wtorek, 23 sierpnia 2016

Gabriel, seryjny samobójca

NoJego szare oczy się rozszerzyły. Ktoś inny mógłby nie zrozumieć, co kryje się za jej słowami, lecz on pojął od razu. Jej wzrok, jej głos, całą sobą mówiła mu, co chce zrobić. Ścisnął jej dłoń i kiwnął głową, po czym, zdobywając się na nieśmiały uśmiech, pocałował ją szybko. Kiedy przerwali pocałunek, nastolatka uśmiechała się blado.
- Zaraz wrócę - powiedziała, wychodząc pospieszne. Popatrzył za nią z uśmiechem. Była genialna! Czemu wcześniej o tym nie pomyślał! Może przez własny egoizm, ale to nie było w tej chwili ważne. Lucy znalazła idealne rozwiązanie, po które już za chwilę mieli sięgnąć. Hale szybko wróciła, prowadząc przed sobą wózek inwalidzki, jeden z wielu w tym pieprzonym szpitalu. Czemu eutanazja jest nielegalna? Gabriel domyślił się, że wcisnęła którejś z dyżurnych pielęgniarek kit, a z jej spojrzenia, wywnioskował, że muszą się śpieszyć. Zaczął wstawać z łóżka. Dziewczyna, szybko podjechała do niego z wózkiem i pomogła mu się na nim usadowić. Nastolatek pośpiesznie odłączył się od aparatury i po chwili, był więziony przez długi korytarz, wypełniony chorymi. Dotarli do windy, a Gabe nacisnął przycisk, podczas gdy niebieskooka rozglądała się nerwowo. W końcu, wsiedli i zjechali na parter, razem z gapiącą się na nich staruszką. Chłopak czuł dziecinne podniecenie, na myśl o nieznanym. Robili coś, czego nie powinni byli robić, ale nic nie mogło ich powstrzymać. W pośpiechu opuścili szpital. Na dworze nadal lało, światła samochodów przebijały się przez ścianę deszczu, nadającego dziwnego tonu wszystkiemu wokoło. Prędko dotarli na skraj drogi, szybko przejechali przez pasy. Gabe miał na twarzy uśmiech łączcy smutek i satysfakcję. Deszcz moczył jego szpitalne łachy, obijał się o drzewa, ulice, ludzi, śpiewał w rynnach. Na zewnątrz nie było praktycznie nikogo, ulewa skutecznie trzymała ludzi w domach. Domyślając się, jak nastolatka musi się denerwować, szatyndotknął jej dłoni, którą zaciskała na rączce wózka. Zatrzymali się przed jakimś sklepem. Gabriel na migi pokazał dziewczynie, by zostawiła go na zewnątrz. Gdyby wszedł, a właściwie wjechał z nią, wydaliby się bardziej podejrzani. Popatrzył za szybę, zalewaną wodą, po czym odwrócił wzrok. Było tak pięknie, tak odpowiednio. Prawie się nie bał, był z nią, będzie aż do końca. Do słodkiego końca. Szpitalny łach niemal zupełnie do niego przywarł, ale było to całkiem przyjemne uczucie. Dzwonek sklepowych drzwi zadzwonił dźwięcznie i na zewnątrz wyszła Lucy Hale. Nastolatek uśmiechnął się do niej, jie mogąc nadziwić się temu, jaka jest piękna. Położyła mu na kolanach siatkę, a on dotknął jej policzka mokrymi palcami. Posłała mu spokojny uśmiechem.
- Gdzie idziemy? - zapytał zaczepnie.
- Nie musiałeś iść. Nie mam konkretnego celu. Nie o to chodzi w podróży. - zaśmiała się, przypominając sobie ich pierwsze wagary. Dalszą część drogi przeszli w ciszy. Deszcz szumiał, Gabe się uśmiechał, koła wózka kręciły się nieustannie. Co jakiś czas na chodniku były nierówności, przez co podskakiwał, ale nie zwracał na to uwagi. Zręczne palce nastolatka wiązały na dwóch końcach liny pętlę. Gdy byli niedaleko swojego celu, chłopak zaśmiał się głośno.
- Pomyśl jak musimy teraz wyglądać - wyszczerzył się do niej. Zaśmiała się na te słowa, a potem śmiali się razem w deszczu, wyglądając jak para szaleńców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

by Heather - Land of Grafic