sobota, 26 grudnia 2015

Gabe

Kiedy dotarł do domu był zupełnie spokojny. Po drodze zebrał się w sobie i zadzwonił do Susan. Choć wyrzutów ze strony rodzicielki nie ominął, to dowiedział się że matka wróci dopiero wczesnym wieczorem. Zamknął za sobą drzwi i sięgnął do butów. Już zaczął rozwiązywać jedną z zasyfionych białych sznurówek, gdy do głowy wpadła mu nie do końca tuzinkowa myśl. Właściwie trochę głupia. Zostawił kurtkę przeciwdeszczową na wieszaku i zaczął wchodzić na górę. Kiedy ostatnio był sam w domu? Gdy matka wyjeżdżała, co zdarzało się raczej rzadko, choć ostatnio coraz częściej, w mieszkaniu zawsze był ojciec. Victor Storm był z natury spokojny i o wiele mniej rygorystyczny niż małżonka. Ciągnąc za sobą na wpół rozsznurowane buty, Gabriel stawiał kroki na drewnianej podłodze. Sięgnął do klamki łazienki, która wydała mu się dziwnie czysta. Wydał się sobie jakiś nieczysty, nie pasujący do idealnie utrzymanego mieszkania. Stał kilka chwili przy wejściu, trzymając swoje dłonie o długich palcach kilka centymetrów od klamki. W końcu nacisnął ja i wszedł do pomieszczenia. Wkroczył do wanny w butach, wyjmując telefon i kładąc go na brzegu zlewu. Usiadł na dnie i włożył korek w odpływ. Westchnął, nie wierząc w to co robi. Przekręcił kurki i oparł plecy o ściankę wanny. Szum wody zagłuszył w końcu ciszę która dręczyła jego umysł. Właściwie czemu matka została dłużej? Gdzie pojechała? Poczuł ciepło oblewające mu kostki. Jego szare oczy popełzły po pomieszczeniu. Było całkiem spore, tak przynajmniej mu się wydawało. Przekręcił kurki jeszcze mocniej, sprawiając że strumień wody stał się silniejszy, a szum głośniejszy. Przyjrzał się sobie pobieżnie. Ubrania już poruszały się pod wpływem przemieszczania się cząsteczek brudnej wody. Wyjął korek. Płyn jednak płynął na tyle szybko by ilość wylewanej się wody była równa ilości dolewanej. Gabriel zanurzył głowę. Odgłosy były jeszcze silniejsze. Nastolatek wypuścił z ust parę bąbelków powietrza i wstał. Woda ściekała z nieo, dy patrzył co najlepszego przed chwilą robił.
Gdy umyty wyszedł z wanny, kapiąc na posadzkę sięgnął po ręcznik i telefon, po czym wyszedł z łazienki. Idąc do swojego pokoju wiedział że kapało z niego, ale używając sporej siły woli, zignorował to. Przekroczył próg swojego pokoju i zamknął drzwi. Jego własne cztery ściany wydały się, tak samo jak ta głupia klamka, czyste i obce. Przecie przed chwilą się mył. Walnął się na idealnie pościelone łóżko i usłyszał telefon. Usiadł nerwowo i sięgnął po wibrującą komórkę. W pośpiechu nie spojrzał nawet kto dzwoni. Bo kto inny niż Susan? Odebrał przybko.
- Tak? - zapytał szybko, uświadamiając sobie że zamoczy telefon. Tak jak łózko, ciuchy i podłogę.
- Gabe, tak? - usłyszał głos, z pewnością nie należący do jego matki. Kilka sekund zajęło mu identyfikowanie owego głosu. Męski, niezbyt niski. - Słuchaj, mam ci coś ważnego do powiedzenia.

Lucy

Przegryzła wargę słysząc trzask zamykanych drzwi. Zacisnęła mocno oczy, aż pod powiekami pojawiły się białe mroczki. Przez jej głowę przemknęły wszystkie możliwości samobójstwa. Poczuła oddech tego chłopaka, poczuła jego ręce. Miała wrażenie, że cofnęła się do tego momentu. Przez trzaśnięcie drzwiami? 
- Lu? Wszystko okej? - usłyszała głos Willa za plecami. Drgnęła i odwróciła się do niego. Poczuła łzę w kąciku oka. Przez chwilę patrzyła bratu w oczy. Wtuliła się w jego gołą klatkę piersiową. Miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. - Co się stało? Lucy, uspokój się...
- Przepraszam...
- To przez tego chłopaka? Mam mu skopać dupe? - spytał obejmując ją mocno. Pokręciła głową i pociągnęła nosem. Nie chciała płakać w kuchni, przy bratu, ale nie potrafiła zahamować łez. Nogi załamały się pod nią, upadła na ziemię i zalała się łzami.
- Will... Ja... Nie wiem... Pomóż mi... - załakała chowając twarz w dłoniach. Brat podciągnął ją do góry i zaprowadził powoli do jej pokoju. To jeden z niewielu momentów kiedy był czuły wobec kogokolwiek. Posadził ją na łóżku i usiadł obok.
Wytarła łzy rękawem wełnianego swetra. Była na siebie zła, za atak płaczu, ale czuła że jeśli zacznie znowu o tym myśleć lub mówić, na nowo się rozpłacze. Jednak chłopak patrzył się na nią wyczekująco i nie mogła uciec. Sama go w końcu prosiła...
- Wczoraj... Tak to było wczoraj, na imprezie... Jakiś chłopak... Byłam pijana i naćpana... Nie chciałam tego... Myślałam że będzie inaczej... Ale on... Boże... - schowała twarz w dłonie, a włosy opadły zasłaniając ją i jej łzy. Poczuła dłoń na plecach, która gładziła ją uspokajająco. - Will, on mnie zgwałcił.
Ręka zatrzymała się. Łzy ponownie pociekły, mocząc jej spodnie.
- Wiesz kto to był? - spytał poważnie Will. Pokręciła głową przecząco.
- Nie pamiętam jego twarzy. Byłam pijana...
- Pójdziemy z tym na policję. - zażądał i wstał. Złapała go za rękę i spojrzała błagalnie.
- Proszę nie...
- Ten twój chłopak wie?
- Wie... To nie jest mój chłopak.
- Powinnaś się zdrzemnąć, odpocząć.
Pokiwała głową i spuściła wzrok. Położyła się i odwróciła się na bok. Usłyszała jak Will zamyka drzwi. Ponownie się rozpłakała.

Will POV 

Wziął telefon Lucy leżący na biurku i wyszedł. Wiedział że nie powinien grzebać w jej rzeczach, ale przecież chciał dobrze. Wybrał numer z podpisem Gabe. Zapisał sobie go i postanowił, że zadzwoni za godzinę czy dwie. Musi z nim pogadać...

piątek, 25 grudnia 2015

Gabe

Jadł średnio dobrą jajecznice, w średnio czystej kuchni, średnio wiedząc co powinien zrobić. Oddzwonić do matki, czy zacząć biec do domu jak najszybciej, zostać i zjeść? Właściwie to wśród tych opcji zaświtało mu by poprosić Willa o jakieś dragi, czy papierosy. Boże, po co Gabe'owi narkotyki? Przełknął spaloną grudę jajka, myśląc że to i tak lepsze niż gdyby miała być zimna i glutowata, jak jakieś smarki czy cholera wie co. Od kiedy mówi cholera?
- Ej, ten znowu tutaj? - brat nastolatki skinął na Storma niedbale głową, otwierając lodówkę.
- Już niedługo - mruknął brunet, nieco bardziej ponuro niż zamierzał. Choć pewnie już tu nie wróci. Susan po niego dzwoniła, a nawet jeśli by teraz poszedł, to wyglądał jak siedem nieszczęść i pewnie śmierdział całą tą imprezą. Mars wyszedł mu na czoło kiedy przypomniał sobie o tym gównie.
- Co, tak szybko? - młody facet w slipkach poruszył brwiami w górę i w dół. Gabriel nie zrozumiał chyba aluzji, jednak zrobiła to z niego Lucy Hale, pokazując bratu środkowy palec. Licealista zmieszany wziął do rąk talerz po jajecznicy i odkładając go do zlewu, po zadecydowaniu o porzuceniu prób poszukiwania zmywarki, powiedział;
- Będę się już zbierał... dzięki za nocleg, wiesz...  - on nie wiedział. Co powiedzieć i nie tylko. Niebieskooka nie patrzyła na niego, co krępowało Gabriela jeszcze bardziej.
- Do zobaczenia - rzuciła niewyraźnie znad talerza. Storm nie mówiąc nic więcej, poszedł do przedpokoju. Wśród butów, zauważył swoje. Były strasznie sponiewierane, brudne, a kiedy założył je na stopy, okazało się że również mokre. Krzywiąc się przez nieprzyjemne uczucie w palcach u nóg, wyszedł. Spojrzał w okno pokoju dziewczyny. Było otwarte, a światło padało na nie akurat pod takim kontem, że nie widział praktycznie nic. Pomięte ciuchy wydawały mu się dziwnie wygodne, jednak wiatr sprawiał że było mu zimno. Autobusy w weekendy jeżdżą strasznie rzadko, więc raczej nie było sensu na jakiś czekać. Gdy o tym pomyślał, mijając przystanek, koło niego przemknął bus. Szlag by to. Naszła go ochota by posłuchać jakiejś piosenki. Wziął telefon do ręki, przypominając sobie o tym że nie oddzwonił. Przejrzawszy aplikacje, doszedł do wniosku że nigdy nie słuchał za wiele muzyki. Egh, co on robił przez ten czas? Ta cisza nie była irytująca?

Lucy

Spojrzała na swoje paznokcie. Były połamane, a czarny lakier schodził z połowy płytki. Zaciągnęła się porządnie jeszcze raz i wyrzuciła niedopałek. Zerknęła na Gabe'a, który stał i wpatrywał się we mnie zaskoczony.
- Posłuchaj nie wracajmy do tego tematu. Zapomnij o tym, to się nigdy nie wydarzyło. Jak komukolwiek o tym powiesz, a w szczególności Patric'owi, to gorzko tego pożałujesz. - powiedziała oschle.  Chłopak pokiwał głową i przełknął ślinę.
- Czemu Patric'owi?c
- Nieważne. Głodny? - zmieniła jawnie temat. Wyszła z pokoju nie czekając na odpowiedź i zjechała z poręczy. Poczekała na dole na Gabe'a i weszli razem do kuchni. Jej rodziców nie było, Peter oglądał bajki, a Will prawdopodobnie był u siebie. Zajrzała do lodówki. Jedyna zaleta Cristiny to to że żarcie zawsze jest w lodówce.
- Jajecznicy? - spytała wyjmując jajka. Obejrzała się, gdy zauważyła kątem oka Petera w drzwiach.
- Masz szlaban, wiesz? - powiedział przypatrując się naszemu gościowi. - Kto to?
- Znajomy. - ucięła i rozbiła jajko na patelni.
- Też chce.
- Znajomych? O wiesz, nie chce być wredna, ale to raczej niemożliwe. - uśmiechnęła się szyderczo do brata. Pokazał jej język i wskazał na patelnie.
- Spalisz. - odwrócił na pięcie i wrócił do bajek. Brew Gabe'a powędrowała do góry.
- Kochacie się widzę.- stwierdził. Lu prychnęła głośno i wróciła do smażenia jajek. Boże, jak dobrze że jest sobota. 
Jedli w ciszy przy kuchennej wysepce. Słychać było tylko stuk widelców i odgłosy z Króla Lwa.  
Gabe starał się unikać tematu imprezy, ale Lu wdziała jak bardzo go to męczy. Miała nadzieję że chłopak zostawi to dla siebie. Wydawało jej się że można mu ufać ale znała go zaledwie dwa czy trzy tygodnie.  Wydawało jej się że nie zmienił się pod jej wpływem zbytnio, co odebrała jako zachętę. Sama od dawna chciała zmienić siebie i swoje życie. Nie miała jednak sił, chęci, motywacji.
Może to był dobry krok... Ta, akurat
- Witam żołnierze. - do kuchni  wmaszerował  Will w samych slipach.
- Hej. - mruknęła Lu.
- Ooo, mamy zły humorek? Czyżby słaby seksik zeszłej nocy? - potargał ją za włosy. Został natychmiast zgromiony przez dwie pary wkurzonych oczu.

środa, 23 grudnia 2015

Gabe

Biegał z uśmiechem, a otaczająca go zewsząd zieleń napawała chłopaka dziwnym spokojem. Uśmiechał się, nie będąc zmęczonym i kręcił się w kółko, nie czując zawrotów głowy. Było mu tak idealnie ciepło. Wbiegł na porośnięte trawą wzgórze, po czym zaczął się z niego staczać. Popatrzył w neutralne dla oka, niebieskie niebo. Zaśmiał się pod nosem. Nagle, powietrze wypełnione jakimś irytującym dźwiękiem, zaczęło drżeć i wibrować.  Storm zmarszczył brwi i wykrzywił usta. Nie, nie, jeszcze chwile musi tu zostać. Otworzył leniwie zaspane oczy, czując dzwoniący telefon w spodniach. Z jakiej racji spał w spodniach? Spróbował sięgnąć ręką do kieszeni, ale zorientował się że to nie możliwe. Był zwinięty w kłębek, a skopana kołdra okrywała go niemal całkowicie. Kątem oka dostrzegł Lucy. Westchnął ciężko. Czy to miało miejjsce na prawde?
- Lucy... - wychrypiał, ignorując telefon w dżinsach. Powietrze w pokoju było ciężkie, ale Gabe'owi zupełnie to nie przeszkadzało. Owinął się szczelniej. - Która... jaki dziś dzień? - mlasnął, czując że pozycja w której leży jest nieco niewygodna. Nie chciało mu się rozbudzać, nie otwierał więc oczu, lecz nie zamykał ich do końca, wiedząc że trawiasta dolina chętnie przyjęłaby go z powrotem w swoje ramiona. Poruszył łopatkami i usłyszał chrupot kości.
- Sobota, po piętnastej - odrzekła spokojnie dziewczyna.
- Piętnastej?! - zerwał się Gabriel, czując się niemiło wyrwany z błogiej rzeczywistości.
- Nie, tak serio to nie wiem, Jezu, od razu drzesz morde - przewróciła niebieskimi oczami i sięgnęła po fajki. Zbyt szybko zbudzone, poobijane mięśnie okularnika, wyrażały sprzeciw. Nastolatek zjechał dłonią wzdłuż ciała, poszukując komórki. Uff, dopiero jedenasta. To matka dzwoniła. Trzeba będzie wymyślić jakiś pretekst, coś się znajdzie. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę.
- Lucy, zgłosisz to... - zaczął o wiele mniej pewnie niż wczoraj. Spokój ulotnił się jak dziwne składniki ciasta Lexie i Gabe z powrotem został zagubionym w tym dziwnym świecie narkotyków i buntu kujonem.
- Nie - tak, zdecydowanie się zgubił. Trzeźwa Lucy Hale była szorstka i bardziej obeznana na tym grząskim i niepewnym gruncie. To jednak było nieco co innego. Musiała to zgłosić, to było..
 - Nawet nie próbuj mnie namawiać, to moja decyzja - zaciągnęła się. Spojrzał na nią szarymi oczyma, nie rozumiejąc jej logiki.

czwartek, 17 grudnia 2015

Lucy

Objęła się rękoma i wtuliła w tylne siedzenie. Było ciepłe i pachniało sosną.  Lucy uwielbiała zapach sosny. W radiu leciała spokojna piosenka jakiegoś wykonawcy country,  przez przymrużone oczy widziała kierowcę i Gabe'a.
- Nie trzeba jej tego opatrzyć?  Może zawieść was do szpitala?  - zaproponował nieznany głos.
- Nie trzeba... - wychrypiała. Nie miała dużych ran po zaledwie dwa zadrapania ale krawiły na tyle mocno że jej ramię wyglądało jak po wojnie.
Słyszała jednym uchem jak Gabe i nieznajomy rozmawiają ze sobą,  ale nie słyszała konkretnych słów.  Poczuła jak nagle wyparowują z nie wszystkie siły,  jak narkotyk przestaje działać i osłabia jej organizm.  Fala zmęczenia przygniotła ją mocno. Nawet nie zauważyła kiedy przysnęła. 
Obudziła się jak Gabe próbował jakoś wyciągnąć ją z tylnego siedzenia. Wygramoliła się i poszła zombie tempem do domu.  Gabe wymienił kilka zdań,  pewnie podziękowań za podwozke,  i dobiegł do niej. 
Drzwi wejściowe były zamknięte,  wiec sięgnęła pod doniczke i trzęsącą się ręką otworzyła drzwi. Weszli na górę, do jej pokoju i walnęli się na łóżko. 
- Dzięki. - mruknela do sufitu.  Przejrecila się na bok i zamknęła oczy,  jednak sen nie przychodził.
- Jasne,  spoko. 
- Próbował mnie zgwałcić.  I udało mu się.  - powiedziała i poczuła łzę na policzku.  Usłyszała szelest kołdry.
- Jak to?
- Normalnie.  Jak każdy facet.
- Lu będziesz musiała to zgłosić, wiesz o tym?
- Powinnam,  ale chyba tego nie zrobię. 
- Ale on cię zgwałcił!
Poczuła ciepłą rękę która głaskała ją lekko. 
- Dobranoc Gabe.
- Dobranoc.

- Do cholery jasnej! LUCY! - z samego rana uroczy dźwięk głosu jej matki obudził ją ze słodkiego snu. Podniosła głowę.  Nad jej łóżkiem stała kobieta.  Ta kobieta była jej matką i jednocześnie największą zmorą. - Wytłumacz mi to!
Co dziwne wskazywała na jej ramię i makijaż,  a nie na śpiącego chłopaka w jej łóżku. 
- Impreza była...
- Taka ze aż wróciłas posiniaczona i ubrana jak dziwka?
- No. Było fajnie. - mruknela Lucy i ponownie położyła się na poduszce.
- Nie dziecko,  ja już nie mam zdrowia.  To ciebie,  do wszystkich z was.  Twoi bracia nie lepsi...
- To idź spać jak ja.
- Jak się nie uspokoje to będziesz mieć szlaban moja droga.
- I tak będę mieć.
- No to śpij sobie słonko.  - ostatnie słowa powiedziała czule i miękko co zdziwiło Lucy.  Gabe zachrapał Cicho.  Komórka w jego kieszeni wiborowala.  Pewnie matka. Było jej go żal,  że jest trzymany na takiej smyczy. 

środa, 16 grudnia 2015

Gabe

- Lucy, coś ci się stało w... - zaczął niepewnie. Było mu dziwnie nie -głupio, nawet obojętnie. Przecież zobaczyła go przy jej byłym, i to w jakiej sytuacji? Wyciągnęła jak ostatniego dzieciaka.
- Aleś spostrzegawczy kurwa. Coś się stało w co? W co się pytam!? Kurwa w co?! - wydarła się na niego. W zimnym, nocnym powietrzu, całą jej postać zdawał otaczać jakiś obłok ciepła. Kiedy dyszała wściekła, para wylatywała jej z ust i znikała w ciemności. Powieki Storma zaczęły mimowolnie opadać. Nie umiał dociec o co dziewczynie może chodzić. Patrzyła na niego, kształtnymi niebieskimi oczami, podkreślonymi rozmazanym eyelinerem, a jej czerwone od szminki usta drżały. Czekała na coś? Może na odpowiedź? Gabriel miał pustkę w głowie, a jednocześnie przelatywały mu myśli zbierane na całej imprezie. Dziewczyna była niemal rozebrana, drżała że wściekłości.
- Zimno mi - stwierdził po dłuższej ciszy Gabe. Jej jest zimno.  podszedł i objął Lucy Hale, czując jak bardzo jest gorąca. Stał tak, luźno przytulając rozemocjonowaną nastolatkę. Impreza huczała, ale w jego głowie te odgłosy były przytłumione i niewyraźne. Oddech Gabriela był równy, bardzo spokojny i cichy. Uśmiechnł się, niemal sennie. W ciemnych, skudlonych włosach dziewczyny wyczuł zanikający szampon, pot, papierosy, alkohol, mocz i coś jeszcze innego. Nie wiedzieć czemu, spodobał mu się ten zapach. Poczuł jak kropla wody pacnęła na jego kruczoczarne włosy.- Idziemy do domu. - rzekł znowu, krótko i nie czekając na jakikolwiek sprzeciw, ruszył przed siebie, ciemną ulicą, nieco chwiejnie zbliżając się do granicy zaniedbanego chodnika. Gwiazd wogóle nie było widać, a po chwili na głowy nastolatków lała się woda, której ilość, jak wywnioskował Gabe, rosła wprost proporcjonalnie do czasu. Z nikłym uśmieszkiem, chłopak trzymał kciuk do góry, sprawdzając co jakiś czas czy Lucy Hale idzie najwyżej cztery kroki za nim. Kilka aut ich minęło, jedno zatrąbiło gdy Storm zbytnio zbliżył się do jezdni, aż w końcu, gdy ubrania i włosy imprezowiczów zupełnie przylegały do ciała, zatrzymał się samochód. Był to ciemnoszary Ford, widocznie niezbyt nowy. Okienko otworzyło się.
- Może pa... - zaczął nastolatek, nachylając się do drzwiczek.
- Obciągne ci - przerwał mu kierowca. Nieobecny rozum chłopaka, pozwolił mu jedynie zmarszczyć brwi.
- Nie prosze pana, nie musi... - zaczął bełkotać.
- To nie wsiadasz - odszczeknął głos z Forda.
- Ale chemy tylko dojech... - zaczął Gabe. Coś głośno zatrąbiło za nimi. Właściciel Forda miał widocznie wyjebane, bo nadal mówił coś do Gabe'a. Ten, zupełnie już nie rozumiejąc o co biega, machnął ręką, prawie się przywracając. Kierowca popędził dalej. Storm przekazywił głowę i popatrzył za nim. Ciemna noc już pochłaniała szary automobil.
- Podrzucić was? - usłyszał czyjś głos. Odwrócił się, i otworzył w milczeniu tylne drzwi dla Lucy, po czym sam wpakował się na przednie siedzenie. Kiedy chłopak wybełkotał adres Lucy, dostał jeszcze karteczkę ,chyba z numerem. Uśmiechnął się nie rozumiejąc.

wtorek, 15 grudnia 2015

Lucy

Gorzki posmak wódki wypełniał jej usta,  na języku czuła dotyku wielu innych języków. Nie pamiętała nawet z kim zdążyła się przelizac podczas tej imprezy.  Raz czy dwa mignęła jej Lex albo Gabe ale po za tym nie widziała nikogo dobrze jej znanego.  Nie miała zbyt wielu dobrych znajomych.  Kumple na imprezę,  ale po za tym nikogo.
Jej włosy były poplątane i za każdym razem gdy odrzucala je ręką do tylu,  nie mogą jej później wyjąć. 
Podszedł do niej jakiś, równie najebany chłopak.  Był przystojny, chociaż dla Lu każdy po pijaku jest fajny. Złapał ją w tali i przesunął do siebie bliżej. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go mocno. Zostawiła na nim trochę swojej czerwonej szminki. 
Poruszając się w rytm muzyki chłopak składał jej pocałunki na szyi i dekolcie.  Złapała go za szyję i podciągneła się wyżej, tak by twarz nieznajomego była ja wysokości jej biustu.  Złapał ją za pierś i nachylil się. Lucy oderwała się od niego i ruszyła w stronę schodów. Prowadziła go za sobą do jednej z sypialni. 
Na górze nie było może dużo ciszej ale mniej tłoczno.  Nie było wolnej sypialni wiec weszli na najwyższe piętro na którym był "kącik ćpuna" i sypialnia dla gości. 
Zamknięła za sobą drzwi i pchnęła chłopaka na łóżko.  Usiadła na nim okrakiem chcąc wbić się na jego coraz mocniej rosnącego penisa. Zdjęła sukienkę i nachylila się,  gdy usłyszała przytlumione przez ścianę krzyki. Podniosła głowę gdy usłyszała imię "Gabe" i głośne "frajer" Lexi.  Otworzyła szeroko oczy.
- No co jest?  Dawaj! - chłopak złapał ją mocno za ramię i przycisnął do siebie.  Potem rzucił ją na łóżko i zdjął ciasne stringi.  Poczuła jak gwałtownie i brutalnie pieprzył ją. Krzyczała i chciała się wyrwać ale chłopak przyciskał jej nadgarstki nad głową.  Pchnięcia stawały się coraz mocniejsze, aż Lucy poczuła silny przeszywający ból.  Nie potrafiła dłużej znieść tego i wyrwała się.  Poczuła jak długie paznokcie chłopaka rozrywaja jej skórę a męskość wychodzi z niej z głośnym dźwiękiem. Założyła w biegu sukienkę i wyszła z pokoju.
Poczuła ze płacze.  Chłopak spojrzał na nią zły,  ale po chwili oprzytomniał i w jego oczach pokazał się wstyd i przerazenie.  Cofneła się i weszła przestraszona do "kąciku ćpunów". Zobaczyła Gabe'a który prawie ciągnął Patty'iemu.  Natychmiast uciekło z niej przerażenie. 
- Co jest kurwa?! Gabe,  zostaw go! - krzyknęła. Spojrzał na nią z ulgą.  Odsunął się szybko.  Podbiegła najpierw do Patta i dała mu zakrwiawioną od ran na ramieniu,  ręka liścia. 
- Pojebało cie dziwko? - spytał wkurwiony. Spojrzał na nią ale po chwili uspokoił się.  Zerknął na jej ramię a po chwili na rozczochrane włosy. - Lu,  wszystko okej?
- Pat zostaw mnie teraz.  - złapała się za głowę i obejrzała po pokoju.  Gabe siedział w kącie i patrzył na nią i Patty'iego ze zdziwieniem.  Pociągnęła go za ramię i wprowadziła z domu. 
Stanęli na pustej ulicy. Wyjęła papierosa i zapaliła go.
- Czy ciebie naprawdę nie można nawet na chwilę zostawić?!
- Lucy,  przepraszam...
- Daj spokój kurwa.  - zaciągnęła się a z jej oczu popłynęła łza.  Otarła ją prędko.

Gabe

Okularnik błąkał się niepewnie po ogromnym domu z czerwonej cegły. Na całym parterze huczało, ludzie zamiast tańczyć skakali, głośno waląc o podłogę. Cały przybytek zdawał się trząść w posadach, fale dźwiękowe z rozegranych głośników potęgowały to wrażenie. Szkiełka w okularach dalekowidza sprawiały wrażenie kruchych i gotowych wypaść w każdym momencie. Ludzie potrącali go, inni zdawali się rozbierać bruneta wzrokiem. Zajrzał do kuchni gdzie trchwała bitwa na produkty żywieniowe, mąka, jajka, jogurty, soki, likiery, owoce, dżemy, sosy, były w całym pomieszczeniu, wszędzie. Gabriel zauważył jednak że bójka zaczyna coraz bardziej przypominać orgię, w czym upewniła go zielono włosa dziewczyna uciekająca mlekiem, która chciała sięgnąć do jego dżinsów. Uciekł szybko, zmieszany, bo kobiety, ani w ogóle tych ludzi wcale nie znał. Znalazł schody, co prawda gdzieś od jedenastego stopnia od dołu, ciągnął się kapiacy na dywan bełt, należący najprawdopodobniej do leżącego tam osobnika nieokreślonej płci. Zagubiony Storm minął go, wkraczając na pierwsze piętro domu Lexie.
- Oh, czeeeeść, ty jesteś Horn, tak? - usłyszał słodki głos gospodarza imprezy.
- Właściwie nie... - zaczął. A już cieszył się że na górze jest jakieś pół raza ciszej.
- Ah, nie ważne, może... Poczęstujesz się? - składając usta w dziubek, posiadaczka różowych włosów i dużych piersi, postawiła mu pod nos jakieś ciasto. Jechało woskiem, gorzej niż rzeźby w muzeum woskowych figur. A może od tych wszystkich zapaszków domówki Gabie przestał normalnie odczuwać zapachy.
- Ja chyba podziękuje - uśmiechnął się do dwóch wielkich cycków Lexie. Czuł ogólne podenerwowanie i ucisk w żołądku, a biegunka po cieście sytuacji  raczej by nie poprawiła. Mimo tego, po kilku chwilach miał morde napchaną ciastem dziewczyny, która rozchichotana prowadziła go do jakiegoś pokoju. Okazało się że prócz pokoju-dyskoteki, kuchni i sypialni do orgii, łazienek do ćpania i ogólnych palarni opium czy czego tam dusza zapragnie, było jeszcze dość duże poddasze. Tam właśnie, na kanapach, pufach i podłodze zgromadziła się ludność, umiarkowanie najebana, chcąca pograć sobie w to czy owo. Kiedy przełknąwszy okropne ciasto, Gabriel Storm usłyszał zamykane za sobą drzwi, poczuł dreszcz strachu. Prócz przytłumionych odgłosów domówki i łomotania deszczu, zapanowała chwilowa cisza.
- No siema kochani - przywitała się słodko gospodarz imprezy. - Co mnie ominęło? - zapytała, siadając na kolanach jakiegoś mężczyzny, definitywnie nie będącego uczniem liceum, ani nawet studiów.
- Właśnie zaczynaliśmy butelkę Lex - do uszu Storma doszedł głos dość nieprzyjemny. Z początku nie powiązał go z konkretną osobą, ale kiedy  zobaczył te tłustą czuprynę i twarz pokrytą syfami, już wiedział. Banner, do jasnej cholery, znowu. Usiadł nieco pewniej, by nie dać po sobie poznać niczego co mogłoby działać na jego niekorzyść. Nie był pewien czy tym razem udałoby mu się stłuc Patrica.
- Siadaj tu - zachęciła go jakaś nieznajoma, rudowłosa niewiasta, o miseczce niewątpliwie A. Od kiedy patrzy na kobiece atuty? Usiadł jednak, czekając na rozwój wydarzeń. Z krótkiej wymiany zdań wywnioskował że po niuchu będzie dostawał każdy kto wykona zadanie. Siedział cicho, rozglądając się po pokoju. Gdzie może być teraz Lucy? Z za myślenia wyrwał go głos Patrica.
- O w morde, kurwa, prosto na frajera - zaśmiał się głośno. Kiedy zaczęli kręcić? Gabe miał ochotę wziąć pytanie, lecz przypomniał sobie że nie ma takiej opcji. Zaczęły mu się robić mroczki przed oczami, ale zignorował to.
- No dawaj kutasiarzu - zachęcał Bannera jakiś dres siedzący przy oknie. Blondyn z satysfakcją wycedził przez krzywe zęby;
- Więc nasz lizodup robi mi laske - powiedział. Gabriel skrzywił się z obrzydzenia. Co za prostacki dureń. Wcale nie miał ochoty ani na jakąkolwiek styczność z Bannerem, ani nawet na kreske. Ale jednak. Postanowił to zrobić. Śmierdzący blondyn wstał i bezwstydnie wyciągnął penisa ze spodni.
- Ciągnij mu! - krzyczeli, śmiali się i buczeli zebrani. Storm zbliżył się nieco do Patrica. Czuł pot, swój i jego, czuł smród wszystkich, czuł że zaraz zwymiotuje na tego skrzywionego kutasa z pierdoloną stulejką! Jeszcze dziesięć centymetrów.

niedziela, 13 grudnia 2015

Lucy

Przygladała się z niecierpliwością jak Gabe mozolnie rozkładał parasol. Ruszyła szybkim krokiem wzdłuż ulicy,  stukając przy tym butami.  Było mokro,  padał lekki deszcz, a ulice wyglądały na opustoszałe chociaż był piątek wieczór.  Miała na sobie zaledwie podarte rajstopy,  czarną,  obicisłą sukienkę i skórzaną kurtkę,  mimo to nie było jej zimno, chociaż był już październik. Dopaliła fajka i zgasiła kiepa o mokry chodnik.
- Mam nadzieje że nie oberwało ci się przeze mnie? - zagadnęła Gabe'a który wpatrywał się w swoje tenisowki.  Na dźwięk jej głosu podniósł gwałtownie głowę.
- Nie, chociaż można powiedzieć że dostałem ostrzeżenie przed tobą.
- To była kwestia czasu.  W końcu każdy będzie ci mówił ze lepiej się za mną nie zadawać.  Ja ci to mówię.
- Zdaje sobie z tego sprawę. - zaczął chłopak wracając do analizy butów.
- Ale i tak się mnie trzymasz.  Uroczo.  - dokończyła za niego Lu. Przez chwilę milczeli. - Chodź szybciej,  chce się już nawalic.
Pomachała ręką przed nadjeżdżającym samochodem.  Mężczyzna zatrzymał auto i przyjrzał się jej z pożądaniem.  Był młody,  miał obrączkę i sińce pod oczami.  Typowy młody mąż z dzieckiem który szuka rozrywek.
- Cześć.  Podwieziesz nas? - puściła mu oko. Dopiero wtedy zauważył Gabe'a stojącego za nią.
- Gdzie sobie za życzysz.  Jadę do centrum.
- Luz,  my po drodze,  na Woringhtona.
Wsiadła na przednie siedzenie pasażera i uśmiechnęła się zalotnie to chłopaka.  Gabe usiadł z tyłu i patrzył w okno.  Cały czas o czymś myślał,  a Lu nie miała pomysłu o czym.
Ich kierowca zawiózł pod właściwy adres za obietnice wspólnej kawy z Lucy,  dała wiec mu swój numer i wyszła prędko z samochody.  Z stojącego przed nią domu dobiegała głośna muzyka a na zewnątrz stali ludzie palący fajki. Nikt jeszcze nie dobieral się sobie do majtek ale to była kwestia czasu. Uśmiechnęła się zachęcająco do Gabe'a który patrzył nieco przestraszony na dom z czerwonej cegły.  Poszli równo przez trawnik,  spotkali parę jej znajomych i zostali odrzuceni różnej maści spojrzeniami.  Od porządliwych do gardzacych.  Weszła do środka i minęła gościa stojącego na straży.  Tak naprawdę stał on i rozmawiał z bandą facecikow.  Lexi stała przy barku i brała właśnie piwo,  gdy zauważyła przeciskającą się Lucy a za nią Gabe'a. 
- Cześć skarbie! - wrzasnęła głośno i wyciągnęła ręce by przytulić Lucy.  Ona jednak sięgnęła do kieszeni i podała trzy spore torebki.
- Masz i nie zawracaj mi dzisiaj głowy.  - uśmiechnęła się szyderczo i odeszła dwa kroki dalej.
- Dobra Gabe. Baw się,  pij,  ale pod żadnym pozorem nie bierz dragów. Rozumiesz?  - spojrzał na nią dziwnie.  Przegryzła warge. Nie chce żeby w to wpadł.  Jak mam mu to wytłumaczyć?
- Czemu? 
- Bo to będzie koniec,  a ty masz wiele przed sobą.  Koniec gadki.  Wbij się w towarzystwo,  a jak będzie bardzo źle i sie nie wpasujesz to znajdź mnie. 
- Ale gdzie ty idziesz?
- Do kibla.  - ucieła i odeszła korytarzem i w lewo.  Znalazła się w pustej łazience. Usiadła na kiblu i wyjęła z torebki strzykawkę.  Podgrzała proszek nad zapalniczka, zacisnęła sznurówką z glana ramię i wbiła igłę.  Oparła głowę o ścianę gdy poczuła jak płyn dociera do mózgu i mąci jej oczy.
Po pięciu minutach siedzenia i chłonięcia boskiego stanu,  wstała i wyszła z łazienki.  Zachwiała się i zaśmiała. 

Gabe


Kiedy patrzył za Lucy wychodzącą bezczelnie z sali, jakąś część chciała pójść z nią, inna zatrzymać dziewczynę, a kolejna... Kolejna właściwie nie wiedziała czego chce. Szare oczy Gabe'a odprowadziły dziewczynę i gdy już mimowolnie się podnosił, napotkał surowe spojrzenie nauczyciela. Usiadł niemal natychmiast. Mężczyzna westchnął, zamknął drzwi za Lucy Hale i wrócił do prowadzenia lekcji. Klasa jednak słuchała go w mniejszym stopniu niż przed wymianą zdań z nastolatką. Storm nie potrafił się skupić, i wpatrywał się w drzwi, marszcząc swoje czarne brwi. Potem zauważył poruszenie w klasie, gdy 'zbiegła' Lucy Hale pokazuje im środkowy palec, stojąc na dziedzińcu i moknąc w jesiennym deszczu. Brunet miał dziwne przeczucie że to właśnie do niego kierowała swój gest i po prostu nie wiedział co o tym myśleć. Właściwie lubił pana Sowachowskiego, a to dziewczyna zaczęła z niego kpić... Nadal patrzył się tępo w drzwi. Ocknął się dopiero na dzwonek. Wszyscy już wychodzili, a on w tępie postrzelonego żółwia wkładał zeszyty do plecaka. Kiedy już miał przekroczyć próg klasy, usłyszał głos nauczyciela.
- Gabe, poczekaj chwilę - wzgrygnął się.
- Tak proszę pana? - odwrócił się by spojrzeć w ciemnobrązowe oczy dorosłego.
- Widziałem jak chciałeś iść za Lucy... - zaczął. Storm zaczął mocno zaciskać szczęki, czekając na to co powie mężczyzna. - Wiem że masz swój rozum, nie będę ci prawił kazań - dokończył po dłuższym namyśle, po czym przeczesawszy dłonią zmierzwioną, rudą czupryne, wyminął zdziwionego nastolatka.
SMSa Gabe odczytał dopiero wracając ze szkoły. W piątki akurat kończył najpóźniej, więc godzina również nie była wczesna. Wysiadł ze szkolnego busa, zastanawiając się co mógłby powiedzieć matce. Dochodziła już ósma, robiło się ciemno, a on miał jeszcze godzinę.
- Wróciłem - powiedział, zdejmując trampki na czyściutkiej wycieraczce. Wszedł do kuchni, gdzie zastał kolację z karteczką od Susan. Jedząc kanapki z serem i pijąc sok pomarańczowy którego tak nienawidził, przeczytał notatkę. ' Musiałam pilnie pojechać do szefa, zjedz kolację, ubierz się ładnie, i wróć z nocowania jutro przed trzynastą, Susan '. Jakie nocowanie? Lucy Hale musiała coś jej naopowiadać, a może matka sama coś wydedukowała. Brunet jednak nie miał zamiaru się nad tym dłużej rozwodzić. Włożył naczynia do zmywarki i poszedł do swojego pokoju. Jeszcze raz sprawdził wiadomość od Lucy Hale, przejrzał lekcje i stanął przed szafą. Właściwie, nie ma potrzeby się przebierać. Właściwie nie ma potrzeby rzeby tam szedł. Właściwie pewnie będą tam tylko ludzie na haju. Zadrżał z zimna i spojrzał jeszcze raz za okno. Pod dachówkami ukrył papierosa od Lucy. Nie wiedział do końca po co go tam trzyma. Mógł teraz wyjść na dach, zapalić i... Usłyszał dzwonek do drzwi. Już dziewiąta? Zbiegł po schodach i otworzył drzwi. Stała w nich wyszczerzona Lucy Hale. Była umalowana mocniej niż do szkoły, a jej dekolt był... Czemu do jasnej cholery patrzy się na jej biust?!
- No, zadek w troki i lecimy - powiedziała wyciągając fajka. Milcząc, Gabriel założył buty, kurtkę i chwycił parasol. Kiedy przekręcał klucz w zamku, dziewczyna była na prawdę zniecierpliwiona. - Szybciej kurwa, ile można! - warknęła, wydmuchując chmurkę dymu papierosowego. Nic nie mówiąc, chłopak rozłożył parasol. Nie zapytał gdzie idą.

sobota, 12 grudnia 2015

Lucy

Pozwoliła by chłopak odgarnął jej włosy i zobaczył jej dzieło. Nie różniło się niczym od poprzednich jej rysunków. Cała kartka była zapełniona niebieskimi postaciami i napisami w stylu graffiti.
- Co to jest? - spytał Gabe i zmarszczył brwi. Przekrzywił lekko głowę, szukając wspólnego kształtu.
- Tu jesteś ty na przykład. - wskazała długopisem w prawy róg kartki.- Tu jest Lex, tu moja matka, tu Simba z Króla Lwa. - pokazywała po kolej i wymieniała imiona.
- To coś konkretnego tworzy? - spytał i spojrzał jej w oczy. Pokręciła głową i westchnęła.
- To nie jest jeden rysunek, tylko kilka, nie widzisz? Nie patrz na to jak na matmę. To nie musi być logiczne...
- Panno Hale, przeszkadzam pani? - spytał nauczyciel stając nad nią w ostentacyjnej pozie. Oparł się o długi kij, którym pokazywał coś na slajdach.
- Właściwie to trochę tak, ale w porządku, może pan dalej pierdolić głupoty, podczas gdy ja będę rysowała pańskiego kutasa.
- Jedynka...
- Staje panu na samą myśl, że któraś z tych zabawnie seksownych licealistek mogłaby panu ciągnąć. - mówiąc to zamknęła zeszyt i długopis, i wstała powoli.
- Zapraszam do dyrektora moja droga. - nauczyciel nie dawał się sprowokować, ale Lucy odebrała to jako zachętę. Opuściła tunikę na tyle mocno, że jej koronkowy stanik wystawał zza dekoldu.
- Do dyrektora, czy w jakieś zaciszne miejsce? Nie trzeba, wystarczy że poprosi pan naszą drogą panią Amy, a na pewno się zgodzi. Szczególnie teraz. - puściła mu zalotne oczko i wyszła z klasy poprawiając co chwilę torbę. Szła przez chwilę wolniej dając szansę, Gabe'owi by ją dogonił, ale on nie doszedł. W sumie to spodziewała się tego. Nie był jeszcze na tyle odważny by sprzeciwić się nauczycielowi. Uśmiechnęła się pod nosem. Włożyła słuchawki w uszy i włączyła pierwszy lepszy kawałek. Wypadło akurat Empress, ale była zbyt leniwa by przełączyć. Wyszła, a właściwie prawie wybiegła ze szkoły na główny dziedziniec. Poczuła krople wody na policzku. Uśmiechnęła się szeroko. Odwróciła się do szkoły i widząc że cała jej klasa patrzy na nią przez okno, pokazała im wszystkim fucka. Chwilę później puściła się biegiem.
Czuła wiatr we włosach i wreszcie święty spokój. Poczuła jak bardzo nienawidzi całego tego gówna.

Lucy: Będę u ciebie o 9 pm. Wymyśl sobie alibi na noc.
Wystukała zręcznie wiadomość na klawiaturze i wysłała ją. Spojrzała na siebie zadowolona. Uśmiechnęła się pod nosem do własnego odbicia w lustrze. Za pół godziny musiała wyjść, więc postanowiła zacząć powoli się szykować.

https://45.media.tumblr.com/d55e1f5a7ec724cbb8401530fbd2408a/tumblr_mw9jgiqI1c1rmffz9o1_400.gif

środa, 2 grudnia 2015

Gabe


No nieźle, pierwszy raz usiadł w ławce dalszej niż trzecia. Phi, te wielkie zmiany w życiu. Raczej nie będzie się to różniło od przebywania tuż w pobliżu tablicy. Kiedy zaczął zapisywać to co nauczyciel literatury angielskiej , młodzieniec o rozwichrzonej, rudej czuprynie, pan Sowachowsky ,napisał na tablicy kredowej, spojrzał przez ramię dziewczyny.Z uśmieszkiem diabła szkicowała coś, jeszcze dla Gabe'a nieokreślonego. Czarnowłosy zmarszył brwi, nieco zdziwiony. Sam nie był zbyt uzdolniony plastycznie, może dla tego że Susan nigdy nie wymagała tego rodzaju umiejętności. Uznawała je za raczej bezużyteczne, właściwie, nawet całkowicie bezużyteczne. Dlatego też gdy widziała 'bohomazy' na rogach, lub w środkach zeszytów syna, bezzwłocznie nakazywała przepisanie całego tematu od nowa. To chyba była główna przyczyna. Może znowu spróbuje coś nabazgrać? Najwyżej wyrwie strone ze środka, zeszyt był na tyle gruby że raczej nikt by się nie zorientował. Skończył zapisywać kartkę swoim drobnym, starannym druczkiem, po czym otworzył środek zeszytu. Zbliżył niebieski długopis do papieru i zdał sobie sprawe że nie ma pojęcia co mógłby nakreślić. Niemalże rzucił zeszytem i odchylił się do tyłu na krześle. Żadnej kreatywności. Zaczął gapić się na burzę rudych loków, z pasją recytującą jakiś nieznany Stormowi wiersz. Zaczął rozglądać się po klasie. Jest tu cokolwiek ciekawego? Zmrużył oczy przyglądając się każdemu po kolei. Czyli to tego dnia miała się odbyć 'impreza' u różowowłosej przyjaciółki Lucy Hale? Gabrielowi wydawało się to nader dziwne. Czas leciał tak szybko. Kiedy to zaczął się tym przejmować? Zauważać?
- Mam coś przynieść? - zapytał w końcu, nie wiedząc co powiedzieć.
- Co? - nie przerywając pracy mruknęła dziewczyna.
- No na impreze...
- Jak przywleczesz swoją ładną buźke i kutasa to Lex będzie zadowolona - mruknęła nastolatka. Chłopak przegryzł wargę.
- A co rysujesz? - zapytał, odgarniając dłonią zasłonę utworzoną przez gęste włosy Lucy Hale.

niedziela, 29 listopada 2015

Lucy

Patrzyła spokojnie w okno,  duże krople deszczu powoli zaczynały spadać na szare chodniki.  Lucy lubiła taką pogodę,  deszcz był dla niej jak oczyszczający prysznic.  Spojrzała na chłopaka siedzącego obok niej na parapecie.  Chłopak był zadowolony,  odkąd go znała, a był to jakiś tydzień,  może dłużej,  był pierwszy raz naprawdę zadowolony.  Cieszyła się ze to dzięki niej. Siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę i było to naprawdę przyjemne.  Pod koniec podeszła do nich Lexi.
- Cześć słonko.  Jak tam nowy kumpel?  - spytała żując ostentacyjnie gumę.
- Lepszy towarzysz od ciebie słońce. - prychnęła Lucy.
- Nie wątpię.  Nieważne.  Przypominam ci że dzisiaj o 22 u mnie na chacie.  Przynieś coś dobrego.  Trzeba uczcić początek weekendu. - zaśmiała się,  klepnęła Lucy w kolano i puściła oko do Gabe'a.  Brew Lu powędrowała ku górze,  w rozbawieniu.
- Jasne,  będę na pewno.  A czy przyniosę towar to nie wiem. Pomyślę.
- Kocham cie promyczku.  Lecę. - wysłała jej buziaka u odbiegla wdzięcznie.
- Nienawidzę cie szmato. - burknęła szatynka.  Chłopak patrzył na nią z lekkim rozbawieniem.
- Przyjaciółki.
- Spadaj. Idę na tą imprezę tylko po to żeby się nawalić. Mój brat daje mi maryche,  Lsd ale dobrej hery ciężko u niego wyżebrać.  Taka impreza to raj dla mnie. 
Gabe chciał coś powiedzieć ale w tym momencie zadzwonił dzwonek. Lu zeskoczyła  z parapetu i zerknęła na Gabe'a. 
- Jak chcesz możesz iść ze mną. - uśmiechnęła się tajemniczo i ruszyła korytarzem.  Miała dziś wene,  wiec postanowiła ze narysuje coś na lekcji,  ale musi zająć dobre miejsce z tyłu klasy.
Gabe usiadł obok niej w ostatniej ławce.  Lu wyszczerzyła się widząc ze czuje się niepewnie.
- Witaj na złej stronie mocy.  - udała głos Darth Vadera.  Zachichotał pod nosem i wyjął zeszyt.

Gabe


Brunet posłał jej szeroki uśmiech.
- No i świetnie, nieźle by było jakby zjadała już teraz - zaśmiał się cicho. Lucy Hale zabłysnęła zębami w wyszczerzu. Właściwie jej uzębienie było dziwnie białe jak na nałogowego palacza. Zaczęli iść do klasy, żartując sobie z panny Amy, która zapewne, niczego nie podejrzewając spożywała ciasto. Przegadali całą przerwę, siedząc na parapecie. Gabriel nie zwrócił nawet uwagi na to że dziewczyna paliła, a ludzie na korytarzu gapili się na nich bezczelnie. Nastolatek był pewien że się uda, wypełniał go jakiś nienaturalny, może nawet nadmierny optymizm. Z drugiej strony jednak wiedział że musi...
- No, zrobiliśmy co mieliśmy, to co, zrywamy się? - zaproponowała niebiesko oka, gasząc peta o framugę okna.
- Poczakajmy jeszcze, może je zje jeszcze w szkole. A co jeśli poczęstuje starego Stepha? - powiedział. Od kiedy wyraża się tak o nauczycielach? Ale za co powininien szanować ludzi, których tak duży procent jest po prostu bandą idiotów o potencjale zbyt małym by osiągnąć cele ustalone przez przeceniające ich ego. Facecików którzy mają jaja mniejsze niż Skłodowska-Curie, która, gdyby ktoś nie wiedział, była kobietą! Spojrzał za brudną szybę. Po części niemytą, po części zaparowaną. Z zewnętrznej strony widać było trupy pomniejszych insektów. Dzień był niepogodny, chmury zbierające się na nieboskłonie zapowiadały opady deszczu. Liście były jedynym elementem widoku który mógł budzić u przeciętnego człowieka emocje pozytywne. Tego dnia jednak, Gabriel Storm uśmiechał się prawie cały czas, przynajmniej półgębkiem. Nie mógł opuszczać aż tyłu lekcji. Choć poprzedniego dnia miał spokój, bo Susan dostała nagłej i ostrej biegunki, to dziś...
- Niedługo możemy zwiać - mrugnął do dziewczyny.

sobota, 28 listopada 2015

Lucy

Zamknęła oczy i udawała że myśli nad odpowiedzią. Tak naprawdę Lucy myślała nad tym jak zgrabnie się wymigac z odpowiedzi. Czy chłopak naprawdę chce wiedzieć jak wygląda jej życie?  Że nie jest fajne i idealne? Przeczesała włosy palcami i spojrzała na Gabe'a. 
- To nie są moi rodzice. - powiedziała obojętnie.  Starała się pokazać że jej na nich nie zależy,  chociaż czuła wdzięczność do nich.
- Jak to?
- Jestem adoptowana.  Will tak samo.  "Chłopak z żelkami" to Peter,  on jest ich dzieckiem,  a mnie i Willa adoptowali po tym jak moja macocha omal nie zginęła podczas porodu.  Chcieli mieć trójkę dzieci,  to mają.  Diler,  ćpunka i popychadło. Czego chcieć więcej? - mówiąc to patrzyła się w okno do pokoju Gabe'a.  Nawet nie zauważyła jak w jej oczach pojawiają się łzy.  Zwróciła twarz w przeciwną stronę i opanowała się. Pamiętaj o latach praktyki.  Nie wolno płakać. Płaczą słabi.
- Sory,  nie wiedziałem... - zaczął Gabe.
- Nikt nie wie na początku. Ale nie ma o czym gadać.  Jestem jedną z wielu sierot na świecie.  Niczym się nie wyróżniam.
Siedzieli w ciszy przez pewien czas aż z dołu doszedł ich przytlumiony głos matki Gabe'a.
- Ciasto gotowe.  Chodźmy lepiej. - stwierdził Gabe. Wstał i wszedł do pokoju. Lucy została chwilę,  ale również wróciła do środka. Zeszła pod schodach akurat gdy kobieta wyjmowała z piekarnika ciasto.
- Pachnie naprawdę ładnie.  Postaraliście się.  - stwierdziła z uśmiechem.  Zdjęła rękawice i wróciła do salonu. Po drodze poklepała syna po ramieniu.  Chłopak siedział na stołku i bawił się wykałaczką.
- Gabe? Nie mów o tym co ci powiedziałam. I pamiętaj o cieście jutro. - powiedziała Lucy,  uśmiechnęła się szeroko i wyszła z domu.  Ruszyła ulicą,  zaczynało się sciemniac. Miała ochotę się zabawić ale następnego dnia musiała się niestety w szkole pojawić wiec wróciła do domu, umyła się i zasnęła.

- Masz je?  - spytała Lu na przerwie.  Ziewnęła potężnie i potarła twarz.
- Pewnie ze tak.  Tu jest. - Gabe podał jej zapakowana tace z ciastem. - Mam nawet talerz.
- Dobre przygotowanie to podstawa.  Mamy z dziesięć minut,  chodź teraz. - powiedziała i ruszyła szybkim krokiem do gabinetu Amy. Zapukała cicho. Ręka pokazała Gabe'owi by został przed drzwiami. Weszła do środka i uśmiechnęła się najpromienniej jak potrafiła.
- Ah to ty Lucindo. - westchnęła kobieta.  Lu myślała ze ją szlag jasny trafi,  ale opanowała się.
- Nie nazywam się Lucinda tylko Lucy. A to nieważne.  Przyszłam panią przeprosić za to i zrobiłam dla pani ciasto w ramach mojej skruchy.  - powiedziała poważnie i spojrzała na psycholożkę. Kobieta była zdezorientowana ale po chwili przyjęła ciasto.
- Mm,  murzynek.  Pycha.  Dziękuję Ci Lucindo.  Wybacze ci ten drobny występek i zapomnimy o sprawie ale następnym razem nie zachowuj się tak. Jak chcesz możemy porozmawiać.  Jestem do twojej dyspozycji.
- Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję i życzę smacznego.
Wyszła z pokoju i gdy tylko zamknęła drzwi wybuchła śmiechem. Złapała Gabe'a za ramię i wydusila:
- Łyknęła to.

Gabe

- Dasz zapalniczkę? - zapytałem chcąc jakkolwiek zmienić temat. Pytania tego typu były nieco niewygodne, nie mówiąc już że niepokojące. Czemu miałby odpowiadać na zapytania osobiste? Nie rozumiał o co chodziło Lucy Hale. Nie wiedział czego się po niej spodziewać. Rozgada wszystkim, czy zdobi coś jeszcze gorszego? A jeśli tak to co? Nie miałaby pewnie wyrzutów sumienia. Przecież jestem dla niej tylko kujonem którego może wykorzystać, niczym więcej. A jeśli nie? Ta, jasne, a liczba pi jest skończona.
- Nie zgrywaj takiego nałogowca, tylko odpowiadaj - powiedziała chłodno. Gabe westchnął ciężko. Byli na dachu, czyli na dworze, a jemu było bardzo, bardzo zimno. Nie był pewien czy nie drży.
- Mam ojca, teraz jest na wyjeździe w sprawie pracy. Jestem jedynakiem... - odpowiedział najkrócej jak mógł. Czując jednak wyczekujące spojrzenie niebieskich oczu nastolatki, poczuł ukłucie irytacji. Czemu to ona cały czas zadaje mu pytania i bawi się w jakiś cholerny Scotland Yard?! Co ją obchodzą jego cele i motywacje?! I tak nie próbowałaby zrozumieć, tylko pigrążałaby się w swoich myślach typu 'jaki to świat jest beznadziejny'. A co jeśli tak jest? - To dlaczego tak nie lubisz swojej matki? I czy tamten dzieciak z żelkami - staczasz się Gabriel. 'Dzieciak z żelkami'? - to twój młodszy brat? - zadał jej te pytania nie tylko dla tego że był ciekaw odpowiedzi. Po prostu nie miał zamiaru tak łatwo ulegać dziewczynie. Nie mów hop...
- Pff, jasne, już ci mówię Watsonie z pizdy wzięty - syknęła skrzywiona. Patrzył ma nią wyczekująco. Jeśli się wykręci sianem, wróci do pokoju i... i? Eh, na prawdę przydałaby się zapalniczka. Jeszcze raz popatrzył przed siebie. Widok z dachu był ciekawszy, niż z okna. Właściwie to nie zmienił się ani trochę, ale brunet czuł się inaczej. Nigdy nie wychodził przez okno.
- Dwa pytania, dwa pytania - powiedział nieotrzymawszy odpowiedzi, patrząc na krajobraz. Pokerowa twarz chyba się przydała, bo po chwili usłyszał wkurzoną Lucy Hale.
- No dobra, jak sobie chcesz - czy to znaczyło że mu odpowie? Odwrócił głowę w jej stronę i napotkał na jej spojrzenie. Jej usta były ładne, ciemne włosy opadały na ramiona. Milczał, oczekując odpowiedzi.

Lucy

- Jutro, jutro. Koniec tygodnia, akurat na najlepszy przypał. - zaśmiała się Lu serdecznie i zaczęła nucić ostatnio jej ulubiony kawałek - Legendary. Sięgnęła ręką do kieszeni i wyjęła malboro. Spytała się Gabe'a spojrzeniem, a on pokręcił tylko głową. Westchnęła głęboko.
- Dobra, skoro już tu czekamy aż to się upiecze to zróbmy coś bo oszaleje. Mam ochotę zapalić. - wyrzuciła ręce w powietrze i zakręciła się po kuchni.
- Możemy pójść do mnie do pokoju. - wzruszył ramionami chłopak i wstał ze stołu. Cichym krokiem wszedł po schodach i zaprowadził Lucy do małego pokoju w niebieskich barwach. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na większe szczegół i dopadła do okna. Odetchnęła z ulgą i otworzyła je oścież. Weszła na parapet i wysunęła się na dach. Ucieszyła się, że Gabe ma tak skonstruowany pokój, że nie było problemu z wyjściem.
- Gdzie ty idziesz? - spytał zaskoczony chłopak. Spojrzała na niego przez ramię z szaleńczym uśmiechem.
- Zapalić. Chodź.
Usiadła na trochę brudnych dachówkach i wyjęła wyczekiwanego fajka. Zdążyła spalić połowę, nim dotłukł się do niej Gabe. Usiadł obok i mruknął  coś w stylu: Matka mnie zabije.
- Chcesz jednego? - spytała Lu i podała mu paczkę, chłopak wyjął jednego, ale nie zapalił go. Trzymał go między palcami i wpatrywał się w widok przed nimi. Lucy skorzystała z okazji i przyjrzała się mu bliżej. Ciemne włosy, gładkie rysy, spokojne spojrzenie. Chłopak zdawał się być naprawdę przystojny i Lucy zdziwiła się, że żadna panienka go nie wyrwała. Mogła go przecież spokojnie zmienić w kapitana drużyny football'owej, gdyby tylko chciała. Chłopak był podatny na wpływy, więc długo by się nie opierał. Ja mogę go zmienić. Cały czas go zmieniam.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - spytał po chwili zdezorientowany.
- Dobrze wyglądałbyś w białych włosach. Zdjąłbyś okulary i byłbyś przystojny. - stwierdziła i potarmosiła go po czuprynie, zaciągnęła się.
- Dzięki. To miłe.
- Nie przyzwyczajaj się.
- Jasne...
Spojrzała na swoje buty, ale kątem oka widziała jak Gabe uśmiecha się lekko pod nosem. Dopaliła fajkę i zrzuciła go z dachu na trawę u sąsiadów.
- Opowiedz mi coś o sobie Gabe. - rzuciła nagle Lu.
- Co? Po co?
- Chcę cię lepiej poznać. To źle?
- Nie ale nie mam ciekawego życia...
- Udowodnię ci że masz. Dlaczego nie masz ojca? Jesteś jedynakiem? Dlaczego tyle kujesz? Masz jakiś przyjaciół?
- Skąd wiesz że nie mam ojca? - spojrzał na nią zaskoczony i przestraszony.
- Mam parę źródeł. Na przykład to że w przedpokoju są zdjęcia przeważnie twoje i matki? Są jeszcze jakieś dzieci, ale w to już nie wnikam. Dom w klasycznym stylu kobiety. Jedyne męskie rzeczy są twoje, nie ma butów typowo męskich itd.
- To nieprawda, że nie mam ojca...
- Opowiedz mi.


środa, 25 listopada 2015

Gabe

Wiedział że nic dobrego z tego nie wyniknie, a niech to cholera, zaćpie mu matkę! Przygryzł wargę i zaczął grzebać po szafkach, nie zwracając uwagi na rozbawioną Lucy Hale. Znalazł w końcu małą buteleczke leżącą gdzieś na tyłach pułki z medykamentami. Wziął dwie  szklanki soku pomarańczowego którego nie cierpiał i wkroplił do jednego substancje z faloniku.
- Zaraz wracam, nie wysadź kuchni - warknął do dziewczyny. Tak na prawdę błagał w duchu żeby się udało. Nie był właściwie pewnien czy cokolwiek się stanie, ale lepiej się zabezpieczyć. Przez korytar z niemal przebiegł, starając się nie wylać obrzydliwego napoju z cytrusów. Susan siedziała spokojnie w salonie i przeglądała swoją pocztę na komputerze. Pokó był przestronny, wygodnie umeblowany, miał nieco podstarzały telewizor i zadbane, wymuskane figurki i zdjęcja, na których nigdy nie było kurzu. Pani Storm nie zauważywszy syna kliknęła ostatnią z wiadomości i zaczęła odpisywać. - Mamo...- zaczął czarnowłosy. Kobieta podskoczyła, chwytając się za pierś. Odwróciła się do swojego dziecka i wytrzeszczając oczy, natychmiast zamknęła wiadomość. Gabriel zmarszył brwi. Czy powinien się zainteresować tym co rodzicielka przed nim ukrywała? Zamiast tego usiadł na dziwnie twardym fotelu obok niej i podając jej naczynie zaptał;
- Kiedy wraca tata? - to było głupie pytanie. Wiedział że będzie w domu już pod koniec następnego tygodnia, ale przyszły mu do głowy jedynie pytania o nastolatkę, a tego tematu raczej wolał unikać.
- W następną niedzielę Gabrielu - powiedziała beznamiętnie, sięgając po sok. Brunet poszedł za jej przykładem, choć wolałby wylać cały płyn do doniczki przy oknie. Siedział sztywno, sącząc sok, najwolniej jak potrafił. Patrzył na usta Susan w oczekiwaniu na ujrzenie pustego naczynia. - Jesteś jakiś nerwowy Gabrielu - powiedziała, unosząc brwi. Domyśliła się? Ta idiotyczna myśl nie miała sensu, tak jak teoria Parmenidesa lub nawet bardziej, jednak przyszła chłopakowi na myśl. Co mógłby powiedzieć? Brązowe oczy matki były skierowane gdzieś w okolice rąk bruneta. Czemu nie patrzy mu w oczy?
- Nie, to nic, martwie się o... - co? Przegryzł wargę i uśmiechnął się krzywo - ciasto mamo - powiedział najnaturalnej jak mógł. Matka uśmiechnęła się pobłażliwie i rzuciła coś w stylu 'powodzenia'. Gabe wyszedł, z głową pełną uśmieszków Lucy Hale. Wszedł do kuchni w której roznosił się zapach murzynka w piecu. Chłopak jeszcze raz powtórzył sobie w głowie to zdanie, po czym zaczął się jak głupi śmiać, stojąc na progu kuchni. Czym on się w ogóle przejmuje? Sus nigdy nie domyśliła by się prawdy. Uczeń jego pokroju nie zostanie przecież oskarżony nawet o posiadanie narkotyków. Poza tym dziewczyna chce się zabawić, a nie zabić nauczycielkę. Zaśmiał się jeszcze głośniej i usiadł na stole. Nigdy nie siadał w swojej kuchni gdzieś indziej niż na krześle. Pff, czy to też nie brzmi głupio.
- Też coś brałeś? - usłyszał głos dziewczyny.
- Jutro jej to damy? - zapytał z wyszczerzem pięciolatka planującego posmarować krzesełko kolegi z zerówki klejem.

niedziela, 22 listopada 2015

Lucy

Lu rozejrzała się po przestronnej kuchni. Była czysta i zadbana,  aż miło się do niej wchodziło. Niestety po jej gotowaniu to miejsce zmieni się w piekło.
Czując się jak u siebie w domu, dziewczyna od razu zabrała się do przeszukiwania szafek. Zajrzała do lodówki i wyjęła mleko.  Gabe stał w progu i najwyraźniej nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Co tak stoisz? Rusz się. - pospieszyła go i wypiła z gwinta łyk mleka. Nawyjmowała misek i garnków i zaczęła grzebać w telefonie w poszukiwaniu przepisu.
- Jakie ciasto chcesz upiec? - spytał Gabe podchodząc do blatu.
- Nie wiem,  najprostsze. O! Tu jest jakiś przepis na murzynka.  Trochę rasistowskie,  ale może Amy się nie obrazi. W końcu ona jest biała nie? - mruknęła i wzruszyła ramionami.  - Dobra,  wklep cztery jajka.
Chłopak bez słowa wykonał polecenie,  ale niemo skomentował to " Będziesz miała kłopoty". Lu machnęła ręką i odkroiła masło.
- Słuchaj, nie martw się tym jak to wyjdzie,  bo to kompletnie bez znaczenia.  Teraz robimy razem ciasto żeby wkręcić nauczycielkę i to jest na pierwszym miejscu.  Konsekwencjami zajmiesz się później.  No, a teraz szklanka wody... - powiedziała i przyjrzała się bliżej telefonowi. Przeczytała przepis do końca i stwierdziła że to idealna chwila by wsypać magiczny pył. Zrobiła to w idealnym momencie bo gdy tylko schowała pusty plastik do kieszeni,  a Gabe zaczął miksować, do kuchni weszła jego matka.
- Jak wam idzie? - spytała. Patrzyła krytycznie jak Gabe miksuje ciasto.
- Chyba w porządku.  Pierwszy raz robie ciasto,  więc może nie wyjść. - odparła Lucy.
- Może wam jakoś pomoc? - zapytała i nie czekając na odpowiedź podeszła do Gabe'a i wyjęła mu mikser z ręki.  Wymieszała i wsadziła palec do miski. Gabe próbował coś powiedzieć ale szybko się opamiętał i patrzył z przestrachem na rodzicielke. 
- Mm,  całkiem dobrze wam poszło. Jeszcze tylko upiec i gotowe. - uśmiechnęła się i sięgnęła po tortownice.  Postawiła ją na blacie i wyszła z kuchni.
- Boże... - jęknął Gabe. Lucy spróbowała zahamować śmiech.
- Nic jej nie będzie. Nie martw się.  - spróbowała go pocieszyć.  Spojrzał na nią zdenerwowany.

Gabe


- Chcesz dać nauczycielce narkotyki? - zapytał brunet przyciszonym głosem. Czy to aby nie była przesada? Choć mówi się że cel uświęca środki, to czy taki cel mógł uświęcić cokolwiek? Szczególnie że Storm podejrzewał iż dziewczyna nie zamierzała marnować czasu na zbędne próby i od razu pójść 'po całości'. Co właściwie panna Amy zrobiła?  Powinno mu być szkoda niewinnej kobiety. Wybrała nie tę szkołę, nie te nie ambitne dzieci które chciała prowadzić przez szkolne życie. Teraz to on położy cegiełkę do poziomu zdeprawowania szkoły, będzie kolejnym uczniem z koszmarów ciała pedagogicznego. Nie umiał w sobie jednak znaleźć współczucia dla tej kobiety. Postarał się wyobrazić nauczycielkę, to do czego doprowadzi takie działanie. Zamiast tego do głowy wpadł mu obrazek okulisty odcinającego spody butelek Coca-Coli, a potem po przymocowaniu do nich drucików, podającego je pannie Amy. Nieśmieszne, idiotyczne ,bezsensowne. Nawet jego wzgarda do samego siebie nie była na tyle duża by zrezygnować z planu. A może jest na tyle słaby że nie umiem powiedzieć 'nie'? Ugh, głosie sumienia, gdzie zniknąłeś?
- No nie bądź pizda, idziemy - usłyszał głos Lucy Hale. Jeśli to ona miałaby być jego sumieniem, równie dobrze mógłby go nie mieć. Szli równo, szybkim krokiem, nic do siebie nie mówiąć. Może przekona się gdy już dokonają tej małej zbrodni. Tak, wtedy na pewno poczuje, zobaczy, nie wolno tak. Pff... to wiedzą nawet dzieci w wieku pięciu lat, a jemu potrzebne jest przekonać się na własnej skórze? Może jest niedorozwinięty?
To i tak żadne wytłumaczenie, ze wszystkim da się żyć, a nie wymyślać niestworzone powody by ukazać beznadziejność swojej sytuacji. Tak robią tchórze, bojący się przeciwdziałać temu co się dzieje. Zobaczył swój dom. Eh, teraz tylko co wymyślić by matka uwierzyła. Właściwie, czy to nie ciekawe że im rzadziej kłamiesz, tym łatwiej innym w to uwierzyć? Chyba że jesteś kłamcą doskonałym, wtedy nawet przy milionowym oszustwie nikt się nie domyśli. Gabriel nie był jednak tak utalentowany w tej dziedzinie, więc musiał w miarę szybko sklecić parę sensownych zdań... U progu wpuścił nastolatkę przed siebie. Zorientował się że nie uprzedził niebieskookiej o tym jak powinna się zachowywać. Cholera, może już się pakować do internatu o zaostrzonym rygorze! Zamknął drzwi z ciemnego drewna, przygotowując się na wrzask, lub cokolwiek nieprzyjemnego. Zamiast tego usłyszał głos matki.
- Oh, zadanie na technikę? Oczywiście, szkoda że Gabriel wcześniej mnie nie uprzedził, przygotowałabym coś dla was, ale dobrze, już nie zajmuję kuchni - mówiła słodkim tonem. Kiedy kompletnie oszołomiony Gabe przechodził koło niej, szepnęła mu dobucha coś w stylu 'ale pamiętaj że jesteście jeszcze dziećmi'. Wszedł za dziewczyną do pokoju.

piątek, 20 listopada 2015

Lucy

Postanowiła ze zrobią klasyczny klasyk i zakleili gabinet Amy w plakaty z gołymi babkami a na krzesło wyleją dwie tubki Kropelki. Gabe jednak szybko się wycofał i został "na czatach". Gdy nauczycielka "przypadkiem dowiedziała się ze to ona, zrobiła Lu dość długi wykład. Po skończonych lekcjach Lucy zaprowadziła Gabe'a pod swój dom i rozkazała czekać. Wbiegła do środka, rzuciła torbę i weszła prędko na górę. Otworzyła drzwi do zagraconej sypialni brata.
- Boże Will! - jęknęła gdy zastała brata walącego konia do poronosów.  Chłopak niezbyt się nią przejął i skończył co miał skończyć.  Dopiero wtedy zwrócił uwagę na Lu, która stała zniecierpliwiona w drzwiach.
- Co jest tak ważne ze przerywasz moje walenie gruchy? - spytał i założył majtki na siebie.  Lucy juz tyle razy widziała swojego brata nago że nie czuła się zkrępowana zaistniałą sytuacją.
- Potrzebuje towaru. Dobre towaru. - Słońce,  masz u mnie spory dług...
- No to dodaj do niego kolejny towar.  To nie moja wina ze nigdzie nie wychodzisz i nie potrzebujesz mojej pomocy. 
- No właśnie teraz potrzebuje.
- Okej pomogę ci ale daj mi towar bo musze juz lecieć!
- Nie chcesz się dowiedzieć czego od ciebie chce?
- Dobra,  mów szybko. - powiedziała i zaczęła szukać w super tajnej skrytce brata o której wszyscy wiedzieli. Wyjęła małą torebkę z literka H która miała oznaczać ze proszek jest naprawdę dobry. H- hard, nie?
- Okazało się ze Mike nam naściemniał i w życiu nie spał z laską wiec powiedziałem ze ty chętnie go rozprawiczysz.
- Pomyślę.  Lecę,  pa!
- Lucy kurwa no! - wrzasnął za nią ale ona była już na zewnątrz i uśmiechała się tajemniczo do Gabe'a. Pokazała mu torebkę a chłopak wytrzeszczył gały.

czwartek, 19 listopada 2015

Gabryś


- Eh... Dobra - powiedział nieco zrezygnowany brunet. Nie wiedział o co chodzi nastolatce. Najpierw celowo rozwścieczać kogoś, by potem go przeprosić? Równie dobrze możnaby spowodować sublimację, by zaraz przystąpić do resublimacji. Bez sensu. Jednak już się zgodził. Czemu właściwie to powiedział? Ale, niech to wyładowanie elektryczne trzaśnie, już wypaplał. Gabriel obiecał sobie że nie da zrobić z siebie przynęty, nauczycielka już miała na niego oko, a wolał nie ryzykować wściekłości Susan, szczególnie w tak krótkich odstępach czasu. - Mogę kupić jakieś ciasto, nie próbowałem piec nic od kilku lat - rzekł czarnowłosy zgodnie z prawdą.
- Nie! - natychmiast sprzeciwiła się Lucy Hale. - Wtedy nie wyjdzie - dodała, widząc zaskoczenie Gabe'a. Chłopak zmarszczył brwi, zaczynając rozumieć sytuację. Szmum jesieni, potęgowany odgłosami dziesiątków nastolatków, nie dawał mu się do końca skupić. Wcześniej nie zauważył tego hałasu. Gabrielowi wydało się że bezustannie owiewa go chłodny wiatr, nie dając mu się ogrzać. Wstrząsnął nim krótki dreszcz zimna. Lato dobiega końca, zaczyna się jesień. Powinien zacząć się cieplej ubierać. Wolałby nie wyobrażać sobie co by było gdyby zachorował.
- Co ma być w tym... wypieku? - zapytał podejrzliwie. Lucy Hale zmierzyła do swoimi niebieskimi oczyma.
- Czyli jednak nie nauczyłeś się - Gabriela zirytowało stwierdzenie wypowiedziane tonem zawodowej trenerki psów, mówiącej do niesfornego szczeniaka. Nie zadawać pytań.
- Pff, dobra, ale pomożesz mi przy tym gównie.

środa, 18 listopada 2015

Lucy

Dzwonek zabrzmiał nad jej głową. Stała oparta o ścianę, brudziła butem świeżo pomalowaną farbę i zastanawiała się jak zniszczyć nową damunie. Jak już niszczy wszystkich, to niszczy wszystkich. Młodsze klasy stały gotowe pod salami i czekały na nauczyciela. Starsi na luzaku rozmawiali jakby nie zauważyli dzwonka. Lucy była w tym przypadku w miarę cierpliwa i zaczekała aż wszyscy sobie pójdą. Przez cały czas myślała co zrobić nowej nauczycielce, że zapamiętała kim w tej szkole tak naprawdę jest. Klasyk typu sprey w gabinecie? Może coś bardziej oryginalnego... Zrobi to teraz czy na następnej przerwie? Może lepiej kogoś wkręcić żeby nie było na nią? Westchnęła głęboko i przeczesała włosy. Wtedy wpadła na genialny pomysł. Zachwyciła się swoim geniuszem. Niestety jej plan musi zaczekać do jutra, ale już dziś mogłaby zrobić pierwszy kroczek.
Ruszyła szerokim korytarzem w poszukiwaniu gabinetu pedagoga czy psychologa. Był na drugim piętrze, ale niestety okazało się że kobieta wyszła. Tabliczka mówiła że nazywa się Amy. Jak słodko i bez gustu.
Zrezygnowana poszła na lekcje. To było kompletnie nie w jej stylu, ale trudno. Moze poprosi Gabe'a o pomoc...
Bez pukania weszła do sali matematycznej. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Przeszła na koniec sali i bez słowa usiadła w wolnej ławce.
- Jak miło że do nas dołączyłaś. - stwierdziła pani Bowden i wróciła do lekcji.
Gdy zadzwonił dzwonek Lu podeszła do Gabe'a który pakował książki. Ona nawet swoich nie wzięła, ale to nie to było w tym momencie ważne.
- Potrzebuje pomocy. - oznajmiła. Gabe spojrzał na nią zdziwiony.
- Co jest?
- Skomplikowane i trudne, że pewnie nie dasz sobie rady, ale mam plan.
- Jaki?
- To nie jest odpowiedznie miejsce na to. Chodź. - pociągnęła go za nadgarstek i stanęli w rogu dziedzińca szkolnego.
- No więc powiedz mi!
- Zamknij sie albo się nie dowiesz. Chce wskazać naszej nowej nauczycielce kto rządzi szkołą. Umiesz piec? Mam nadzieję że tak bo ja jestem kulinarną porażką. Ale zanim kuchnia musisz mi pomóc ostro ją rozwścieczyć. Jakieś pytania, sugestie lub pomysły?
- Po co chcesz coś piec? I jak chcesz ją rozwścieczyć?
- Najlepiej jakimś klasykiem typu super mocny klej na fotelu albo inne takie, a piec chce po to żeby ją przeprosić. - uśmiechnęła się triumfalnie i wyprostowała.
- Nadal nie rozumiem.
- Zrozumiesz w swoim czasie. Wszystko ci jeszcze wyjaśnię. Ale potrzebuje pomocy i współtowarzysza.
- Ciaa....
- Wchodzisz?

czwartek, 12 listopada 2015

Gabe


- Aha, świetnie - mruknął pod nosem Storm, patrząc na odchodzącą Lucy Hale. Musiał sobie przyznać że trochę przesadził z tym paleniem, ale zirytowało go to że dziewczyna nagle dostała wyrzutów sumienia. Chodziło o to co powiedział ten osobnik którego Gabe kopnął? Że nastolatka niszczy wszystkich? To raczej niedorzeczne, przecież jedna osoba nie przejmującą się resztą, nie może owej reszty zmienić tak po prostu. Poza tym chłopak za bardziej prawdopodobną uznałby że jej wypowiedź była sarkastyczna. Teraz jednak zostawiła go z nową nauczycielką, a on musiał się z tego wyplątać w taki sposób, by nie dowiedziała się o tym matka ani reszta ciała pedagogicznego. Co mógł powiedzieć by płaskonosa niewiasta ucząca wychowania do życia w rodzinie, czy, bodajże etyki, dała mu spokój.
- Coś mówiłeś chłopcze? - zapytała, mrugając wymalowanymi rzęsami zza denek od butelek. 'Chłopcze'? Chyba na prawdę była nową nauczycielką, zapewne świeżo ze studiów.
- Tak proszę pani, niestety, ale przyłapała mnie, paliłem... - zaczął Gabriel, robiąc duże przerwy między zdaniami składowymi. Musiał zachowywać się bardzo ostrożnie, trochę jak Darwin obserwując nowe gatunki, starać się obserwować ich zachowania i odruchy. Choć w przypadku nastolatka, był to proces nie tak żmudny i długotrchwały, to i tak nie miał najmniejszej ochoty go rozpoczynać.
- Myślisz że ujdzie ci to na sucho? - powiedziała, starając się grać 'złego gline', którego zaraz zastąpiła tym 'miłym'. Psycholog, pff... - Czemu to robisz? - zapytała troskliwie, przy czym Gabe zauważył że nadal nie odłożył papierosa, choć dym drapał go już w płuca.
- Eh, wie pani, to dość osobiste... - powiedział, by dać sobie czas na wymyślenie czegoś konkretniejszego. Przybrał smutny wyraz twarzy, po czym usłyszał zdanie którego się spodziewał.
- Spokojnie, mi możesz powiedzieć - czy to nie śmieszne że nauczyciele zawsze tak mówią, postanawiając poinformować o wszystkim rodziców. Gabe efektownie pociągnął nosem.
- Wie pani, dziś rano kiedy jechałem rowerem - już nie mówił parwdy. Nie miał roweru. Nie jeździł od tak dawna, że wątpił iż teraz wsiadłwszy na taki pojazd, nie przewrócił by się. - Zagapiłem się trochę. Z zamyślenia wyrwał mnie pisk, to była... - tutaj znowu dodał podkreślające smutek pociągnięcie nosem. - Ulubiona kotka mojej mamy - kolejne kłamstwo. Jego matka nie znosiła zwierząt, na większość futerkowców miała po prostu uczulenie.- Ja... ja ją przejechałem... Miała aż dziewięć lat... Nie wiem... Nie wiem jak miałbym to powiedzieć mamie - odwrócił się do kobiety w okularach, 'na skraju płaczu'. Wiedział że nowa nauczycielka miała nadzieję na bardziej pikantną historię, o życiu, miłości, patologii, buncie i samobójstwie, lecz nie zamierzał sprzedać jej nic takiego. Poza tym cała ta historyjka była o tyle wygodna, że znawczyni stwierdzi iż tak łatwo emocjonujący się nastolatek, nie może być narażony na stres związany z kłótnią i wizytą u dyrektora. Otworzyła wymalowane na czerwono usta, lecz przerwał jej.
- Muszę jej to powiedzieć? Ah, proszę pani, ja na prawdę nie chciałem... Nie chce rzeźby się martwiła, nie będę, oh, nie będę już palił. Będę uważał na drodze, będę... - udawanie histerii było całkiem ciekawe, lecz przerwało mu głośne wycie dzwonka. Popatrzył na nauczycielkę.
- Eh... Wierze ci, wracaj na lekcje... - mruknęła zrezygnowana. Ta... Następnego kitu nie wciśnie. Lucy Hale wisi mu kolejnego fajka. Nie, rozpędził się, przecież on nie pali...

środa, 11 listopada 2015

Lucy

Spojrzała na niego i podała mu paczkę prawie już pustą.
- Kurwa. Każdego niszczysz Lucy. Nawet ty najlepszych. - stwierdził Ralph i masując się po policzku,  odszedł. Dziewczyna patrzyła za nim zaskoczona. Oczy miała szeroko otwarte i czuła się podle.  Cieszyła się z umiejętności panowania nad łzami. Lata praktyki.
Niespodziewała się czegoś takiego po Ralphie.  Ale tym razem miał rację.  Niszczy wszystkich.  Spojrzała powoli na Gabe'a palącego w ciszy. Jeszcze kilka dni temu pewnie by nie pomyślał że usiądzie obok niej i zacznie palić.  Ale ona zrobiła pierwsze kroki bo go zniszczyć.  Lexi tez była kiedyś normalną dziewczyną.  To ona ja zmieniła...
- Nie powinieneś tego robić. - stwierdziła wbijając wzrok niebieskich tęczówek w chłopaka. 
- Czego?
- Palić,  bić go.
- Obrażał cię i irytował mnie.
- Tak,  ale ty nie powinieneś go bić.  Nie jesteś taki.
- Skąd możesz wiedzieć jaki jestem? Znasz mnie zaledwie kilka dni.
- Widzę przecież...
- Zmieńmy temat. Jak ci minął dzień?
- Chujowo. Zbliża się impreza.  Idziesz w końcu? - Kurwa w dupe pierdolona maćNie mogła się powstrzymać.  Jej destrukcyjny odruch sam za siebie mówi.
- Raczej tak. Chyba...
- W takim razie gratuluję odwagi.  Jeśli nie skończysz upity lub naćpany,  zgłoś się po Nobla. - puściła mu oko i zapaliła ostatniego papierosa.
- Za coś takiego nie dają Nobla.
- Dla ciebie zrobią wyjątek.
Do ich stołu podeszła nauczycielka.  Była wysoka,  z płaskim nosem i czerwonymi okularami z szkiełkami jak denka od coca coli.
- Na terenie szkoły nie wolno palić.  Po za tym to szkodzi zdrowiu.  Może chcecie o tym porozmawiać? - zapytała i usiadła obok Gabe'a.
- Nie dzięki.  Możesz sobie iść.  Potrafimy zgasić fajka, naprawdę,  nie potrzeba asekuracji. - prychnęła Lucy. Kobieta przeszyła ja wzrokiem na wylot.
- Uprzejmiej.
Lucy zaciągnęła się ostatni raz i wstała.  Zgniotła peta ciężkim butem i odeszła nie wzruszona. Zostawiła Gabe'a samego z nauczycielka.  Kobieta była nowa w szkole i nie miała kompletnie pojęcia o tutejszych zasadach ustalonych przez szkolną społeczność.  Ona je jej pokaże...

Gabe


- Jak tam wolisz - odpowiedział wzruszając ramionami. Sam też nie był w najlepszym humorze. Poprzedniego dnia kiedy wrócił do domu zastał matkę bliską dzwonienia na policję. Choć spóźnił się tylko trzydzieści minut, to Susan od razu urządziła mu burzliwy wykład. Kiedy jednak zauważyła siniaki, piskliwym z uniesienia głosem poprowadziła przesłuchanie, po którym miała zadzwonić do dyrektora. Choć Gabriel nakłamał jej jedynie że potknął się na schodach, kobieta i tak miała zamiar zawiadomić pana Andersona 'o wszystkim'. Byłaby to nawet zrobiła gdyby Gabriel nie wyłączył prądu. Jako że dobrze wiedział że jego matka wogóle nie zna się na elektryce w jakimkolwiek, nawet najmniejszym stopniu, spodziewanym rezultatem działania była rezygnacja kobiety z użycia dzieła A.G.Bell'a. Proste niczym zasada zachowania pędu. Cieszył się jednak że kobieta nie wyczuła papierosów, gdyż wtedy tkwiłby już od kilku godzin na oddziale, lub u psychologa. Tego ranka chciała go nawet podwieźć do szkoły, ale na całe szczęście Gabriel odwiódł ją od tego pomysłu. Teraz gdy brunet stał za Lucy Hale maltretującą telefon, czuł się spokojniejszy. Dziewczyna schowała komórkę, lecz nim zdążyła coś powiedzieć, zagłuszył ją jakiegoś facecika.
- Lu, daj mi się w końcu wyjebać, a nie siedzisz z tym fiutem w brylach! - zawołał nastolatek, zwany przez większość Ralph. Nie zastanawiąjąc się długo, ładując w to całą flustracje, Strom wykonał pierwsze w swoim życiu poprawne kopnięcie hakowe. Kiedy zobaczył że zaskoczony chłopak już leży, zadziwił się. Skąd wzięła się w nim ta agresja? Chociaż, zawsze irytowało go takie drące mordy osiłki, to nie planował raczej poważnie uszkodzić żadnego z takowych indywiduów. Nieco sflustrowanu, usiadł na ławce. Czuł dziwne mrowienie w mięśniach.
- Lucy, masz może papierosa? Jak chcesz mam oddać kasę..

wtorek, 10 listopada 2015

Lucy

- Panno Hale,  jeśli nie nadrobi pani straconych godzin i nie poprawi pani ocen,  zostanie pani zawieszona w prawach uczniowskich co skutkuje wydalaniem ze szkoły.  Czy rozumie pani? - dyrektor wbił w nią ostry wzrok.  Czuła ze próbuje ją złamać,  ale dziewczyna wzmocniła barierę.  Przybrała bardziej obojętną poze i wywróciła lekko oczami.
- Sama najchętniej zwiałabym z tej budy, nie musisz mnie wyrzucać Steph.
- Dla ciebie jestem dyrektor Anderson,  nie Steph. - mężczyzna poprawił okulary i złożył dłonie w piramidę. - Lucy,  jesteś jedną z inteligentniejszych osób w szkole.  Nie marnuj swojego potencjału przez swoją arogancję.
- Nie ma osób bardziej inteligentnych i mniej inteligentnych.  Wszyscy są równie głupi,  tylko ze na przykład pan, próbuje to schować za mądrymi tekstami. - stwierdziła szatynka i przyjrzała się swoim czarnym paznokciom.  Powinnam je pomalować.  Schodzi mi już lakier.
- Nie ma sensu żebyśmy się sprzeczali.  Idź juz, ale pamiętaj ze chcę Cię widzieć na poprawach.
- A ja chcę gwiazdkę z nieba.
Podniosła się i wyszła na głośny korytarz.  Nad głową przeleciał jej papierowy samolot. Podniosła go i schowała do torby. Była środa,  a środa to najgorszy dzień tygodnia.  Ni to początek tygodnia,  ni to koniec.
- Lucy!  Ej Lucy! Chodź się pieprzyć!  - usłyszała prymitywny głosik najlepszego kumpla Patricka - Ralpha.  Westchnęła, odwróciła się do chłopaka i pokazała mu faka.  Odeszła w swoją stronę,  ale za nią ciągnął się sznur gwizdów i odzywek.
Była pół godzinna przerwa ale straciła prawie pięć minut u Stepha.  Wyszła na dziedziniec i usiadła przy wolnym stole.  Wyjęła komórkę i zaczęła szybko pisać smsa do Patricka.
Chuju, ogarnij swojego gnojkowatego kumpla i odpierdol się,  chyba że bardzo chcesz zarobić w ryj.
- Wszystko w porządku? - usłyszała czyjś głos nad głową.  Na początku myślała ze to Ralph ale na jej szczęście okazało się ze to Gabe.
- Tak. Czemu pytasz?
- Siedzisz tak tutaj i mocno walisz w komórkę.  To może zaniepokoić
- Pisałam do Pata,  żeby on i jego kumple się ode mnie odpierdolili chyba ze wszyscy chcą zarobić w ryje.
- Ostro.
- Wyjątkowo... Perfidne chuje nic nie warte.
- Spokojnie.
- Nie będziesz mnie kurna uspokajał.
- Jak królowa sobie życzy
- Przestań.  Mam zły dzień.

Gabe

Gdy mijał bez słowa matke Lucy Hale myślał intensywnie. Z samochodu wysiadł jakiś dzieciak. Gabriel posłał mu długie spojrzenie, niczym w filmie szpiegowskim. Czy to młodszy brat dziewczyny? Chłopiec wydawał się zadbany, ściskał paczkę jakichś słodyczy i ogólnie był roześmiany. Sam Storm nie miał rodzeństwa, czytał i słyszał jednak wiele rzeczy o młodszym rodzeństwie. Spróbował skupić się na nitkach emocji między dziewczyną a jej rodziną. Szybko jednak zrezygnował, przypominając sobie sytuację z osobnikiem nazywanym przez Lucy Hale ,Will. Może rzeczywiście nic nie wie o życiu? Maszerując po chodniku, spojrzał w niebo. Słońce wskazywało mu że jest już po południu. Gdyby wrócił na piechotę to matka zauważyłaby że nadszedł z innego kierunku, jeśli jednak szybko przejdzie i wsiądzie przystanek przed domem, to rodzicielka nic nie zauważy. Wtedy jednak będzie spóźniony, co najmniej dwadzieścia minut. Co łatwiej byłoby mu wyjaśnić? Do głowy wpadło mu wiele dobrych wymówek, lecz po chwili do głowy wpadł mu obraz dziewczyny w której domu jeszcze niedawno był. Dziewczyny która przy nim brała narkotyki, dziewczyny która kazała mu zapalić, dziewczyny która pragnęła... umrzeć. Właściwie to czy nie dziwne że ma już szesnaście lat i musi się tłumaczyć ze wszystkiego Susan? To już na prawdę sporo... Więc czy rzeczywiście jest tak jak myślała dziewczyna? Spochmurniał. Poczuł nieco silniejszy wiatr, targający jego kruczoczarną czuprynę i wciskający się pod T-Shirt. Choć słońca nie zakrywały żadne obłoki, to wydało mu się nader odległe. Czy to nie idiotyczne że tak wielka gwiazda oświeca go z daleka, nie potrafiąc ogrzać? Nawet biorąc pod uwagę odległość nas dzielącą, zdaje się to dziwnie przykre. Niedorzeczność! Nie powinien bawić się w twórcę retorycznych rozmyślań, nikomu to na dobre nie wyszło. Znowu pomyślał o Lucy Hale. Czy to jednak ona zna więcej prawdy? - A niech to, pójdę na tą cholerną imprezę! - powiedział sam do siebie, zaciskając pięści. Nie zauważył że dziewczynka w szkolnym mundurku która go miała patrzy się na niego dziwnie.

Lucy

Przyjrzała się bliżej Gabowi.  Złość rosła w niej coraz szybciej.  Jak on mógł tak powiedzieć? Nic nie wie o życiu.  Nic go nigdy nie spotkało.  Najlepsze oceny,  kochająca matka. Czego kurwa można chcieć więcej od życia? On nie musi chcieć niczego,  ona chce tylko śmierci. Przymrużyła oczy i wyjęła papierosa z dłoni chłopaka.
- To w końcu ja chce umrzeć,  nie ty. - mruknęła, zaciągnęła się i przyjrzała się ulicy za oknem. Jakaś starsza kobieta wyprowadziła psa na spacer.  Kundel właśnie srał na ich podwórko,  ale Lucy nie przejęła się. Pod ich dom zajechała biała toyota.  Wysiadla z niej jej matka, co Lucy skomentowała głuchym westchnieniem.
- Moja matka wróciła.  - odwróciła się do Gabe.  Chłopak akurat wstawał i brał swoją torbę.
- Idziesz juz?
- Myślę że czas na mnie...
- Spoko. Do zobaczenia. - mruknęła i odwróciła się z powrotem do okna. Jej matka wyjmowała zakupy z bagażnika.  Po chwili z jej domu wyszedł Gabe.  Minął samochód i ruszył uliczką. Usłyszała głośne kroki na korytarzu,  a po chwili do jej pokoju zawitał Will.
- Ej, jakiś nowy kochanek?  Juz się nie lubimy z Patrysiem?
- Nigdy się nie lubiliśmy.
Zgasiła papierosa, otworzyła okna na oścież i wyrzuciła niedopałka w stronę pokoju Willa.
- Dzieci! - dobiegł ich przesłodzony fałszywą uprzejmością głos matki. Lucy wywrociła oczami i wygoniła Willa z pokoju.  Zeszła po schodach na dół.  Matka stała w kuchni i rozpakowywała zakupy. Dan, "młodszy brat" Lucy,  skakał wokół matki machajac żelkami.
- Niedługo kolacja. 
- Wołałaś mnie tylko po to żeby mi to powiedzieć?  Ja pierdole...
- Lucy wyrażaj się. 
- Oczywiście my lady.
- Przestań.
Lucy poszła do salonu i rozwaliła się na kanapie.  Will oglądał mecz ale bardziej się skupiał na pół gołych cheerlederkach. Obejrzała z nim, ale nie dane im było dokończyć gdyż na stole zagościła kolacja.
- Danny opowiedz jak było w szkole?  - zagadała chłopaka Cristina.
Lucy w tym momencie się wyłączyła i dziubała jedzenie.  Nie miała apetytu ani chęci by cokolwiek przełknąć.

by Heather - Land of Grafic