Zamknęła oczy i udawała że myśli nad odpowiedzią. Tak naprawdę Lucy myślała nad tym jak zgrabnie się wymigac z odpowiedzi. Czy chłopak naprawdę chce wiedzieć jak wygląda jej życie? Że nie jest fajne i idealne? Przeczesała włosy palcami i spojrzała na Gabe'a.
- To nie są moi rodzice. - powiedziała obojętnie. Starała się pokazać że jej na nich nie zależy, chociaż czuła wdzięczność do nich.
- Jak to?
- Jestem adoptowana. Will tak samo. "Chłopak z żelkami" to Peter, on jest ich dzieckiem, a mnie i Willa adoptowali po tym jak moja macocha omal nie zginęła podczas porodu. Chcieli mieć trójkę dzieci, to mają. Diler, ćpunka i popychadło. Czego chcieć więcej? - mówiąc to patrzyła się w okno do pokoju Gabe'a. Nawet nie zauważyła jak w jej oczach pojawiają się łzy. Zwróciła twarz w przeciwną stronę i opanowała się. Pamiętaj o latach praktyki. Nie wolno płakać. Płaczą słabi.
- Sory, nie wiedziałem... - zaczął Gabe.
- Nikt nie wie na początku. Ale nie ma o czym gadać. Jestem jedną z wielu sierot na świecie. Niczym się nie wyróżniam.
Siedzieli w ciszy przez pewien czas aż z dołu doszedł ich przytlumiony głos matki Gabe'a.
- Ciasto gotowe. Chodźmy lepiej. - stwierdził Gabe. Wstał i wszedł do pokoju. Lucy została chwilę, ale również wróciła do środka. Zeszła pod schodach akurat gdy kobieta wyjmowała z piekarnika ciasto.
- Pachnie naprawdę ładnie. Postaraliście się. - stwierdziła z uśmiechem. Zdjęła rękawice i wróciła do salonu. Po drodze poklepała syna po ramieniu. Chłopak siedział na stołku i bawił się wykałaczką.
- Gabe? Nie mów o tym co ci powiedziałam. I pamiętaj o cieście jutro. - powiedziała Lucy, uśmiechnęła się szeroko i wyszła z domu. Ruszyła ulicą, zaczynało się sciemniac. Miała ochotę się zabawić ale następnego dnia musiała się niestety w szkole pojawić wiec wróciła do domu, umyła się i zasnęła.
- Masz je? - spytała Lu na przerwie. Ziewnęła potężnie i potarła twarz.
- Pewnie ze tak. Tu jest. - Gabe podał jej zapakowana tace z ciastem. - Mam nawet talerz.
- Dobre przygotowanie to podstawa. Mamy z dziesięć minut, chodź teraz. - powiedziała i ruszyła szybkim krokiem do gabinetu Amy. Zapukała cicho. Ręka pokazała Gabe'owi by został przed drzwiami. Weszła do środka i uśmiechnęła się najpromienniej jak potrafiła.
- Ah to ty Lucindo. - westchnęła kobieta. Lu myślała ze ją szlag jasny trafi, ale opanowała się.
- Nie nazywam się Lucinda tylko Lucy. A to nieważne. Przyszłam panią przeprosić za to i zrobiłam dla pani ciasto w ramach mojej skruchy. - powiedziała poważnie i spojrzała na psycholożkę. Kobieta była zdezorientowana ale po chwili przyjęła ciasto.
- Mm, murzynek. Pycha. Dziękuję Ci Lucindo. Wybacze ci ten drobny występek i zapomnimy o sprawie ale następnym razem nie zachowuj się tak. Jak chcesz możemy porozmawiać. Jestem do twojej dyspozycji.
- Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję i życzę smacznego.
Wyszła z pokoju i gdy tylko zamknęła drzwi wybuchła śmiechem. Złapała Gabe'a za ramię i wydusila:
- Łyknęła to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz