Wiedział że nic dobrego z tego nie wyniknie, a niech to cholera, zaćpie mu matkę! Przygryzł wargę i zaczął grzebać po szafkach, nie zwracając uwagi na rozbawioną Lucy Hale. Znalazł w końcu małą buteleczke leżącą gdzieś na tyłach pułki z medykamentami. Wziął dwie szklanki soku pomarańczowego którego nie cierpiał i wkroplił do jednego substancje z faloniku.
- Zaraz wracam, nie wysadź kuchni - warknął do dziewczyny. Tak na prawdę błagał w duchu żeby się udało. Nie był właściwie pewnien czy cokolwiek się stanie, ale lepiej się zabezpieczyć. Przez korytar z niemal przebiegł, starając się nie wylać obrzydliwego napoju z cytrusów. Susan siedziała spokojnie w salonie i przeglądała swoją pocztę na komputerze. Pokó był przestronny, wygodnie umeblowany, miał nieco podstarzały telewizor i zadbane, wymuskane figurki i zdjęcja, na których nigdy nie było kurzu. Pani Storm nie zauważywszy syna kliknęła ostatnią z wiadomości i zaczęła odpisywać. - Mamo...- zaczął czarnowłosy. Kobieta podskoczyła, chwytając się za pierś. Odwróciła się do swojego dziecka i wytrzeszczając oczy, natychmiast zamknęła wiadomość. Gabriel zmarszył brwi. Czy powinien się zainteresować tym co rodzicielka przed nim ukrywała? Zamiast tego usiadł na dziwnie twardym fotelu obok niej i podając jej naczynie zaptał;
- Kiedy wraca tata? - to było głupie pytanie. Wiedział że będzie w domu już pod koniec następnego tygodnia, ale przyszły mu do głowy jedynie pytania o nastolatkę, a tego tematu raczej wolał unikać.
- W następną niedzielę Gabrielu - powiedziała beznamiętnie, sięgając po sok. Brunet poszedł za jej przykładem, choć wolałby wylać cały płyn do doniczki przy oknie. Siedział sztywno, sącząc sok, najwolniej jak potrafił. Patrzył na usta Susan w oczekiwaniu na ujrzenie pustego naczynia. - Jesteś jakiś nerwowy Gabrielu - powiedziała, unosząc brwi. Domyśliła się? Ta idiotyczna myśl nie miała sensu, tak jak teoria Parmenidesa lub nawet bardziej, jednak przyszła chłopakowi na myśl. Co mógłby powiedzieć? Brązowe oczy matki były skierowane gdzieś w okolice rąk bruneta. Czemu nie patrzy mu w oczy?
- Nie, to nic, martwie się o... - co? Przegryzł wargę i uśmiechnął się krzywo - ciasto mamo - powiedział najnaturalnej jak mógł. Matka uśmiechnęła się pobłażliwie i rzuciła coś w stylu 'powodzenia'. Gabe wyszedł, z głową pełną uśmieszków Lucy Hale. Wszedł do kuchni w której roznosił się zapach murzynka w piecu. Chłopak jeszcze raz powtórzył sobie w głowie to zdanie, po czym zaczął się jak głupi śmiać, stojąc na progu kuchni. Czym on się w ogóle przejmuje? Sus nigdy nie domyśliła by się prawdy. Uczeń jego pokroju nie zostanie przecież oskarżony nawet o posiadanie narkotyków. Poza tym dziewczyna chce się zabawić, a nie zabić nauczycielkę. Zaśmiał się jeszcze głośniej i usiadł na stole. Nigdy nie siadał w swojej kuchni gdzieś indziej niż na krześle. Pff, czy to też nie brzmi głupio.
- Też coś brałeś? - usłyszał głos dziewczyny.
- Jutro jej to damy? - zapytał z wyszczerzem pięciolatka planującego posmarować krzesełko kolegi z zerówki klejem.
środa, 25 listopada 2015
Gabe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
by Heather - Land of Grafic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz