sobota, 28 listopada 2015

Lucy

Zamknęła oczy i udawała że myśli nad odpowiedzią. Tak naprawdę Lucy myślała nad tym jak zgrabnie się wymigac z odpowiedzi. Czy chłopak naprawdę chce wiedzieć jak wygląda jej życie?  Że nie jest fajne i idealne? Przeczesała włosy palcami i spojrzała na Gabe'a. 
- To nie są moi rodzice. - powiedziała obojętnie.  Starała się pokazać że jej na nich nie zależy,  chociaż czuła wdzięczność do nich.
- Jak to?
- Jestem adoptowana.  Will tak samo.  "Chłopak z żelkami" to Peter,  on jest ich dzieckiem,  a mnie i Willa adoptowali po tym jak moja macocha omal nie zginęła podczas porodu.  Chcieli mieć trójkę dzieci,  to mają.  Diler,  ćpunka i popychadło. Czego chcieć więcej? - mówiąc to patrzyła się w okno do pokoju Gabe'a.  Nawet nie zauważyła jak w jej oczach pojawiają się łzy.  Zwróciła twarz w przeciwną stronę i opanowała się. Pamiętaj o latach praktyki.  Nie wolno płakać. Płaczą słabi.
- Sory,  nie wiedziałem... - zaczął Gabe.
- Nikt nie wie na początku. Ale nie ma o czym gadać.  Jestem jedną z wielu sierot na świecie.  Niczym się nie wyróżniam.
Siedzieli w ciszy przez pewien czas aż z dołu doszedł ich przytlumiony głos matki Gabe'a.
- Ciasto gotowe.  Chodźmy lepiej. - stwierdził Gabe. Wstał i wszedł do pokoju. Lucy została chwilę,  ale również wróciła do środka. Zeszła pod schodach akurat gdy kobieta wyjmowała z piekarnika ciasto.
- Pachnie naprawdę ładnie.  Postaraliście się.  - stwierdziła z uśmiechem.  Zdjęła rękawice i wróciła do salonu. Po drodze poklepała syna po ramieniu.  Chłopak siedział na stołku i bawił się wykałaczką.
- Gabe? Nie mów o tym co ci powiedziałam. I pamiętaj o cieście jutro. - powiedziała Lucy,  uśmiechnęła się szeroko i wyszła z domu.  Ruszyła ulicą,  zaczynało się sciemniac. Miała ochotę się zabawić ale następnego dnia musiała się niestety w szkole pojawić wiec wróciła do domu, umyła się i zasnęła.

- Masz je?  - spytała Lu na przerwie.  Ziewnęła potężnie i potarła twarz.
- Pewnie ze tak.  Tu jest. - Gabe podał jej zapakowana tace z ciastem. - Mam nawet talerz.
- Dobre przygotowanie to podstawa.  Mamy z dziesięć minut,  chodź teraz. - powiedziała i ruszyła szybkim krokiem do gabinetu Amy. Zapukała cicho. Ręka pokazała Gabe'owi by został przed drzwiami. Weszła do środka i uśmiechnęła się najpromienniej jak potrafiła.
- Ah to ty Lucindo. - westchnęła kobieta.  Lu myślała ze ją szlag jasny trafi,  ale opanowała się.
- Nie nazywam się Lucinda tylko Lucy. A to nieważne.  Przyszłam panią przeprosić za to i zrobiłam dla pani ciasto w ramach mojej skruchy.  - powiedziała poważnie i spojrzała na psycholożkę. Kobieta była zdezorientowana ale po chwili przyjęła ciasto.
- Mm,  murzynek.  Pycha.  Dziękuję Ci Lucindo.  Wybacze ci ten drobny występek i zapomnimy o sprawie ale następnym razem nie zachowuj się tak. Jak chcesz możemy porozmawiać.  Jestem do twojej dyspozycji.
- Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję i życzę smacznego.
Wyszła z pokoju i gdy tylko zamknęła drzwi wybuchła śmiechem. Złapała Gabe'a za ramię i wydusila:
- Łyknęła to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

by Heather - Land of Grafic