną kurtkę, mimo to nie było jej zimno, chociaż był już październik. Dopaliła fajka i zgasiła kiepa o mokry chodnik.
- Mam nadzieje że nie oberwało ci się przeze mnie? - zagadnęła Gabe'a który wpatrywał się w swoje tenisowki. Na dźwięk jej głosu podniósł gwałtownie głowę.
- Nie, chociaż można powiedzieć że dostałem ostrzeżenie przed tobą.
- To była kwestia czasu. W końcu każdy będzie ci mówił ze lepiej się za mną nie zadawać. Ja ci to mówię.
- Zdaje sobie z tego sprawę. - zaczął chłopak wracając do analizy butów.
- Ale i tak się mnie trzymasz. Uroczo. - dokończyła za niego Lu. Przez chwilę milczeli. - Chodź szybciej, chce się już nawalic.
Pomachała ręką przed nadjeżdżającym samochodem. Mężczyzna zatrzymał auto i przyjrzał się jej z pożądaniem. Był młody, miał obrączkę i sińce pod oczami. Typowy młody mąż z dzieckiem który szuka rozrywek.
- Cześć. Podwieziesz nas? - puściła mu oko. Dopiero wtedy zauważył Gabe'a stojącego za nią.
- Gdzie sobie za życzysz. Jadę do centrum.
- Luz, my po drodze, na Woringhtona.
Wsiadła na przednie siedzenie pasażera i uśmiechnęła się zalotnie to chłopaka. Gabe usiadł z tyłu i patrzył w okno. Cały czas o czymś myślał, a Lu nie miała pomysłu o czym.
Ich kierowca zawiózł pod właściwy adres za obietnice wspólnej kawy z Lucy, dała wiec mu swój numer i wyszła prędko z samochody. Z stojącego przed nią domu dobiegała głośna muzyka a na zewnątrz stali ludzie palący fajki. Nikt jeszcze nie dobieral się sobie do majtek ale to była kwestia czasu. Uśmiechnęła się zachęcająco do Gabe'a który patrzył nieco przestraszony na dom z czerwonej cegły. Poszli równo przez trawnik, spotkali parę jej znajomych i zostali odrzuceni różnej maści spojrzeniami. Od porządliwych do gardzacych. Weszła do środka i minęła gościa stojącego na straży. Tak naprawdę stał on i rozmawiał z bandą facecikow. Lexi stała przy barku i brała właśnie piwo, gdy zauważyła przeciskającą się Lucy a za nią Gabe'a.
- Cześć skarbie! - wrzasnęła głośno i wyciągnęła ręce by przytulić Lucy. Ona jednak sięgnęła do kieszeni i podała trzy spore torebki.
- Masz i nie zawracaj mi dzisiaj głowy. - uśmiechnęła się szyderczo i odeszła dwa kroki dalej.
- Dobra Gabe. Baw się, pij, ale pod żadnym pozorem nie bierz dragów. Rozumiesz? - spojrzał na nią dziwnie. Przegryzła warge. Nie chce żeby w to wpadł. Jak mam mu to wytłumaczyć?
- Czemu?
- Bo to będzie koniec, a ty masz wiele przed sobą. Koniec gadki. Wbij się w towarzystwo, a jak będzie bardzo źle i sie nie wpasujesz to znajdź mnie.
- Ale gdzie ty idziesz?
- Do kibla. - ucieła i odeszła korytarzem i w lewo. Znalazła się w pustej łazience. Usiadła na kiblu i wyjęła z torebki strzykawkę. Podgrzała proszek nad zapalniczka, zacisnęła sznurówką z glana ramię i wbiła igłę. Oparła głowę o ścianę gdy poczuła jak płyn dociera do mózgu i mąci jej oczy.
Po pięciu minutach siedzenia i chłonięcia boskiego stanu, wstała i wyszła z łazienki. Zachwiała się i zaśmiała.
niedziela, 13 grudnia 2015
Lucy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
by Heather - Land of Grafic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz