Posiadanie narkotyków? Jakich narkotyków? O czym ci ludzie mówią, czy nie widzą że Gabe jest ranny? Brązowowłosy policjant złapał ją za ramię i odciągnął od chłopaka. Lucy zdezorientowana rozglądała się wokół, gdy zabierali Gabe'a do radiowozu.
- Co się dzieje? Dlaczego go aresztujecie? Nie zrobił nic złego! - zaczęła wykrzykiwać i wyrywać się. Mężczyzna spojrzał na nią i wziął kilka oddechów, pokazując jej by zrobiła to samo. Dziewczyna jednak patrzyła się na niego zła.
- U Gabe'a Storma znaleziono narkotyki - wytłumaczył jej spokojnie i zluźnił uścisk w ramieniu. Dalej jednak odciągał ją od radiowozu. Spojrzała na czarnowłosego, był zdezorientowany, wyglądał żałośnie, pobity i zmaltretowany, a ci ludzie go jeszcze dobijali. Oczy napełniły jej się łzami.
- Gdzie jest znaleziono? On niczego nigdy nie wziął! - zaprotestowała spokojniejszym już głosem.
- W koszu na pranie w łazience... - odpowiedział cierpliwie policjant i poprowadził Lu do drugiego samochodu. W koszu na pranie... Nie, nie nie nie... To nie tak, to nie może być tak!
- To moje narkotyki! Ja je tam zostawiłam - krzyknęła mężczyźnie prosto w twarz. Spojrzał na nią zaskoczony i zlustrował ją od stóp do głów.
- Opowie pani wszystko na komisariacie. - stwierdził ucinając rozmowe. Wepchnął Lu do samochodu i sam zapakował się za kierownicę. Dziewczyna przyłożyła twarz do ust i rozpłakała się. Patrzyła za odjeżdżający z Gabe'em samochodem. Nigdy nie płakała tyle co tego dnia, a przecież dopiero się zaczął. Zaczęło kropić, minęło jeszcze kilka minut nim samochód odjechał, jednak trwało to dla Lucy wieki. Podkuliła nogi na siedzeniu i wcisnęła głowę między nie. Policjant obok niej patrzył na nią z litością. Prawdopodobnie chciał coś powiedzieć, ale nie odważył się.
Po parunastu minutach dojechali do szarego budynku z pięknymi kwiatami przy wejściu, na Lucy jednak nie zrobiły one wrażenia. Weszła na komisariat patrząc się pod nogi.
- Czy będę się mogła z nim zobaczyć? - spytała pociągając nosem. Policjant po jej prawej wzruszył ramionami.
- Może po przesłuchaniu, ale nic ci nie obiecuje.
Weszli na pusty korytarz, brązowowłosy posadził ją na zielonym krześle i zniknął za drzwiami. Oparła głowę o ścianę, nogi jej skakały,a w ustach zaschło. Nie było jednak nigdzie dystrybutora z wodą, ani automatu. Usłyszała kroki i przekręciła głowę. Zobaczyła rodziców i Willa. Wstała i podeszła do Willa szybkim krokiem, wtuliła się w niego, a on głaskał ją po głowie.
- Będzie dobrze Lu. Zabrali go na razie do szpitala - powiedział spokojnie. Pokręciła głową puszczając nową serię łez.
- To moja wina. Ta bójka i te narkotyki... To wszystko moja wina.
- Przestań
Usiedli na korytarzu i milczeli. Rodzice nie wypowiedzieli ani słowa, chociaż patrzyli się na nią co chwila z miłością. Lucy jednak nie potrafiła odpowiedziec im tym samym. Po prawie pół godzinie czekania zjawił się czarnoskóry policjant, zaprowadził Lu do pokoju i usiadł za wielkim biurkiem.
- Lucy Hale? - spytał zapisując coś w papierach. Pokiwała. - Nazywam się Henry Mendez. Powiedz mi, jesteś dziewczyną Gabe'a? - chwilę zawahała się po czym znów pokiwała. - Dobrze, czy Gabe brał wcześniej narkotyki?
- To moja wina. Cokolwiek ona wam powie nie wierzcie mu. Będzie brał winę na siebie, ale to moja wina. Ja wrzuciłam strzykawkę i prochy do kosza na pranie. Spałam u niego, ale nie chciałam żeby widział jak brałam. Chciałam po to wrócić, proszę nie każcie go.
- A bójka? Też twoja wina?
- Tak, ten mężczyzna z którym bił się Gabe, chciał mnie... zgwałcić. Kiedyś się z nim przespałam i myslał że zrobię to ponownie. Gabe tylko stanął w mojej obronie, ja sprowokowałam.
Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie i zapisał coś czerwonym długopisem. Lu przegryzła wargę.
To się rozpisałam xD
by Heather - Land of Grafic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz