czwartek, 17 grudnia 2015

Lucy

Objęła się rękoma i wtuliła w tylne siedzenie. Było ciepłe i pachniało sosną.  Lucy uwielbiała zapach sosny. W radiu leciała spokojna piosenka jakiegoś wykonawcy country,  przez przymrużone oczy widziała kierowcę i Gabe'a.
- Nie trzeba jej tego opatrzyć?  Może zawieść was do szpitala?  - zaproponował nieznany głos.
- Nie trzeba... - wychrypiała. Nie miała dużych ran po zaledwie dwa zadrapania ale krawiły na tyle mocno że jej ramię wyglądało jak po wojnie.
Słyszała jednym uchem jak Gabe i nieznajomy rozmawiają ze sobą,  ale nie słyszała konkretnych słów.  Poczuła jak nagle wyparowują z nie wszystkie siły,  jak narkotyk przestaje działać i osłabia jej organizm.  Fala zmęczenia przygniotła ją mocno. Nawet nie zauważyła kiedy przysnęła. 
Obudziła się jak Gabe próbował jakoś wyciągnąć ją z tylnego siedzenia. Wygramoliła się i poszła zombie tempem do domu.  Gabe wymienił kilka zdań,  pewnie podziękowań za podwozke,  i dobiegł do niej. 
Drzwi wejściowe były zamknięte,  wiec sięgnęła pod doniczke i trzęsącą się ręką otworzyła drzwi. Weszli na górę, do jej pokoju i walnęli się na łóżko. 
- Dzięki. - mruknela do sufitu.  Przejrecila się na bok i zamknęła oczy,  jednak sen nie przychodził.
- Jasne,  spoko. 
- Próbował mnie zgwałcić.  I udało mu się.  - powiedziała i poczuła łzę na policzku.  Usłyszała szelest kołdry.
- Jak to?
- Normalnie.  Jak każdy facet.
- Lu będziesz musiała to zgłosić, wiesz o tym?
- Powinnam,  ale chyba tego nie zrobię. 
- Ale on cię zgwałcił!
Poczuła ciepłą rękę która głaskała ją lekko. 
- Dobranoc Gabe.
- Dobranoc.

- Do cholery jasnej! LUCY! - z samego rana uroczy dźwięk głosu jej matki obudził ją ze słodkiego snu. Podniosła głowę.  Nad jej łóżkiem stała kobieta.  Ta kobieta była jej matką i jednocześnie największą zmorą. - Wytłumacz mi to!
Co dziwne wskazywała na jej ramię i makijaż,  a nie na śpiącego chłopaka w jej łóżku. 
- Impreza była...
- Taka ze aż wróciłas posiniaczona i ubrana jak dziwka?
- No. Było fajnie. - mruknela Lucy i ponownie położyła się na poduszce.
- Nie dziecko,  ja już nie mam zdrowia.  To ciebie,  do wszystkich z was.  Twoi bracia nie lepsi...
- To idź spać jak ja.
- Jak się nie uspokoje to będziesz mieć szlaban moja droga.
- I tak będę mieć.
- No to śpij sobie słonko.  - ostatnie słowa powiedziała czule i miękko co zdziwiło Lucy.  Gabe zachrapał Cicho.  Komórka w jego kieszeni wiborowala.  Pewnie matka. Było jej go żal,  że jest trzymany na takiej smyczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

by Heather - Land of Grafic