Objęła się rękoma i wtuliła w tylne siedzenie. Było ciepłe i pachniało sosną. Lucy uwielbiała zapach sosny. W radiu leciała spokojna piosenka jakiegoś wykonawcy country, przez przymrużone oczy widziała kierowcę i Gabe'a.
- Nie trzeba jej tego opatrzyć? Może zawieść was do szpitala? - zaproponował nieznany głos.
- Nie trzeba... - wychrypiała. Nie miała dużych ran po zaledwie dwa zadrapania ale krawiły na tyle mocno że jej ramię wyglądało jak po wojnie.
Słyszała jednym uchem jak Gabe i nieznajomy rozmawiają ze sobą, ale nie słyszała konkretnych słów. Poczuła jak nagle wyparowują z nie wszystkie siły, jak narkotyk przestaje działać i osłabia jej organizm. Fala zmęczenia przygniotła ją mocno. Nawet nie zauważyła kiedy przysnęła.
Obudziła się jak Gabe próbował jakoś wyciągnąć ją z tylnego siedzenia. Wygramoliła się i poszła zombie tempem do domu. Gabe wymienił kilka zdań, pewnie podziękowań za podwozke, i dobiegł do niej.
Drzwi wejściowe były zamknięte, wiec sięgnęła pod doniczke i trzęsącą się ręką otworzyła drzwi. Weszli na górę, do jej pokoju i walnęli się na łóżko.
- Dzięki. - mruknela do sufitu. Przejrecila się na bok i zamknęła oczy, jednak sen nie przychodził.
- Jasne, spoko.
- Próbował mnie zgwałcić. I udało mu się. - powiedziała i poczuła łzę na policzku. Usłyszała szelest kołdry.
- Jak to?
- Normalnie. Jak każdy facet.
- Lu będziesz musiała to zgłosić, wiesz o tym?
- Powinnam, ale chyba tego nie zrobię.
- Ale on cię zgwałcił!
Poczuła ciepłą rękę która głaskała ją lekko.
- Dobranoc Gabe.
- Dobranoc.
- Do cholery jasnej! LUCY! - z samego rana uroczy dźwięk głosu jej matki obudził ją ze słodkiego snu. Podniosła głowę. Nad jej łóżkiem stała kobieta. Ta kobieta była jej matką i jednocześnie największą zmorą. - Wytłumacz mi to!
Co dziwne wskazywała na jej ramię i makijaż, a nie na śpiącego chłopaka w jej łóżku.
- Impreza była...
- Taka ze aż wróciłas posiniaczona i ubrana jak dziwka?
- No. Było fajnie. - mruknela Lucy i ponownie położyła się na poduszce.
- Nie dziecko, ja już nie mam zdrowia. To ciebie, do wszystkich z was. Twoi bracia nie lepsi...
- To idź spać jak ja.
- Jak się nie uspokoje to będziesz mieć szlaban moja droga.
- I tak będę mieć.
- No to śpij sobie słonko. - ostatnie słowa powiedziała czule i miękko co zdziwiło Lucy. Gabe zachrapał Cicho. Komórka w jego kieszeni wiborowala. Pewnie matka. Było jej go żal, że jest trzymany na takiej smyczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz